Mad Max — zbieranie złomu na postapokaliptycznych pustkowiach
Wielu świetnie pamięta serię filmów Mad Max, którą można było znaleźć w każdej wypożyczalni kaset VHS. Max imponował, bo był zawsze postacią twardą, robiąca wszystko, aby przeżyć w trudnych postapokaliptycznych warunkach. Gdy w 1979 roku powstała pierwsza z trzech części opowieści o nim, niewielu spodziewało się jednak chyba dalszego pociągnięcia wątków z trylogii, o grze nie wspominając. Za prace nad nią wzięły się tymczasem dwie rozpoznawalne firmy, Warner Bros z Avalanche Studios, czyli ojcami fenomenalnej, podszytej demolką serii Just Cause. Marka Mad Max otrzymała szansę odrodzenia się w interaktywnej formie. Niby nie wzorowano się na kinowych pierwowzorach, ale na pewno zaczerpnięto z nich do projektu niejedno.
11.09.2015 14:28
Historia rozpoczyna się, gdy w dynamicznym pojedynku na pustynnych ścigaczach pokonujemy Scrotusa, pana pobliskich ziem, a także jednego z najbrutalniejszych władców piaskowych terenów. Potem dostajemy w miarę standardowy samouczek. W trakcie pierwszych minut rozgrywki nauczymy poruszać się postacią, na której plecy przyjdzie spoglądać, opanujemy też podstawy całkiem zgrabnego systemu walki. Poznamy do tego wiernego psa tyrana i garbatego Chumbucketa. Towarzysz to mechanik samochodowy, który w przyszłości zajmie się reperowaniem naszego auta, kiedy to zacznie rozlatywać się na kawałki, a czasem poratuje po prostu dobrą radą. Zabawa w głównej mierze opierać się będzie na niesieniu pomocy mieszkańcom otwartego świata i choć bohater stara się pozostać neutralny, w ogólnym rozrachunku zostanie tym dobrym. Wątek skomplikuje się, gdy powrócą nagle demony przeszłości.
Tytuł to niezła mieszanka rozwiązań z takich projektów jak Rage, Arkhamowe Batmany czy seria Uncharted. Całość opiera się o schemat wyludnionego świata po zagładzie. Ludzkość, której udało się ją przetrwać, stara się stanąć na nogi, a w tle najsilniejsi toczą wojny o wodę, amunicję oraz benzynę. Rozgrywka prowadzona jest jak wspomniałem zza pleców bohatera, dzięki czemu jest okazja z jednej strony podziwiać widoki, a z drugiej dostrzec, jak Max zmienia się z czasem rozwijania się wątku fabularnego. Oczywiście nie będziemy po stepach ganiać tylko na piechotę. Heros korzysta z Magnum Opus, ścigacza pustynnego, służącego za podstawowy środek transportu w dalekie strony. Z pomocą wygadanego mechanika przekształcimy go szybko w śmiercionośną machinę wojenną, modyfikowaną według własnego widzimisię i potrzeb. Max wraz ze swoimi towarzyszami przemierzać będzie niebezpieczne tereny, opanowane przez różne zorganizowane grupy szaleńców, podobnych do filmowych, ale też stworzonych specjalnie na potrzeby gry. Zadania opierają się przede wszystkim na zmniejszaniu wpływów band poprzez rozbrajanie pól minowych lub podbijanie ich baz.
Przyjdzie ponadto pozbywać się ukrytych snajperów przy drogach i uważać na wieżyczki ciskające koktajlami Mołotowa. Podczas przemierzania świata, regularnie natrafimy również na balony, po których zdobyciu otrzymuje się opcję wyszukania przez lornetkę z dużej wysokość interesujących lokacji na mapie. Tutaj znowu jak najbardziej na miejscu jest porównanie z grami Assassin’s Creed, także pod względem ilości nieobowiązkowych wyzwań. Zadania poboczne polegają m.in. na walce z konwojami, brutalnych wyścigach, pomaganiu mieszkańcom pustyni czy niszczeniu zabudowań. Mimo dużej ilości zadań do odkrycia oraz rzeczy do zdobycia, gra robi ogromny problem graczowi, jeśli o surowce chodzi. Walutą tutaj jest złom, który możemy zbierać tu i tam, od wrogów lub z pochowanych skrzyń. Ze zniszczonych pojazdów również wypada, ale nieproporcjonalnie. Dochodzi więc do tak kuriozalnych sytuacji, że jesteśmy otoczeni wrakami, a złomu z nich tyle, co kot napłakał.
Akcja w Mad Maksie odbywa się na dwóch płaszczyznach. Najwięcej czasu spędza się na walkach bezpośrednich z przeciwnikiem z użyciem broni białej lub pięści. Już to znamy. W odpowiednim momencie trzeba zablokować atak i skontrować, zwiększając specjalny mnożnik, który po zapełnieniu objawia się Furią, potęgującą siłę ciosów. Podczas starć można używać zdobytego od przeciwników oręża typu oszczepy albo maczety, a zawsze też korzystać z otrzymanej już na początku gry strzelby. Czysta walka wręcz jest nie lada wyzwaniem, gdyż wrogowie są ruchliwi, działają w kupie, okrążają postać i szukają idealnego momentu do złapania od tyłu lub zranienia nożem. Gdy staramy się oddalić od takiej grupki, pognają szaleńczo w pogoń, by powalić czy cisną kamieniem. Należy zważać na bębniarzy, zwiększających możliwości kompanów.
Z drugiej strony są samochody. Podczas przemierzania piaszczystych terenów natkniemy się na opancerzone auta, oczywiście nastawione do nas niezbyt przyjaźnie. Należy stale modyfikować możliwości własnego pojazdu za złom i rzeczami pozyskiwanymi w trakcie rozwoju historii. Da się z okna wypalać ze strzelby w nadjeżdżających wrogów, a nawet korzystać z haka, dzięki któremu oderwiemy od ścigaczy poszczególne części czy zdemontujemy stałe przeszkody. Później opcje ofensywne wzbogaca się o chociażby wybuchające lance oraz karabin snajperski. Surowce możemy wydać na rozwijanie Magnum Opus poprzez wykupywanie lepszych komponentów karoserii, kół, podwozia czy śmiercionośnych elementów w postaci kolców albo miotaczy ognia. Elementów do auta jest bardzo dużo, więc każdy spersonalizuje je do własnych potrzeb, montując słabe, lecz szybkie konstrukcje, albo powolne fortece na kołach. Samego Maksa także należy po drodze stale i regularnie usprawniać. Przyda się na pewno wytworzyć łom do otwierania skrzyń oraz szybkiej obrony, tudzież niszczenia specjalnych emblematów. Inne elementy wyposażenia zwiększą skuteczność w walce i zmniejszą obrażenia. Dodatkowe kieszenie na naboje czy kastety będą jak znalazł dla wojownika szos, który musi sobie jakoś radzić.
W trakcie przemierzania krain, natkniemy się na konspekty, które po skompletowaniu dadzą możliwość wybudowania w specjalnych cytadelach urządzeń ułatwiających życie ich mieszkańcom. Wspomogą one także Maksa, uzupełniając mu wodę, amunicję czy regenerując życie przed kolejną eskapadą. Ponadto otrzymamy możliwość utworzenia na zdobytych terenach grupy zbieraczy. Będą dla nas znosić złom zakulisowo, gdy akurat nie gramy, lub zajmą się jego zbieractwem podczas naszych przygód. Przy okazji warto wspomnieć o kompendium, śledzącym zadania. Za każde wyzwanie otrzymujemy punkty. Te po zsumowaniu zamieniają się na kolejne rangi i z tej okazji otrzymuje się żetony Gliffy. Je z kolei wymieniamy na umiejętności u pewnego tajemniczego jegomościa. Tak zwiększymy wytrzymałość, siłę lub szansę na surowce.
Graficznie jest wybornie i odpowiednio klimatycznie. Wszędzie piasek, suche tereny pozbawione akwenów wodnych, żadnej zieleni. Ze zwierząt mamy w zasadzie tylko wrony, szczury plus jaszczurki. Z przyjemnością zwiedza się szczegółowe lokacje będące pomnikiem dawnej cywilizacji, specjalnie przystosowane do wspomnień po kinowej serii. Większość ruin zamieszkują niedobitki amii Scrotusa, Padliniarze lub Szakale. Każdy przeciwnik z danej grupy charakteryzuje się odmiennym stylem walki oraz poruszania się. Sporo fragmentów scenerii się powtarza, niemniej można na to spokojnie przymknąć oko, skupiając się na odnajdywaniu wspomnień przeszłości, jak przykładowo zdjęć z adnotacjami. Zabawę ubarwiają zmienne warunki atmosferyczne, w tym także burze piaskowe, włącznie z piorunami, które do najbezpieczniejszych nie należą. Warto wtedy szukać schronienia. Postacie wykonano w porządku, przy czym te drugoplanowe są w większości bez wyrazu. Ścieżka dźwiękowa praktycznie nie istnieje. Prócz odgłosów walki czy giętych karoserii, nic nie wpada w ucho. Utwory pojawiają się w sumie tylko w krótkich przerywnikach filmowych i zupełnie nie powalają.
Mad Max jest ciekawą, hołdującą znanej marce odskocznią, ale trudno wychwalać dzieło to pod niebiosa. Z jednej strony otrzymujemy produkt pod kilkoma względami całkiem świeży, a z drugiej strony wciąż oklepuje się tu doskonale rozpoznawalne schematy. Na plus policzyć należy na pewno odpowiednio wyważony poziom trudności. Twórcy nie dali nam możliwości jego modyfikacji, więc tym bardziej dobrze, że się postarali. Fajnie ponadto, iż trud działań herosa potrafi zostać doceniony przez mieszkańców pustkowi. Ma się poczucie spełniania swoich cyfrowych obowiązków. Otwarty świat, choć niedoskonały, może zafascynować, szczególnie samotników z natury. Gra zaoferuje niejednemu masę frajdy, nie oczekujcie tylko po niej wielkiego hitu i jeszcze świetnie dopracowanego. Po Avalanche można było spodziewać się więcej.