Kogo naprawdę ma chronić ACTA?
Kolejne kontrowersje wokół dokumentu ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). Z najnowszej wersji porozumień wynika, że dostawcy Internetu będą musieli ujawniać dane swoich klientów podejrzanych o naruszanie praw autorskich.
07.09.2010 12:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Informacje na temat zmian w ACTA poznajemy głównie dzięki przeciekom. Najnowszą propozycję dokumentu (plik PDF) opublikowano na stronach organizacji Knowledge Ecology International. Z tekstu wynika, że w trakcie ostatnich rozmów usunięto zapis o nakładaniu odpowiedzialności na dostawców Internetu za klientów, którzy upubliczniają w Sieci nielegalne materiały. To krok w dobrą stronę. Nadal jednak w ACTA sporo jest kontrowersyjnych propozycji jak ta dotycząca tzw. policji internetowej. W dokumencie występuje zapis nakładający na państwa obowiązek powołania odpowiednich władz, które będą mogły wymuszać na operatorach ujawnienie danych osób podejrzanych o piractwo. Co gorsza, z tekstu wynika jasno, że w takim przypadku wystarczy jedynie zarzut naruszenia praw.
Coraz częściej pojawiają się pytania, kogo naprawdę chronić ma ACTA? Czy dokument będzie służyć zwalczaniu piractwa w Sieci, czy też stanie się narzędziem do kontrolowania internautów? Liczne niejasności w pracach nad porozumieniem wzbudzają zastrzeżenia zarówno Parlamentu Europejskiego jak i organizacji pozarządowych (na przykład Free Software Foundation). Mimo zaawansowanych prac nad ACTA wciąż więcej jest znaków zapytania niż odpowiedzi na temat tego, czyich interesów będzie bronić dokument.