IBM kupuje Red Hata. Ale po co?
Bez głośniejszych zapowiedzi, w niedzielę gruchnęła wiadomość o przejęciu firmy Red Hat przez IBM (!) za 34 miliardy dolarów. To informacja zaskakująca z wielu powodów. Po pierwsze, dotychczas nie mówiono głośno o takim przejęciu i nie spodziewano się go ze względu na rozbieżność branżową. Po drugie, 34 miliardy to bardzo dużo pieniędzy. Po trzecie, wszyscy milcząco zakładali, że w świecie linuksowym nie trzeba nam jeszcze jednego gracza zachowującego się jak Oracle. Oferta Red HataJaki jest cel owego przejęcia? Aby to wyjaśnić, zacznijmy od przypomnienia, że Red Hat robi inne rzeczy, niż tylko system operacyjny, a IBM nie produkuje dziś komputerów. Obie firmy zajmują się modną, ale jakimś cudem niepopularną w ich wykonaniu kwestią, czyli chmurą. Red Hat oferuje zbiór rozwiązań do budowania infrastruktury chmurowej, hostującej aplikacje. Platformy takie, jak JBoss, OpenStack i OpenShift pozwalają na szybkie tworzenie i wdrażanie własnych rozwiązań, wykorzystując konteneryzację, mikroserwisy i zbiór innych kosmicznych technologii. Rozwiązania „chmury w proszku”, którą wystarczy zalać wodą by sama się wdrożyła, są dokładnie tym, czego IBM potrzebuje dla swojej oferty chmurowej.
29.10.2018 | aktual.: 29.10.2018 23:48
Oferta IBM
W ramach usługi „IBM Cloud”, firma ta oferuje bowiem coś, co na papierze brzmi bardzo podobnie do rozwiązań Red Hata. W środku jest jednak zupełnie inne: celem IBM Cloud jest dostarczenie alternatywy dla usług Amazon. Innymi słowy, mimo pokaźnego zbioru oferty SaaS, IBM kojarzy się bardziej z dostarczaniem infrastruktury. Red Hat ma to uzupełnić o model programowania. Najwyraźniej bowiem, analitycy oszacowali spadek prędkości rozwoju chmury IBM, biorąc pod uwagę polaryzujące się tendencje: po infrastrukturę idzie się do Amazona, po stos technologiczny do Red Hata. Być może nie warto inwestować we własne rozwiązania, jeżeli można przejąć cudze, popularniejsze.
Według Gartnera, udział IBM w dostarczaniu rozwiązań infrastruktury-jako-usługi w roku 2017 wynosił 1.9 proc. rynku. „Big Blue” jest zatem na piątym miejscu. Jeżeli chce przetrwać na rynku coraz mocniej uciekającym w chmurę, konieczne są drastyczne kroki, by nie zniknąć. Red Hat pozwoli wzbogacić ofertę o „gotowce” w postaci zintegrowanych platform software’owych, sam bowiem nie jest głównym graczem na rynku IaaS, świadczy usługi konsultacji wdrożeń chmury (prywatnej i publicznej) dla firm. Po przejęciu przez IBM, w ogóle przestanie nim być: ofertą chmurową zostanie zapewne w całości IBM. Konsultanci będą mieli zatem „mniej pracy”. Zastąpią ich handlowcy.
Wpływ na branżę Cloud Computing
Jeżeli małżeństwo chmurowe Red Hata z IBM powiedzie się, gigant IT będzie miał pod swoją kontrolą rozwiązanie podobne do Microsoft Azure: platformę chmurową zgodną z otwartymi standardami, pozwalającą na wdrożenie dowolnej aplikacji, ale także „sugerowany” stos technologiczny, pod którym wdrażać systemy będzie najłatwiej.
Ale Red Hat to nie tylko chmura. Co z systemem Red Hat Enterprise Linux, no i co z Fedorą? Obie te rzeczy nie brzmią jak coś, co jest specjalnie w stylu IBM. Wedle ogłoszenia prasowego, Red Hat pozostanie oddzielną marką w obrębie swojego właściciela, zatem nie znika. Nie zniknie również system RHEL, w wielu miejscach będący dziś standardem de facto, z którego nie da się łatwo migrować. Jeżeli zaś chodzi o projekty Open Source, zadeklarowano nieustające wsparcie i zaangażowanie („long-lasting commitment”) w dalszy ich rozwój. Historia pokazała już nieraz, co znaczą takie okrągłe słowa, póki co jednak nie ma powodu do większych obaw, trwa „business as usual”.
IBM nie ma jednak dobrej sławy. Mimo upływu lat, niezmiennie kojarzy się z monolityczną i anachroniczną korporacją, wychowującą oderwanych od rzeczywistości, oschłych menedżerów pod krawatem. Firmy o takim wizerunku rzadko są przodownikami postępu, głównie raczej kapitalizują na swoich dawnych osiągnięciach, uzależniając od nich uprzednio cały świat. Dlatego przejęcie firmy Red Hat przez producenta komputerów mainframe programowanych COBOLem może budzić wątpliwości natury estetycznej.
Dotychczasowe projekty Open Source
Jest jeszcze druga kwestia: IBM należy do tych firm, o których żartuje się, że w zasadzie już nic nie produkują i nie sprzedają. Nie mają ani jednego programisty, a zamiast tego – armię prawników,. Drugim przykładem takiego imperium zła jest Oracle. Ono też ma armię prawników, gotowych pozwać każdego, kto źle wymawia słowo „Java”. To firma, której nikt nie lubi. Która nie ma klientów, tylko zakładników. Nienawidzących jej produktów, niemogących od nich uciec. Wreszcie, Oracle jest znane z mordowania projektów Open Source. Wszystko, co da się spieniężyć, zostanie spieniężone. W ten sposób wypatroszono Solarisa. Może za kilka lat to samo stanie się z Red Hatem…?
Opcji jest naprawdę dużo. Jedną z nich jest na przykład zmiana priorytetów rozwoju Fedory i znaczące zmniejszenie priorytetu wydań pulpitowych (budowanie specjalnie pod chmurę). Nie ucieszy to kolegów z GNOME, finansowanego głównie przez Red Hata. Zwłaszcza, jeżeli IBM poprosi o pomoc księgowych, którzy stwierdzą, że pulpitowy Linux to jakiś żart jest w ogóle, większość tego torciku i tak zjada Ubuntu, więc wszystkie graficzne cuda można w zasadzie wywalić z Red Hata. Jak ktoś w Fedorze będzie chciał to rozwijać, to sobie paczki zrobią sami. Może.
Wtedy twórcą głównego nurtu pecetowych Linuksów pozostanie Canonical ze swoim Ubuntu. O ile… nie kupi ich Microsoft. Brzmi to nie mniej absurdalnie, niż jeszcze tydzień temu hasło o przejęciu Red Hata przez IBM. Zresztą, biznes to nie pojedynki gangów.
Przejęcie Red Hata obsługiwała firma JP Morgan. To taki detal zwracający uwagę, że to standardowe przejęcie, które może się zakończyć w standardowy sposób.