Krokodyle łzy Microsoftu – historia z Gwx.exe pokazała, że firma z Redmond może wszystko
Szef marketingu Microsoftu Chris Caposella może teraz sobieprzepraszaćna łamach podcastu Windows Weekly za agresywną kampanię GetWindows 10, w której posunięto się w pewnym momencie do zmianyfunkcjonowania przycisku zamykającego okno, by podstępem tymnakłonić użytkowników do aktualizacji, ale to już wszystko niema znaczenia. Microsoft osiągnął co chciał, w ciągu roku Windows10 podwoił swoje udziały na globalnym rynku, a rozwój samegosystemu odbywa się w bezprecedensowym dla firmy tempie – przecieżtuż przed Świętami „dziesiątka” doczekała się kompilacjioznaczonej okrągłym numerem 15000.
Czy jednak powinniśmy przyjąć to wszystko za dobrą monetę? Tedwa bezprecedensowe eksperymenty w dziedzinie marketingu systemówoperacyjnych, jakie Microsoft przeprowadził od premiery Windowsa 10,pokazały, że zwykli użytkownicy komputerów osobistych nie sągrupą, którą należy się jakoś szczególnie przejmować. Tojednak nie wszystko, pokazały też, że zwykli producenci komputerówosobistych nie są grupą, którą należy się jakoś szczególnieprzejmować. Oprogramowanie plus usługi – tylko to ma znaczenie, aw świecie Windows, Microsoft ma nad nimi sprawować pełnąkontrolę.
Windows Weekly 497: Go for the Donut!
Pierwszy z tych eksperymentów to oczywiście oferowanie darmowejaktualizacji systemu dla wszystkich użytkowników Windows 7 iWindows 8/8.1. Drugi to oczywiście gwx.exe, Get Windows 10, podczasktórego przez wiele miesięcy Microsoft testował, jak daleko możesię posunąć w inżynierii społecznej, by nakłonić użytkownikówdo migracji. Zaczęło się od zmiany statusu aktualizacji, zopcjonalnej na rekomendowaną. Potem zmiany w interfejsieaktualizacyjnej tej „nagabywaczki” zaczęły uwypuklaćkonieczność aktualizacji, sugerowac, że właściwie nie ma innejmożliwości. Wreszcie zaś, by dobrać się do tych, którzy przezpoprzednie miesiące aktywnie unikali uaktualnienia, firma z Redmondzdecydowała się złamać własne zasady.
Na łamach Windows Dev Center możemy zapoznaćsię ze schematem okna dialogowego Windows. To porządnienapisany artykuł, określający jak powinny zachowywać sięokienka. Wytłuszczonym fontem autorzy dokumentu informują: PrzyciskZamknij na belce tytułowej powinien mieć ten sam efekt co Anulujlub przycisk zamknięcia wewnątrz okna dialogowego. Nigdy nienadawaj mu takiego samego efektu jak przyciskowi OK.
Deweloperów aplikacji Gwx.exenajwyraźniej te wytyczne nie dotyczyły, więc jak pamiętamy wpewnym momencie zdecydowalisię na zmianę efektu przycisku Zamknij na OK, by w ten sposóbzatwierdzić rekomendowaną aktualizację systemu do Windowsa 10.Jednocześnie firma dokonała aktu dwójmyślenia godnegozaawansowanych adeptów angsocu – w Microsoft Knowledge Basewyjaśniając:jeśli zamkniesz okienko powiadomienia, uaktualnienie zostanieprzeprowadzone w zaplanowanym terminie. Jeśli ktoś zamknąłokno i sobie tym samym zaktualizował Windowsa, to sam sobie winien,trzeba było czytać dokumentację (oczywiście tę właściwądokumentację, Microsoft Knowledge Base, a nie jakieś Windows DevCenter).
Walka z Gwx.exe była ważnym tematemwiększości serwisów IT w 2016 roku – i nie ukrywajmy, medialubią teraz sobie myśleć, że ten czarny PR, jaki zdołaliśmywytworzyć wokół praktyki Microsoftu doprowadził jeśli nie dozaprzestania nagabywań przez Gwx.exe, to przynajmniej do pewnegoucywilizowaniatej praktyki.
Tyle że to mydlenie sobie oczu.Przekonać się możemy o tym z opowieści Chrisa Caposelli wewspomnianym na początku podcaście. Przedstawia on cały teneksperyment z gwx.exe z perspektywy kogoś w środku:
(…) wiem, że chcieliśmy by ludziemieli Windows 10 ze względów bezpieczeństwa, ale szukanierównowagi, w której nie przekraczasz granicy bycia zbyt agresywnymbyło czymś, co próbowaliśmy długo przez rok, myślę że w końcusię nam udało, ale był ten szczególny moment, wiecie, z tym oknemdialogowym i czerwonym X, który zwykle oznaczał anuluj, a nagleprzestał oznaczać anuluj.
W ciągu kilku godzin od wydania,słuchając reakcji, wiedzieliśmy że posunęliśmy się za daleko iwtedy, oczywiście, zajmuje trochę czasu wycofanie aktualizacjiktóra zmienia to zachowanie. Te dwa tygodnie były dla nas dośćbolesne, byliśmy pokazani w złym świetle. Oczywiście wiele się ztego nauczyliśmy.
W podcaście, w którym uczestniczyliteż przecież ważni ludzie z microsoftowej blogsfery – PaulThurrott oraz Mary Jo Foley, ta deklaracja przeszła bez większegoecha. Tak jakby zupełnie w porządku było stosowaniesocjotechnicznych sztuczek wobec użytkowników, tak jakby zupełnienormalne było czekanie dwa tygodnie na wycofanie wrogiejużytkownikom aktualizacji. Sympatyczny ton rozmowy z wysokiej rangimenedżerem Microsoftu pokazuje, że firma z Redmond naprawdę wielesię z tego nauczyła. Tyle że nauczyła się zupełnie nie tego,czego moglibyśmy chcieć, wręcz przeciwnie. Robimy co chcemy,testujemy jak daleko możemy się posunąć, jak się posuniemy zadaleko, to przez dwa tygodnie przetrzymamy burzę, potem w okrągłychsłowach przeprosimy. Dziennikarze znów będą dla nas mili.
Jak może być bowiem inaczej? Mija wkońcu rok 2016, kolejny rok, w którym Windows nie ma realnejalternatywy na desktopie, kolejny rok, w którym rynek pozytywnieweryfikuje Microsoft, kolejny rok, w którym większość branży ITmusi tańczyć, jak ten Microsoft im zagra. Wspomniany na początkudrugi eksperyment, ten z darmową aktualizacją Windowsa, uderzyłprzecież producentów PC nieźle po kieszeni – a jednak co moglizrobić innego, jak tylko zrobić dobrą minę do złej gry? Nie sąApple, jedyne co potrafią, to składać z cudzych klockówurządzenia, na których działa platforma Microsoftu. A teraz wdodatku ten Microsoft zamienia się sam w firmę produkującąsprzęt, swoimi urządzeniami Surface konkurując w najbardziejlukratywnym segmencie premium.
Tak, Microsoft się uczy w tej branżyszybciej, niż cała reszta. Woody Leonhard może sobie na swoimblogu pisać,że kampania Get Windows 10 zrobiła więcej dla zniszczeniareputacji Microsoftu niż cokolwiek, co wcześniej napotkał.Załóżmy, że Woody ma rację, to człowiek który pisze dobrzesprzedające się książki o produktach Microsoftu od 25 lat – aleco z tego? Była to jakaś specjalna reputacja? Może i faktycznieznajdą się oburzeni klienci, którzy jeszcze kilka lat będąrękami i nogami zapierali się przed instalacją Windowsa 10, ale ioni ulegną. Z czasem ich stare komputery się popsują, a nowe będądostępne tylko z „dziesiątką”.
Ci oburzeni klienci nie robią bowiemniczego znaczącego. Nie instalują Ubuntu czy Fedory, nie inwestująw firmy programistyczne piszące specjalistyczne oprogramowaie naLinuksa… nie, oni siedzą po prostu na Windows 7, utrwalając swojewindowsowe nawyki. Ich oburzenie jest w zasadzie niegroźne. W końcuminie. A kolejne lata utrwalenia windowsowych nawyków sprawią, żeskoku w bok, poza ekosystem Microsoftu nie zrobią – w końcu naich biurkach znajdzie się jakiś Windows 10 build 30000.