Discord jest mniej społecznościowy, niż się wydaje [OPINIA]
Komunikator Discord osiągnął to, co nie udało się IRC-owi: stworzył banalnie prostą w użyciu i uniwersalną metodę prowadzenia czatów i wymiany plików. Rozwiązanie jest porządnie uwierzytelnione i zdolne do samo-finansowania. Ma też pewną poważną wadę.
Na Discorda można narzekać z wielu powodów. Łatwo przyczepić się o kontrowersyjną moderację, przyciąganie bardzo dziwnych subkultur lub udawaną tylko decentralizację ("serwery" to jednostki całkowicie logiczne). W przeciwieństwie do IRC i XMPP, Discord odniósł jednak sukces na uniwersalną skalę: wyparł poprzedników, konkurentów zepchnął do branży korporacyjnej, a alternatywy stały się niszowe (choć otwiera to dyskusję na temat popularności Telegrama…).
To chyba dobrze...?
Z perspektywy popularyzatorów budowania internetowych społeczności, jest to obiektywnie sukces. Po latach ewolucji, powstało wreszcie narzędzie zbliżające ludzi pod egidą wspólnych zainteresowań. Czyż nie to samo próbował osiągnąć IRC (co się nie udało ze względu na ograniczenia techniczne) oraz, na swój sposób, Czateria (co skończyło się moderacyjnym horrorem)?
Po części tak. Ale powstają tu dwa problemy. Po pierwsze, IRC łączył ludzi w grupy na podstawie innych kryteriów, a po drugie - przeniesienie całych społeczności (a nie tylko rozmów) na Discorda doprowadziło do zniknięcia ogromu wiedzy i znaczącego utrudnienia dostępu do informacji z mało popularnych tematów. Czy od pewnego czasu Google zaczął się wydawać nieco mniej przydatny ze swoimi wynikami wyszukiwania? To może być jeden z powodów.
Poszło zbyt dobrze
Można powiedzieć, że społeczności internetowe padły ofiarą własnego sukcesu: gdy komunikacja stała się na tyle łatwa, że jest dostępna dla każdego zawsze i wszędzie (z zerowym progiem wejścia), wszystkie kroki pośrednie służące "wtajemniczaniu" przestały być potrzebne. Wypracowywana wiedza jest zbierana w postaci przypiętych postów na kanale, a nie notatek na grupowym serwerze WWW/Wiki. A takiej wiedzy nie indeksuje Google.
W efekcie, wiele dyskusji na temat hermetycznych/rzadkich tematów, stało się niemożliwych do wyszukania. Dotychczas, migracje technologii nie były pod tym względem szkodliwe dla dostępności treści. Przejścia z Usenetu na fora, z forów na sieci społecznościowe, a z nich do systemów komentarzy na dedykowanych portalach - wszystkie one były indeksowane przez Google i umożliwiały nowicjuszom powolne wdrażanie się.
Trudność w dostępie do informacji, wbrew opinii niektórych, nie jest zaletą. Całe to wymądrzanie się w tonie "ale to trzeba umieć szukać, a jak nie umiesz, to i tak nie będziesz wiedzieć, co z tym zrobić" to zwykła bzdura. Jest to zwykły gatekeeping, bez żadnych zalet związanych z utrzymywaniem standardów, niesprawdzający się nawet w roli utrzymywania podziału "swój-obcy".
Atomizacja
Teraz każda grupa ma swój "serwer" i często nie publikuje swoich dzieł nigdzie poza kanałem ogłoszeniowym. Więc teraz, zamiast znaleźć jakiś post na forum lub krótką notatkę blogową, trzeba znaleźć kilka głównych społeczności skupionych wokół zagadnienia i uparcie szperać po ich Discordach. Nierzadko są one ogólnodostępne i otwarte dla gości: nie wyizolowano się na Discordzie dlatego, żeby się ukrywać. To po prostu skutek uboczny.
Zjawisko nie zachodziło z poprzednimi komunikatorami grupowymi. Można więc próbować postawić tezę, że IRC/XMPP był "dobre", a Discord jest z jakiegoś powodu "zły" i doprowadza do erozji metod wymiany informacji, pozornie tę wymianę wspomagając.
Ale nie jest to poprawne opisanie sytuacji. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że Discord jest zbyt dobry, jego poprzednicy byli funkcjonalnie niekompletni, a zjawisko erozji dostępu do informacji to nieunikniona konsekwencja stuprocentowo cyfrowych społeczności.
Nie mogło być inaczej
Sytuacja, w której możliwe jest utworzenie całkowicie arbitralnej społeczności o jednym tylko punkcie wspólnym dla wszystkich uczestników (i to w dodatku w parę chwil!), jest całkowicie nienaturalna. Jest ekspresową ewolucją o prędkości zbyt wysokiej nawet dla realiów internetowych.
Dlatego nie wypracowały się samoistnie mechanizmy zapewniania szerszej korzyści. Całkowita swoboda dostępu do informacji i budowania społeczności, doprowadziła do ukrycia wiedzy, zwiększenia progu wejścia do tematów hobbystycznych i podziałów wzdłuż nieoczywistych granic.
Internetowe ludy pierwotne, ostrzegające pod hasłem "wiecznego września" przed nadmierną popularyzacją internetu 30 lat temu, nigdy nie wpadłyby na to, jakie będą rzeczywiste jej konsekwencje.