Linux jest z nami już od ćwierć wieku. A może… już wystarczy?
25 sierpnia 1991 r., czyli ćwierć wieku temu Linus Benedict Torwalds opublikował wiadomość, która zapoczątkowała rewolucję, choć wówczas nikt się jeszcze tego nie spodziewał. Poinformował on wówczas, że pracuje nad darmowym systemem operacyjnym, który będzie stanowił tylko hobby, nie będzie duży i profesjonalny jak gnu. Można byłoby przy tej okazji przytoczyć nie raz już wałkowaną historię rozwoju, ale znacznie lepiej będzie sobie odpowiedzieć na pytanie: czym Linux jest dzisiaj i czym będzie jutro?
23.08.2016 | aktual.: 25.08.2016 14:10
Od mitycznego już roku Linuksa przez lata oczekiwaliśmy szybkiej ekspansji na rynku pecetów, rozwoju pozwalającego na zatarcie wszystkich mankamentów, które wciąż dla mniej zaawansowanych użytkowników skutkują wyborem Windowsa. Kolejne przełomowe zmiany nie sprawiły jednak, że to proroctwo się spełniło, choć tutaj należałoby przystanąć. Bo rok, a w zasadzie lata Linuksa trwają od dawna, tylko nie w takiej formie, w jakiej się tego spodziewaliśmy, gdy triumfy wśród użytkowników święciła Mandriva, dystrybucja PLD, a o najlepszości Gnome'a nikt nie miał wątpliwości.
Linux na pecety zwyczajnie nie zdążył, choć zapewne dla wielu uśmiercanie stacjonarnego sprzętu jest przedwczesne. Pomińmy już całkowicie kwestie serwerowe, układy wbudowane i dziesiątki innych zastosowań, w których skrojona na miarę potrzeb dystrybucja nie ma alternatywy, i skupmy się na urządzeniach osobistych. W tym przypadku chyba nikt nie ma wątpliwości, że ekspansja urządzeń mobilnych, nie tylko smartfonów, ale także wszelkich hybryd i zwyczajnych tabletów, przebiegała w wielu częściach świata przede wszystkim pod sztandarem tanich urządzeń z Androidem.
I mimo zaspokojenia pierwszej fali zapotrzebowania na urządzenia mobilne, czego oznaką mogłyby być ostatnie wyniki sprzedaży iPhone’ów, linuksowe jądro działa dziś w Androidzie, według danych NetMarketShare, na 66,01% urządzeń mobilnych, co trudno nazwać inaczej niż zdecydowaną dominacją. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę mnóstwo przedsięwzięć, dzięki którym w skrajnie tanie urządzenia z Androidem ekwipowani są obywatele krajów szybko rozwijających się, to trudno oczekiwać w najbliższym czasie diametralnej zmiany sytuacji. Zwłaszcza że trzecia droga w postaci mobilnego Windowsa straciła w ciągu ostatniego roku na znaczeniu.
A jak sytuacja ma się w przypadku dobrychprogramów? Dziś Android obsługuje nieco ponad 16,5% całego ruchu, dystrybucje Linuksa 1,7%, systemy z jądrem autorstwa Torwaldsa znacząco ustępują zatem Windowsom (77,1%). Czy to powód, aby wierzyć, że dominacja Windowsa i pecetów jest niezmienna? Niech odpowiedź stanowią dane sprzed roku, kiedy dobreprogramy z Windowsa odwiedzało 84,48% użytkowników, zaś z urządzeń z Androidem zaledwie 9,75%.
Abstrahując już od wytartego „roku Linuksa” – 25 lat po premierze, system oparty na jądrze Linuksa odnotował u nas 70-procentowy wzrost popularności rok do roku, co jest niewątpliwie ogromnym sukcesem. Ale wiek jądra wcale nie świadczy na jego korzyść, bo przecież nawet w największych dystrybucjach nie brakuje ćwierćwiecznych artefaktów, które nieśpiesznie, i najczęściej wśród sprzeciwu społeczności, wypierane są przez nowsze narzędzia, jak na przykład było w ciągu ostatniego roku z systemd.
Być może ćwierć wieku wystarczy i czas na kolejne poszukiwania? Tropów nie należy już szukać na grupach dyskusyjnych, gdzie najwyżej kilkuosobowe zespoły tworzyły niegdyś wielkie rzeczy. Dziś, w kulturze startupów, prędzej czy później najciekawsze przedsięwzięcia trafiają w ręce największych graczy. Ostatnio myśl o tym, że być może na Linuksa „nadszedł już czas” wywołały informacje o Fuchsii, nowym systemie Google opartym na niepowiązanym nijak z Linuksem jądrze LK+Magenta.
Co przyszłości jądra z pingwinkiem myślą Czytelnicy dobrychprogramów? Jego znaczenie jest nikłe w związku z pozycją na pecetach? Będzie kwitł w najlepsze, obsługując coraz więcej urządzeń z Androidem? A może wkrótce zostanie zastąpiony przez nowocześniejsze, zoptymalizowane jądra, takie jak to w Fuchsii?