Drakensang: Phileasson's Secret

Phileasson's Secret to pierwsze oficjalne rozszerzenie do gry Drakensang: The River Of Time. Jego światowa premiera odbyła się już jakiś czas temu, ale polskiej edycji doczekaliśmy się dopiero niedawno. Podobna sytuacja miała miejsce przy „podstawce”, która trafiła do kraju z opóźnieniem kilku miesięcy - z tą różnicą, że na Rzekę Czasu warto było czekać... Tytuł stanowił udaną kontynuację (choć w formie prologu) równie dobrego The Dark Eye. Wprowadził do uniwersum serii istotne zmiany, ale zdołał zachować co najlepsze z systemu Das Schwarze Auge, ponownie rzucając wyzwanie popularnemu Dungeons & Dragons. Dodatek był doskonałą szansą na stworzenie pomostu do kolejnych części. Wykorzystano ją w nikłym stopniu.

Redakcja

05.04.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:47

Tuż po zainstalowaniu produkcji czeka nas rozczarowanie. Ale w pierwszej kolejności przychodzi jeszcze zdziwienie, bo po uruchomieniu rozszerzenia, widzimy menu z The River of Time (które zresztą jest niezbędne do odpalenia Phileasson's Secret). Zaskoczenie bynajmniej nie ustaje, kiedy rozpoczynamy nową grę. Wybieramy jedną z dostępnych już wcześniej postaci (oczywiście nie pojawia się żadna nowa) lub tworzymy własną, po czym bierzemy udział w identycznej misji wprowadzającej. Wszystko toczy się dokładnie tak, jak poprzednio, więc z czasem zaczynamy się zastanawiać, czy aby na pewno włączyliśmy właściwą aplikację. W moim wypadku wątpliwości zniknęły dopiero po przeczytaniu kilku zażaleń na forach internetowych i tak załapaniu, o co chodzi.

Okazało się, że należy przez kilka godzin przechodzić te same misje od nowa, wraz z tą samą drużyną. Dopiero po ich ukończeniu wracamy do Aventurii, gdzie czeka na nas postać z pojedynczym zadaniem, takim, jakich pełno w wersji podstawowej - oto cały nasz dopiero co nabyty dodatek. Ciężko powiedzieć, czym kierowali się twórcy produkcji, gdy decydowali się na tak problematyczne rozwiązanie… Prawdopodobnie zakładali, iż użytkownicy wciąż mają na dyskach podstawkę, wczytają zachowany stan gry i rozpoczną świeże przygody. Jednak to nie wyjaśnia jeszcze jednej istotnej kwestii – czemu w instrukcji nie ma o tym ani słowa?

Obraz

Fabularnie Phileasson's Secret opowiada o przygodach tytułowego pirata. Wraz ze swoją załogą przybył on do wybrzeży Nadoretu, ale równie szybko je opuścił. Herszci nie mają pojęcia, co dzieje się z ich dowódcą – dowiadujemy się tylko, że ruszył na poszukiwania Tie'Shianny, czyli legendarnego miasta elfów. Rzecz jasna podążamy za nim. Wkrótce przenosimy się do wspomnianej lokacji za pomocą tak zwanej „szczeliny między sferami”, a tam odnajdujemy Phileassona, który tymczasowo dołącza do drużyny. To doskonały wojownik, przyda się w każdym starciu, bez względu na umiejętności pozostałych towarzyszy. Nie znamy jego zamiarów, lecz szybko schodzą one na dalszy plan. Okazuje się bowiem, iż kraina elfów przeżywa oblężenie przez demony boga Bezimiennego – naszym zaś zadaniem jest ich odparcie.

[break/]Najwięcej czasu spędzamy właśnie w Tie'Shiannie i okolicach. Trzeba przyznać, że miasto wykonano z dużą fantazją. Przede wszystkim stanowi odejście od średniowiecznego modelu, znanego z poprzednich odsłon Drakensang - nawiązuje do starożytnego Egiptu. Przez większość misji przebywamy w monumentalnym, świetlistym pałacu, z pięknymi ogrodami oraz pozłacanymi kolumnami. Budowla ma kilka kondygnacji, a po części z nich poruszamy się swobodnie, rozmawiając z elfami czy po prostu robiąc interesy. Warto zauważyć, iż dzięki „szczelinom” możemy w każdej chwili wrócić do portu, co znacznie ułatwia życie. Z czasem przenosimy się do podziemi. Również zostały one wykonane bardzo dobrze. Pozwalają zgromadzić wiele skarbów, jak też unikalnych obiektów.

Obraz

Problem w tym, że nie bardzo wiadomo do czego je wykorzystać. Gracze, którzy już ukończyli Rzekę Czasu i tak mają postać na wysokim poziomie, zaś sam dodatek jest zbyt krótki, by opłacało się zbroić naszą drużynę po zęby. Pewną konsternację wywołuje ponadto brak nowych przedmiotów, poza rynsztunkiem głównego bohatera, otrzymywanych od elfów. Podobnie rzecz ma się z czarami czy umiejętnościami - wszystkie to znamy. Do nowości możemy zaliczyć tylko kilku przeciwników. Ale kto czeka na dodatek do świetnej gry tylko po to, żeby zobaczyć raptem świeżą lokację, tudzież powalczyć z nowym gatunkiem karaluchów?

Zadania oferowane przez rozszerzenie są zadowalające, choć schematyczne. Twórcy produkcji postanowili skupić się przede wszystkim na walce, wędrujemy więc od jednego wroga do drugiego. Jest wyzwanie polegające na zgromadzeniu pewnych kryształów - odwiedzamy po kolei sześć identycznych komnat, rozbrajamy podobne pułapki, a wreszcie walczymy z takimi samymi przeciwnikami. Jakie zaskoczenie czeka nas przy następnej misji, pod tytułem „Zniszcz sześć pieczęci”… Rozgrywkę urozmaicają co prawda bossowie, aczkolwiek ich ulokowanie także budzi wątpliwości, bowiem czasem nie dostajemy nawet szansy na uzupełnienie zapasów przed wielkim starciem - a może okazać się to krytyczne, szczególnie gdy rozwijamy drużynę od samego początku.

Obraz

O oprawie audiowizualnej nie warto się rozpisywać - jest identyczna jak w The River of Time. Mamy cieszące oko, bajkowe animacje, już trochę przestarzałe, ale wciąż trzymające poziom. Muzyka nie wyróżnia się niczym specjalnym, stanowiąc zbiór spokojnych, klimatycznych melodii. Bardzo dobrze wypadają głosy, świetnie dopasowane do każdej postaci. I to wszystko. Całość wygląda tak, że po jakichś trzech godzinach przechodzenia raz już ukończonych misji, odblokowujemy około pięciu godzin fabuły dodatku. Zapłacimy za to jakieś 60 złotych… Cóż, Radon Labs istnieje na rynku gier wystarczająco długo, by wiedzieć, iż mini kampania pozbawiona w sumie jakichkolwiek nowości to zdecydowanie za mało, jak na pełnoprawny dodatek. Studio, które wypuściło dwie znakomite produkcje, tym razem postawiło na łatwy zarobek i trochę zakpiło sobie z graczy.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)