Facebook nie musi kupować danych od firm trzecich? Sam zbiera ich mnóstwo i skutecznie analizuje
Mnogość informacji, które gromadzi o swoich użytkownikach Facebook, nie przestaje zaskakiwać. Tylko w ostatnim tygodniu wspominaliśmy o zdobywaniu przez serwis danych od firm trzecich oraz niejasnych zapisach w regulaminie, które mocno obniżają realne bezpieczeństwo użytkowników. Okazuje się, że portal mógłby skutecznie działać nawet bez konieczności zdobywania o nas dodatkowych informacji z zewnątrz – sam gromadzi ich dostatecznie dużo, by obserwować trendy i wyciągać wnioski.
02.01.2017 15:00
Nietrudno sobie wyobrazić, że liczba informacji gromadzonych przez serwis jest ogromna: aktywnie korzystających ze swoich kont użytkowników jest na całym świecie mnóstwo, zaś zapełniona dzięki nim big data staje się ogromnym źródłem danych różnego rodzaju.
Niezależnie od publikowanych przez nas treści, Facebook jest w stanie analizować czas naszej aktywności, grono znajomych, nierzadko również lokalizację (o ile zezwoliliśmy wcześniej na dostęp niej). Połączenie wszystkich tych informacji, a następnie ich analiza i porównywanie pomiędzy aktywnymi użytkownikami serwisu, przyczyniły się do stworzenia pewnych schematów i wzorców, na podstawie których firma jest w stanie domyśleć się niektórych faktów z naszego życia.
Przypomnijmy, że już niemal trzy lata temu światło dzienne ujrzała informacja o tym, że na podstawie analizy aktywności użytkownika, serwis jest w stanie stwierdzić, że właśnie znaleźliśmy nową sympatię – w dodatku niezależnie od tego, czy poinformujemy o tym w ustawieniach profilu.
Sztuczna inteligencja analizuje stopień naszej aktywności i rodzaj publikowanych treści. Następnie przewiduje moment znalezienia drugiej połówki na podstawie porównania naszych danych z informacjami zebranymi od tych użytkowników, którzy o zmianie swojego statusu związku poinformowali portal w ustawieniach.
Jak się okazuje, schemat aktywności zakochanego użytkownika Facebooka jest następujący: częstotliwość publikowania nowych postów konsekwentnie rośnie, aby na kilka dni przed rozpoczęciem związku gwałtownie spaść, ostatecznie malejąc do niecałych dwóch postów publikowanych na dobę. Rośnie jednocześnie miłe nastawienie, a więc częstotliwość używania w postach słów o pozytywnym nacechowaniu. Oczywiście odstępstwa są możliwe, a co więcej schemat sprawdzi się tylko w przypadku osób faktycznie korzystających z portalu na co dzień i z pełnym zaangażowaniem.
Mimo to, możliwości inwigilacji Facebooka wydają się ogromne. Kwestia statusu związku jest zapewne tylko jedną z dziedzin, w obrębie której można doszukać się pewnych schematów w zachowaniu użytkowników serwisu i na tej podstawie wnioskować o stanie faktycznym. Niezmienne pozostaje natomiast pytanie: czy gromadzenie aż tylu informacji o prywatnym życiu użytkowników jest konieczne?