ilomilo

Redakcja

09.12.2010 13:59, aktual.: 01.08.2013 01:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Żyjemy w czasach growego, medialnego szumu – gdzie nie spojrzeć, atakują nas reklamy nadchodzących pozycji, a licytowanie się wydawców, która z nich osiągnie największy sukces i zdmuchnie konkurencję, niczym wiatr jesienne liście z drzew, sięga chwilami granic absurdu. Miło więc, że nawet w tak "niekorzystnym" okresie, jak ten przedświąteczny, pojawić się potrafi dzieło na pierwszy rzut oka niepozorne, cichutko zajmujące swoje miejsce na Rynku Xbox Live oraz... w sercach odbiorców. Ilomilo na dyski konsol zakradło się niejako kuchennymi drzwiami, bo oficjalnie tytuł ciągle jest niedostępny. Był marketing „szeptany”, sekretna strona internetowa, w końcu specjalny kod... Całość wymyślono po mistrzowsku, wzbudzając ogromną ciekawość tytułu wśród społeczności. Jeszcze przed odpaleniem gry w powietrzu czułam magię. I nie zawiodłam się – to produkcja ze wszech miar jednak oryginalna.

Historia, mimo iż prosta, dziwnie ujmuje. Ilo i Milo (a właściwie Milton oraz Ilona) to para przyjaciół związanych ze sobą nicią sympatii grubą, niczym lina okrętowa. Ich marzeniem jest zatem jedno – być na zawsze razem. Popijać herbatkę w cieniu zielonych drzew, rozmawiać, trzymać się za ręce (no, łapki raczej)… Sielanka, prawda? Niestety, świat wokół naszych małych bohaterów nieustannie zmienia kształty, zaś że i pamięć słaba, rezultat codziennie otrzymujemy ten sam – ludki muszą się rozstać, by na nowo znaleźć do siebie drogę. My ich w tym wspieramy, choć otoczenie składa się z kostek ułożonych na tak wymyślne sposoby, iż gracz dostaje chwilami zawrotu głowy. Z pomocą przychodzi postaciom też Sebastian - dziwaczny, acz zabawny ekscentryk, ukryty na każdym poziomie w jednym z kamiennych bloków. Podpowiada oraz przywołuje ważne dla parki wspomnienia.

Rozanielony uśmiech na twarzy ma się od pierwszych chwil, ale siła ilomilo tkwi także w rozgrywce, niemal idealnie skrojonej pod kątem dwóch współpracujących osób. Bohaterami kierujemy na zmianę (przełączając się między nimi za pomocą przycisku X), poruszając się blok po bloku, w obrębie coraz to bardziej skomplikowanych poziomów. Skoro cel stanowi wyłącznie spotkanie się, można pomyśleć, że zadanie jest banale - nic bardziej mylnego. Należy wykazać się niezłą wyobraźnią przestrzenną plus rozwiniętymi zdolnościami kombinowania, jak też spostrzegawczością. Kooperację rzecz jasna dodano, co prawda tylko lokalną (nie zagramy zatem po sieci), lecz mimo że nie chcę tej decyzji usprawiedliwiać, wydaje się, iż dostajemy rozwiązanie idealne – na jednej kanapie dużo łatwiej się dogadać, palcem pokazać rozwiązanie, a i myśli się wspólnie lepi jakoś lepiej. Dodatkowo gracz chwilowo nieaktywny kieruje latającą swobodnie muchą, co pozwala zaznaczać odpowiednie klocki oraz zbierać ukryte na planszach jajka.

Obraz

Świat podzielono na cztery główne rozdziały, w każdym z nich zaś dostajemy dziewięć poziomów zwykłych i trzy bonusowe, aktywowane po spełnieniu odpowiednich warunków. Wygląd poszczególnych "podświatów" uzasadniono fabularnie – przykładowo, woda jako motyw przewodni w jednym z nich ma związek ze łzami wylanymi przez Ilo oraz Milo z powodu rozstania. Gdzieś w tle ujrzymy przeróżne dziwaczne stworzenia, również odniesienia do innych popularnych tytułów (World of Goo, czy Super Meat Boy). Aby przejść dalej, wystarczy zaliczyć sześć z dziewięciu miejscówek, ale zaręczam, że nie odejdziecie od konsoli bez rozgryzienia wszystkiego. Wyjątkowo motywujące są też znajdki, bowiem mają one swój określony cel w grze – pocieszne maleństwa zwane Safkas pomagają odblokować dodatkowe plansze, płyty CD dają dostęp do cudnej muzyki z gry, a zdjęcia pomagają pozbierać wspomnienia związane z życiem postaci.

[break/]Poziom trudności nie jest wysoki, ale sukcesywnie rośnie w miarę naszych postępów. Niesamowite, iż w sumie tak prosty pomysł wzbogacono o mnóstwo dodatkowych rozwiązań, wprowadzanych stopniowo, toteż zawsze mamy czas przywyknąć do nowych reguł na planszy. Czerwone strzałki pozwalają na zmianę położenia Ilo lub Milo o 90 stopni, a różne rodzaje specjalnych kostek sprawiają, że każdą zagadkę rozwiązujemy trochę inaczej. Są tu bloki obracające się wokół własnej osi (a nawet dookoła całej miejscówki, jeśli umiejętnie takie umieścimy), "zamrażacze" umożliwiające stworzenie lodowego mostu, windy - jeżdżą tylko do góry, lecz jeśli staniemy na płaszczyźnie prostopadłej, ruszą w bok... I dużo, dużo więcej. Mój ulubiony element to przejażdżka na pociesznym zwierzęciu, którego nie podejmuję się nazwać (wygląda trochę jak kwadratowa krowa, podśpiewująca sobie pod nosem). Myśleć trzeba ustawicznie, a zaliczenie kolejnego wyzwania daje dużą satysfakcję, zwłaszcza w chwilami ciężkich miejscówkach bonusowych.

Obraz

Osobnym elementem, do odblokowania na jednym z poziomów, jest ośmiobitowa, słodka minigierka. Sterujemy tutaj parą bohaterów równocześnie, używając wyłącznie kierunków. Cel? Zdobyć jak największej liczby punktów, zbierając różnokolorowe stworki oraz białe kwadraciki. Łatwo nie ma, bo podłoże co chwilę przesuwa się w jedną z czterech stron świata, czasami też znika nam spod nóg. Miły dodatek, ale jeśli miałabym wskazać jedną rzecz, która mi się w ilomilo nie spodobała, byłoby to właśnie ilomilo shuffle. Zbyt wielką rolę (oprócz niezbędnego refleksu) odgrywa tu szczęście, zaś po około 2 minutach akcja przyspiesza na tyle, że normalny gracz przestaje ogarniać, co się dzieje, modląc się o korzystne ustawienie podłoża na tyle długo, by przekroczyć magiczną granicę 500 punktów, potrzebną do zdobycia osiągnięcia. Frustracja nie pasuje do spokojnej atmosfery.

Ponarzekać można także na sterowanie – nawet przy idealnie sprawnym padzie, bohaterowie poruszają się dziwacznie, czasami występują problemy z zatrzymaniem się w upatrzonym miejscu, a obrócenie się w pożądanym kierunku również potrafi zazgrzytać. W niektórych, bardziej rozbudowanych przestrzennie poziomach szwankuje do tego kamera. Ciężko dojrzeć drugą postać (nawet po oddaleniu widoku), a że sam rzut jest jakby sztywny, wybitnie utrudnia to orientację. Dodatkowo, po zmianie kąta obserwacji, przez chwilę nic nie widać, gdyż zasłaniające obraz klocki robią się przezroczyste dopiero po kilku sekundach. Na szczęście przypadki takie są raczej sporadyczne i nie przeszkadzają w odbiorze, ani w samej zabawie. Gra relaksuje, toteż niełatwo się tu naprawdę zdenerwować.

Obraz

Grafika cieszy oko, a projekty postaci i miejsc zostały wręcz żywcem wyjęte z filmów Pixara. Wszystko jest zaokrąglone, przyjazne, kolorowe oraz słodkie niczym lizak – niemniej nie ma przesytu. Kostki śmieją się do nas lub szczerzą zęby, czy mrugają. Dużo dzieje się również na planszach, zaś jeśli przyjrzeć się uważnie, jak wspominałam, wypatrzymy bohaterów innych gier spacerujących w głębi ekranu. Na osobną, gorącą pochwałę zasługuje muzyka - niesamowicie chwytliwa i urocza, pozostaje w pamięci na długo. Nutki towarzyszą nam nawet w menu głównym, gdzie podczas wyboru kolejnych opcji da się zagrać wątek przewodni kawałka brzęczącego w tle. Artyzm oraz piękno tej pozycji to coś wyjątkowego w dzisiejszym świecie gier. Śmiem twierdzić, że ilomilo to taki rodzynek w torcie Xbox Live Arcade, sekret warty odkrycia - zwłaszcza za cenę 800 MSP. Czuję się, jakbym dostała idealny prezent pod choinkę. Polecam, tak dziewczynom, jak i chłopakom.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl