Kandydat na prezydenta USA należał do Kultu Martwej Krowy. Haktywizm wkroczy do polityki?
Kandydat na prezydenta USA należał do Kultu Martwej Krowy. Haktywizm wkroczy do polityki?Do wyborów prezydenckich w USA jeszcze dużo czasu, ale powoli klarują się potencjalne kandydatury. Jak informuje Gazeta Wyborcza, jednym z najnowszych „presidential candidates” (pretendentów w wyborach na kandydata, system głosowania w Stanach Zjednoczonych jest skomplikowany) jest demokrata z Teksasu, Beto O’Rourke. Aby wziąć udział w prawdziwych wyborach, musi pokonać jeszcze wielu innych pretendentów do nominacji. Wśród nich są tacy trudni przeciwnicy, jak Bernie Sanders, więc jest to prawdziwe wyzwanie.
17.03.2019 | aktual.: 21.03.2019 23:44
Haker z Teksasu
O’Rourke jest typowym teksańskim demokratą, który celem przyciągnięcia wyborców w konserwatywnym stanie, musi od czasu do czasu uderzyć w tradycyjny, a nawet libertariański ton. Jego pozornie anty-establishmentowa kampania bardzo mu w tym pomoże. Deklaracja udziału w wyborach nie jest jednak najciekawszą wiadomością związaną z sylwetką nowego kandydata.
Dziennikarz śledczy Jospeh Menn, na łamach serwisu Reuters poinformował o zaskakującym epizodzie w biografii Beto O’Rourke. Kandydat w czasach młodzieńczych należał do słynnej grupy hakerskiej Kult Martwej Krowy (Cult of the Dead Cow, CDC).
Nie jest to jakaś bezbarwna, jedna z wielu i nieistotna grupa. CDC jest uznawane za ideowego założyciela ruchu zwanego „haktywizmem”, splatającego anarchistyczne inicjatywy hakerskie z promocją przekazu społecznego i politycznego.
Haktywizm od początku po dziś dzień jest (podobnie jak w ogóle wielu „komputerowców”) powszechnie niezrozumiany i nierzadko potępiany, a członkowie ruchów hakerskich – uznawani za terrorystów. Ta ostatnia etykietka jest zazwyczaj kompletnie niesłuszna (acz to samo na swój temat mówią często prawdziwi terroryści).
Udział klasycznej myśli hakerskiej w głównym nurcie politycznym USA to o wiele skuteczniejsza promocja anty-establishmentowej postawy, niż metoda „working class hero”, do której nierzadko odwoływał się miliarder, biznesmen i celebryta, prezydent Donald Trump. Sprzedanie jej w hakerskim opakowaniu może być trudne i niewarte podjęcia próby. Ale wpływając na całokształt światopoglądu, może dać ciekawe efekty.
Kult Martwej Krowy
Aby zrozumieć istotność ruchu CDC (i członkowstwa w nim), konieczne jest przybliżenie zjawiska haktywizmu i odsunięcie na bok przestępczych i terrorystycznych skojarzeń, wiązanych często z hakerami. Tylko wtedy możliwe jest przywiązywanie jakiejkolwiek wagi do tego, co w młodości robił O’Rourke. Wiele osób wyśmieje próby tłumaczeń pojęć takich, jak „etyka hakerska”, twierdząc że nic takiego nie istnieje. Nie ulega jednak wątpliwości, że samoczynne zawiązywanie się ruchów hakerskich wskazuje na silne nacechowanie ideologiczne oraz pewną zbieżność poglądów.
Manifest hakerski
Zapewne sztampowym będzie przytaczanie tu Manifestu Hakerskiego z 1986 roku, mimo to warto to zrobić.
Krótki (i bardzo nastoletni w swym wydźwięku) tekst unaocznia podstawową metodę patrzenia na rzeczywistość: niepowstrzymaną ciekawość i wolę zdobywania wiedzy, kosztem naginania wszelkich regulacji. Brak dociekliwości w życiu uchodzi za przestępcze wręcz marnotrawstwo i przeraźliwie nudną apatię.
Legislacja z kolei, w anarchistycznym duchu, ma jedynie przeszkadzać w rozwoju. Próbując odgórnie utemperować zachowania wandali nieszanujących świata, uznaje wszystkich „ciekawskich” za potencjalnie problematyczne jednostki. Wynika z tego silna nieufność hakerów do wszelkich regulacji i państwowych interwencji.
Oryginalna myśl hakerska jest też głęboko merytokratyczna, co w dzisiejszej społeczności IT uchodzi już za niemodne i wręcz krzywdzące. Co ciekawe, to właśnie merytokracja miała być narzędziem zaprowadzenia równości. Dziś bywa uznawana na narzędzie opresji.
W zależności od tego, komu akurat się podpadnie, niniejsza postawa uchodzi na przemian za faszyzm i komunizm(!), a sami zainteresowani są okrzykiwani terrorystami. Sama z siebie jest jednak całkowicie niegroźna i w oryginalnej postaci – politycznie bierna.
Jest sygnałem ostrzegającym, że wszelkie rządy, celem przetrwania, idą na skróty z równaniem do wspólnego mianownika. Kończy się to wyższą kontrolą nad chaosem, ale przy okazji hamuje postęp. Hakerzy-ideowcy, dopóki nie natłukli kilkusetdolarowego rachunku telefonicznego, byli z racji braku politycznej inicjatywy wrzucani do tego samego worka, co hipisi i inne grupy, uznawane za „nawiedzone”.
CDC i haktywizm
Charakter medialnego (i federalnego) zainteresowania zmienia się, gdy postawa ideologiczna przechodzi w inicjatywę polityczną. Hakerskiej etyce jest bardzo blisko do polityki, nieco dalej jest do niej charakterom hakerów. Zmieniło się to właśnie za sprawą Kultu Martwej Krowy, czyli nieformalnej organizacji zrzeszającej operatorów BBSów - telefonicznego odpowiednika internetu lat osiemdziesiątych.
Po kilku latach od swojego powstania, CDC powoli wkraczało z inicjatywami hakerskimi w przestrzeń publiczną. To z ich udziałem zorganizowano na początku lat 90. w Houston HoHoCon, czyli słynną konferencję hakerską.
Dotychczas branżowe konferencje IT były wysoce sformalizowane i prowadzone przez korporacyjnych delegatów. Alternatywą były wyłącznie zupełnie amatorskie spotkania garażowych programistów, organizowane we własnym zakresie i na mikrą skalę. Inicjatywy CDC pozwoliły wciągnąć na te nieznane wody również dziennikarzy i przedstawicieli służb mundurowych (pamiętajmy, że były to czasy przed DEF CONem).
Działalność CDC zataczała coraz szersze kręgi wraz z biegiem lat: zorganizowany atak trollingu na niesławny Kościół Scjentologiczny (trzynaście lat przed słynnym, paraliżującym atakiem DDoS na ten sam kościół), opublikowanie narzędzia Back Orifice do zdalnego sterowania komputerami z Windows oraz rozpoczęcie kampanii na rzecz powstrzymania rozbudowującej się cenzury w internecie (już w 1999 roku!).
Choć tematy były poważne, bardzo często towarzyszył im prześmiewczy, żartobliwy ton – jak w przypadku wzięcia odpowiedzialności za... chorobę Alzheimera u prezydenta Ronalda Reagana.
Haktywizm a demokracja
Poglądy haktywistów, mimo względnej jednoznaczności, są trudne do zaklasyfikowania pod którymś z obecnych głównych nurtów politycznych w USA. Walka o prywatność w sieci pasuje bardziej do Demokratów, to oni głośniej postulują zredukowanie wpływów wywiadu elektronicznego.
Republikanie mówią raczej o terrorystach i konieczności bycia krok przed wrogami (PATRIOT Act powstał przecież w czasach Busha). Z drugiej strony jednak całkowicie anarchistyczny postulat pełnej wolności informacji i maksymalnego zredukowania interwencjonizmu państwowego to już zdecydowanie republikańskie klimaty, podchodzące wręcz pod frakcję Ruchu Herbacianego.
Ideologiczne podwaliny ruchu hakerskiego powstały poza głównym nurtem politycznym Stanów Zjednoczonych, co sprawia, że w swej teorii zawierają wiele szarych, niewyjaśnionych obszarów.
Jednym z nich jest nieunikniony konflikt konsekwencji całkowitej liberalizacji reguł komunikacji. Ruch hakerski i CDC uznają swobodę komunikacji na niezbędne narzędzie i metodę „demokratyzacji internetu”, ale właśnie taka polityka prowadzi do nieuchronnej degradacji jakości. W ten sposób rozpętano Wieczysty Wrzesień Usenetu, nie mniejsze problemy pojawiają się w naszej lokalnej sekcji komentarzy.
Osiąga się zatem efekt przeciwny do zamierzonego, bardzo często przeładowany nieuzasadnionymi emocjami. Naturalnie, poglądy hakerskie wynikają ze zrodzenia w hermetycznych, samoorganizujących się grupach, których etyka nie mapuje się na... szersze grupy społeczne. Wszak komunikacja przebiegała wśród hakerów za pomocą narzędzi, które są administrowane, a nie moderowane.
Sztywne ramy amerykańskiej polityki
Ciekawą kwestią pozostaje to, czy rebelianckie, hakerskie poglądy demokratycznego kandydata Beto O’Rourke w jakikolwiek sposób znajdują swoje odzwierciedlenie w jego działalności politycznej. Można polemizować, że jego swobodna kampania ma swoje źródła właśnie w antysystemowej przeszłości w CDC, ale to nie musi być prawda. Oprawa kampanii to sztuka erystyczno-popkulturowa, w której biegłość można osiągnąć również wieloma innymi drogami.
Nawet zakładając, że O’Rourke będzie przemycać nieco swojego hakerskiego myślenia do polityki, poglądy wyrobione poza nurtem mocno skodyfikowanej i konwencjonalnej do bólu amerykańskiej polityki mogą być punktem zapalnym w wielu debatach.
Demokraci mogą mu nie ufać, a Republikanie (jak niedawno Ted Cruz) – zarzucać nadmierny jak na Teksas radykalizm, mimo zbioru libertariańskich poglądów. I będzie to miało więcej wspólnego z brakiem politycznego wyrobienia, niż z „hakerskimi” poglądami.
Debata pełna przeszkód
Inną wątpliwością, która przychodzi do głowy w kwestii poglądów pana O’Rourke jest to, czy w przestrzeni publicznej i politycznej debacie w ogóle jest miejsce na hakerów. Ze względu na ideowość poglądów, trudno zaklasyfikować ich jako organizację wpływu (Special Interest Group, SIG), co przy amerykańskiej skłonności do szufladkowania w zasadzie pozbawia ich głosu.
O wiele lepiej sprawa wygląda w wielu krajach Unii Europejskiej, gdzie funkcjonują lokalne partie polityczne w ramach inicjatywy Partii Piratów. Pierwszą z nich założono w Szwecji, w Polsce również taka istnieje. W Parlamencie Europejskim w ramach Partii Piratów zasiada Julia Reda, informująca o postępach prac nad Artykułem 13.
Jednakże głosy hakerów (i piratów) nie mogą się przebić do głównego nurtu dyskusji, ta bowiem (o czym ostrzegaliśmy) jest wiecznie zaaferowana czymś innym. To przykre, ponieważ omijają nas okazje, by porozmawiać między innymi o prawie do informacji i wolności słowa, a także wielu innych tematach idących w poprzek tradycyjnych podziałów politycznych.
Pojęcie etyki hakerskiej uchodzi za oksymoron. Działalność na tym polu, mimo akcji informacyjnych, uchodzi za wandalizm podobny grafficiarzom, terroryzm lub zorganizowaną aktywność przestępczą. Całkiem możliwe, że O’Rourke będzie musiał schować swoją przeszłość do szuflady, skoro jednak zdecydował się jej nie wypierać.