Google pozbawiło prawicowe portale reklam. Powód? Rasizm i promowanie przemocy
Już raz w Polsce mieliśmy w 2013 r. głośny na całą Europę przypadek ("Remuszko przeciwko Polsce") odmawiania publikacji reklam przez wydawnictwa. Niby jest to wolny rynek, ale publikacje nie mają obowiązku utrzymywania biznesu w ten sposób, gdy mają jakieś obiekcje. Coś podobnego przydarzyło się teraz firmie Google.
17.06.2020 | aktual.: 19.06.2020 12:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Interwencja Google. Prawicowe portale nie zarobią na reklamach
Gigant pozbawił właśnie skrajnie prawicowe strony The Federalist i ZeroHedge możliwości zarabiania pieniędzy z reklam Google Ads.
Co takiego zdaniem Google'a zrobiły te dwa serwisy, aby sobie na taką reprymendę zasłużyć? Według firmy z Mountain View tworzyły zawartość "promującą nienawiść, nietolerancję, brutalne zachowanie i dyskryminację względem osób odmiennej rasy" i używały jej do czerpania zysków z reklam.
W świetle warunków świadczenia usług, jest to czyn niedopuszczalny. Zarówno The Federalist, jak i ZeroHedge tworzyły w ostatnim czasie wiele wpisów obrzucających błotem akcję "Black Lives Matter". Ten drugi z portali nazwał tę inicjatywą "rewolucją stworzoną przez CIA z kieszeni Sorosa".
Prawicowy internet miał wiele pretensji do decyzji Google'a, a gigant ostatecznie zmienił zdanie odnośnie jednego z serwisów. The Federalist przywrócono możliwość zarabiania z reklam Google Ads po tym, jak witryna usunęła nienawistne komentarze. ZeroHedge jest jednak nadal pozbawione monetyzacji.
Google przyznał, że portal ZeroHedge został ostrzeżony w minionym tygodniu i nie uregulował obiekcji, dlatego gigant podjął decyzję o odcięciu serwisu od reklam Google Ads.
Prawicowi komentatorzy są zniesmaczeni faktem, że Google posiada siłę sprawczą do tego, aby "zniszczyć praktycznie każdy serwis, opierając to na arbitralnych i uzależnionych od polityki kryteriów".
Jest to ważny punkt widzenia, który powinien być odnotowany, szczególnie w przypadku tego, że giganci social media również mają problem z regulacją nienawistnych treści i konsekwencją.
Śliska granica
Z drugiej strony są również granice, które nie powinny być nigdy przekraczane, zwłaszcza gdy słowa w mediach (niezależnie jakiego kalibru) podżegają do brutalnych działań, lub nawet do sięgania po broń.
W USA sytuacja dotycząca rasizmu i brutalności policji jest bardzo newralgicznym tematem, a solidarność z osobami rasy niebiałej jest teraz korporacyjną odpowiedzialnością społeczną wielu największych marek.
Tym bardziej także duzi gracze, jak Google, Facebook i Twitter czują coraz większą presję, także ze strony własnych pracowników by nie umywać sobie ciągle rąk, gdy w grę wchodzą prawa człowieka.
Poprosiliśmy o komentarz dr Barbarę Grabowską-Moroz, koordynatora koordynator "monitoringu procesu legislacyjnego w obszarze wymiaru sprawiedliwości" w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która wydawała opinię w powoływanej tutaj na początku sprawy Remuszki z 2013. Artykuł zostanie odświeżony, gdy uzyskamy jej opinię na ten temat.
Aktualizacja #1
Jak się okazuje, informacja NBC na temat "demonetyzacji" portalu Federalist była nieprawdziwa. Oparto ją wyłącznie o wewnętrzną, również błędną informację od Google. Autorka, należąca do działu weryfikacji informacji NBC pospieszyła się z jej publikacją. Zakładając dobrą wolę Google, cała sprawa jest po prostu wielkim nieporozumieniem i problemem w komunikacji. Łatwo jednak doszukiwać się drugiego dna: czy było to ostrzeżenie? Czy może Google wycofał się, gdy zobaczył reakcję? Takie pytania to czysta spekulacja, prowadząca potencjalnie do niesłusznych oskarżeń. Ale łatwo o takie, gdy weźmie się pod uwagę, że "upomnienie" Google'a dotyczyło sekcji komentarzy, a nie treści, co jest stosowane dość wybiórczo.
Aktualizacja #2
Otrzymaliśmy wypowiedź dr Barbary Grabowskiej-Moroz z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która wyjaśnia sprawę Remuszki z 2013 roku, gdy wydawnictwa odmówiły publikacji reklam, którą można luźno odnieść do sytuacji z Google'em i dwoma wymienionymi tutaj portalami.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawie Remuszko przeciwko Polsceuznał, że sądy krajowe prawidłowo wyważyły dwie wartości – interesskarżącego (S. Remuszko), który chciał opublikowania reklamy jegoksiążki w kilku gazetach oraz interes tychże gazet (swobodadecydowania o tym jakie treści będą publikowane). Tym samym spór,który zawisł przed polskimi sądami, dotyczył dwóch prywatnychpodmiotów – oba powoływały się na wolność słowa. Trybunał oceniając rozstrzygnięcie sądów, uznał, że pluralistycznyrynek prasy i mediów nie powinien obligować wydawców do publikowaniareklam zaproponowanych przez podmioty prywatne i taki stan rzeczy jestzgodny z wolnością słowa na gruncie Konwencji. Trybunał podkreślił, żewydawca ma prawo realizowania własnej polityki w zakresie tego jakietreści będzie publikował. Odnosi się to również do treści reklam. Trybunał nie zdecydował się na zastosowanie w tej sprawie koncepcji„pozytywnych obowiązków”, który mogłyby zostać nałożone na podmiotyprywatne (wydawcę) w niniejszej sprawie.