Gorzej niż źle: nowe Alone in the Dark to gra akcji na cztery osoby
Najczęściej obieraną drogą odświeżania uznanych marek gier sprzed wielu lat jest ich restartowanie, czyli opowiadanie historii bohaterów na nowo, pozostając jednak w ramach gatunku, który dany produkt niegdyś reprezentował. Są również oczywiście kontynuacje, zazwyczaj też wierne oryginalnej rozgrywce. Niestety raz na jakiś czas jakiś ambitny deweloper za bardzo pokombinuje, diametralnie zmieniając założenia serii. To nas właśnie czeka przy nowym Alone in the Dark, bo to w sumie strzelanka na 4 osoby.
01.09.2014 | aktual.: 11.02.2015 09:19
Twórcy mówią ogólnie o szeroko rozumianej grze akcji, ale trudno się szybko nie zorientować, co w trawie piszczy, kiedy bohaterowie używać mają do rozwiązywania problemów między innymi karabinów AK47 i M4, miotacza ognia, strzelby, a do tego czarów oraz umiejętności specjalnych, służących po prostu do likwidowania kolejnych wrogów. Tym samym nadzieje na kolejny porządny horror można zwyczajnie wyrzucić do kosza, koncentrując się na wypatrywaniu mającego mocno straszyć Silent Hills.
Z różnorakimi poczwarami walczyć przyjdzie w zmurszałym mieście Lorwich, niegdyś tętniącym życiem, ale opuszczonym po tajemniczej powodzi. Po latach okazuje się, że za klęską żywiołową stali słudzy cienia, co stanowi pretekst dla czwórki bohaterów, żeby wybrać się na miejsce i setkami pocisków przecierać sobie szlak do rozwiązania pewnej wielkiej zagadki... Do wyboru dostaniemy stawiającego na siłę ognia łowcę, czyli potomka samego Edwarda Carnby'ego, posługującą się czarami wiedźmę, władającego mocą świętą księdza i znającą się na komputerach, ale i strzelaniu młodą panią inżynier.
Motorem napędowym produktu będzie Unreal Engine 4, gwarantujący ponoć świetną oprawę graficzną, trudno jednak ją oceniać, kiedy na kilka miesięcy przed premierą (jesień) opublikowano na razie wyłącznie garść informacji o projekcie. Śmiesznie wygląda też wzmianka o inspirowaniu się mroczną twórczością H.P. Lovecrafta w jednym zdaniu z wieścią o walkach z całymi hordami zajadłych wrogów. Będzie trzeba pokombinować czasem z używaniem światła, aby rozgonić groźną ciemność, a etapy rozłożone na przestrzeni czterech osobnych kampanii zadziwić mają sypiącymi się murami i ogólną zaawansowaną destrukcją otoczenia, tylko tzw. survival horror z tego żadny. Bliżej tytułowi do popularnych gier MOBA z walkami na arenach, co pewnie ma przyciągnąć właśnie ich fanów. Starzy lepiej nichaj pielęgnują dobre wspomnienia...