Google nie chce być jak Jakub Żulczyk. Po wpisaniu "Andrzej Duda" nie zobaczymy opinii pisarza
Pisarz Jakub Żulczyk kilkanaście tygodni temu w jednym z wpisów na Facebooku nazwał prezydenta Polski "debilem". Google już wcześniej przewidziało konsekwencje takich spraw, więc zaraz po tym, gdy fraza zyskała na popularności, w wyszukiwarce po wpisaniu "Andrzej Duda" kontrowersyjne hasło przestało się pokazywać.
Jakub Żulczyk ma stanąć przed sądem za zniesławienie Andrzeja Dudy. Mocno nieeleganckie hasło szybko było komentowane w internecie. Między innymi dlatego na Twitterze popularnością cieszył się hasztag ze zbitką "Andrzej Duda" i opinia pisarza. Google miał podobny problem, ale do akcji wkroczyły algorytmy.
Najpierw te faktycznie proponowały wariant, o którym było głośno. Z czasem jednak obraźliwe hasło zniknęło z propozycji wyszukiwarki, gdy użytkownik wpisał "Andrzej Duda". Po prostu algorytmy wykryły niewłaściwe słowo i zablokowały jego wyświetlenie, pokazując inne popularne zapytania związane z prezydentem.
Jak dowiedział się nieoficjalnie serwis Wirtualne Media, "w sprawie kontrowersyjnych podpowiedzi Google nie otrzymał żadnej prośby o ich usunięcie". To po prostu kwestia regulaminu.
Tam Google odnosi się do sprawy jasno:
W ten sposób twórcy wyszukiwarki zabezpieczają się przed zjawiskami w stylu Google bomb. Ofiarami takich praktyk padli m.in. Barack Obama, Donald Trump czy Donald Tusk.
Oczywiście nie muszą to być celowe działania. Wystarczy, że użytkownicy wpisują słowa kluczowe z powodu zwykłego zainteresowania - jak w przypadku pisarza - i zbitka budząca kontrowersje gotowa.
- Analizując Google Trends dla obu tych fraz zauważyć można, że zyskały one bardzo szybko na popularności, co było powodem ich pojawienia się w podpowiedziach - zauważył w rozmowie z "Wirtualnymi Mediami" Krzysztof Czapnik, interactive director w GreenParrot.
Przykład opinii Jakuba Żulczyka jest niezwykle ciekawą sprawą pokazującą, jak nowe technologie wyprzedzają przestarzałe prawo. Zresztą sami politycy PiS obiecywali zlikwidować z Kodeksu karnego przepis dotyczący kary więzienia za znieważenie prezydenta. Obecnie z tych deklaracji się wycofali.
Całość przypomina nieco ciszę wyborczą, kiedy prawo swoje, a internet swoje. Niby nie wolno głośno mówić pewnych rzeczy, ale te i tak się wybiją.