Kobiety kochają samolubki
Jeśli jeszcze ktoś nie zna znaczenia słowa selfie, czy jak wolicie samolubki i fenomenu, jakim się stało, to przedstawiam, oto ono – zdjęcie z ręki robione najczęściej aparatem z telefonu. W pojedynkę, z koleżanką, na imprezie, z dziubkiem. Właściwie nie wiadomo do końca, jak to się stało, że ktoś wpadł na ten genialny pomysł zrobienia sobie samemu zdjęcia. Udokumentowanym faktem jest, że pierwsze takie urządzenie weszło na ówczesny rynek w 1900 roku, jako produkt Kodak Brownie. Aparat był ustawiany przed lustrem i stał się wówczas najprostszym sposobem na uchwycenie swojego odbicia.
Obecnie samolubki to już trend, coś bez czego nie jesteśmy w stanie przeżyć jednego dnia. My, kobiety, bo nie wiem, jak mężczyźni, robimy je nałogowo, praktycznie przy każdej nadarzającej się okazji. A babcia mówiła, nie patrz się tak na siebie, bo wreszcie zobaczysz diabła. Coś w tym jest…
By wyjść naprzeciw oczekiwaniom nastolatków XXI wieku, zwanych niekiedy pokoleniem spuszczonych głów, firmy prześcigają się w tworzeniu różnorakich aplikacji mobilnych, które umożliwiają stworzenie idealnego selfie. Samolubka musi być najlepsza, stąd też, sama zainteresowałam się apką firmy ArcSoft Inc., której produkt Perfect365, ma dać nam poczucie, że każdego dnia roku możemy wyglądać świetnie a codzienne robienie zdjęć sprawi, że nasza samoocena wzrasta. Nie ukrywajmy, czasem jak nam nie wyjdzie zdjęcie, odechciewa się wszystkiego – a poziom niefotogeniczności urasta do rangi tragedii narodowej, tak z przymrużeniem oka, oczywiście.
Jak powiedziałam, tak też zrobiłam, choć nastolatką nie jestem już od dawna. Zainstalowana Perfect365 nie zajmuje w pamięci smartfona zbyt wiele miejsca, jedynie 1,20 MB. Aplikacja jest zupełnie darmowa, chyba, że zdecydujemy się na kupowanie pojedynczych elementów – koszt to około 3 złotych za jeden. Niestety sama się na to złapałam, wierząc że dostanę jeszcze w zamian coś super, a jedyne co spowodowało skorzystanie z dodatkowej funkcji, to pozbycie się reklam. Patrząc na to z perspektywy tych nieszczęsnych trzech złotych, reklamy z pewnością nie były tego warte.
Działanie aplikacji jest jak wizyta u chirurga plastycznego, tylko bez użycia skalpela. Wszelkie defekty skóry, pieprzyki, blizny i niechciane zmiany, które zwyczajnie nas krępują – odchodzą w niepamięć. Krótko mówiąc, po obróbce zdjęcie wygląda, jak z żurnala, my wyglądamy jak gwiazdy kina, a selfie jest gotowe by wrzucić je na portale społecznościowe, hasztagować i cieszyć się rosnącą liczbą lajków, serduszek i kciuków w górę.
Do głowy przychodzi mi tylko jedna, choć dość dręcząca myśl. Czy to jest to, czego chcemy? Czy warto oszukiwać samego siebie przez ulepszanie wyglądu do granic możliwości zwykłą aplikację? Czy wrzucanie poprawionych zdjęć, które de facto, faktycznie zwiększają nam samoocenę, nie jest błędnym kołem, które się zamyka ? Później będzie nam ciężko wyjść z domu do sklepu, ale to już inna historia. Statystycznie rzecz biorąc trzy fotki dziennie, sprawiają że zaczynamy narcystycznie podchodzić do naszej osoby a naszym zdrowiem psychicznym powinien zająć się specjalista, a co ciekawe, nie dotyczy to tylko i wyłącznie kobiet, Drodzy Panowie.