NecroVisioN: Przeklęta Kompania
Gry z zombiakami w roli głównej mnożą się ostatnio w szybkim tempie, jednak polskich produkcji w tym "segmencie" rozrywki zbyt dużo wciąż nie mamy. Na początku 2009 roku rodzime studio The Farm 51, którego założyciele pracowali przy pierwszym Painkillerze, zdecydowało się zalepić tę lukę i tak to na rynku pojawiła się pierwsza część NecroVisioN. Niespełna 12 miesięcy po tamtym wydarzeniu na półki sklepowe trafia NecroVisioN: Przeklęta Kompania - kontynuacja, klasyczny FPS w realiach pierwszej wojny światowej.
04.03.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:50
Początek może ciut niecodzienny, bo po prostu opowiem Wam, jak zaczęła się moja przygoda z produktem. Otwarcie pudełka zrobiło na mnie wrażenie, ponieważ na odwrocie instrukcji zobaczyłem (uwaga!) aż trzy numery seryjne. Jeden od polskiego wydawcy gry - firmy Cenega, drugi do zabawy wieloosobowej i do tego jeszcze był doklejony na dole klucz do zabezpieczenia antypirackiego Starforce. Tuż po instalacji poproszono mnie bym podał ten ostatni, po czym wyświetliła się informacja, że pozostały jeszcze dwie aktywacje... Cóż, przynajmniej płytka nie jest niezbędna do szarpania. Ale, ale - jak to bywa, dalej nie wszystko poszło zgodnie z planem. Pierwsza próba uruchomienia Przeklętej Kompanii zakończyła się niepowodzeniem, gdyż po kliknięciu na skrót zwyczajnie nic się nie działo. Kolejne przymiarki do grania również nie dawały żadnych rezultatów. Na całe szczęście wkrótce udało mi się znaleźć rozwiązanie tej drażniącej kwestii - moje kłopoty okazały się spowodowane problemami, które występują z kartami ATI pod systemem Windows 7. Niezbędne jest edytowanie jednego z plików konfiguracyjnych, aby NecroVisioN wreszcie dało się odpalić.
Problemy chodzą parami, więc naturalnie na tym się me wstępne boje z tytułem nie skończyły. Spoglądając na stosunkowo niskie wymagania sprzętowe pozycji, od razu ustawiłem wszystkie parametry jakości obrazu na pełne. Po obejrzeniu rozpikselowanego loga i rozpoczęciu nowej gry moim oczom ukazała się… ciemność. Od czasu do czasu pojawiały się jakieś zarysy postaci, bądź jaśniejsze punkty. Po przetestowaniu różnych opcji wyszło na to, że kiedy mam włączone dynamiczne cienie to scena w ogóle nie jest oświetlona i dopiero, gdy je usunąć wszystko widać - acz wtedy mamy jedno statyczne światło, więc ogólnie oprawa prezentuje się niezbyt urzekająco. Po wielu próbach czasami udawało się uruchomić tytuł w całej krasie, ale na komputerze z procesorem Core 2 Duo E8400 i kartą graficzną Radeon HD4870, chociaż Przeklęta Kompania przy maksymalnych ustawieniach oraz rozdzielczości 1440 na 900 uzyskiwała średnio 60-70 klatek, tak co kilka sekund ich ilość spadała na moment do zera, a tym samym nie było mowy o komfortowym graniu.
[break/]Przejdźmy do warstwy fabularnej nowego NecroVisioN. Historia tutaj opowiedziana ukazuje wydarzenia mające miejsce przed tymi znanymi z pierwszej odsłony, więc innymi słowy stanowi prolog do pierwowzoru. Gracz wciela się w doktora Jonasa Zimmermana, niemieckiego oficera armii i uczonego. Żołnierze na zachodnim froncie dotknięci są plagą, która spowodowana została nieznaną dotąd mutacją wirusa. Przełożeni zlecają nam stworzenie szczepionki, a gdy ta zostaje opracowana pozostanie tylko wykonanie kilku testów polowych. Przekonany o działaniu lekarstwa Zimmerman rusza do niewielkiej, zniszczonej przez wojnę mieściny niedaleko Somme we Francji. Na miejscu jednak nie zastaje osoby, która miała odebrać biopreparat, a napotykamy hordę rozwścieczonych zombie. Teraz staruszek (bo tak nazywają głównego bohatera sojusznicy) musi niestety złapać za karabin i zająć się eksterminacją napastliwego mięsa...
Co nas czeka? Dziesięć stosunkowo długich rozdziałów, gdzie zmierzymy się z wieloma rodzajami przeciwników. Jest ich naprawdę dużo - przede wszystkim mamy zwykłych, zainfekowanych żołnierzy, usilnie starających się pozbawić nas życia. W szranki staniemy także między innymi z bardzo szybkimi zakapturzonymi osobnikami wyposażonymi w noże, stworami przypominającymi duchy i różnorakimi poczwarami (od niewielkich, pełzających po ziemi, po kolosalne - w tym mój ulubieniec, Kret bestia). Należy przyznać, iż miejscami, jeżeli o nazewnictwo chodzi, to deweloperzy naprawdę wykazali się wyobraźnią. Cieszy, że inteligencja wrogów oraz sojuszników jest całkiem niezła. Oczywiście nie ma mowy o ukrywaniu się przed naszymi strzałami, bo każdy nieprzyjaciel pędzi na nas jak szalony, ale kiedy trafi na jakąś przeszkodę, z powodzeniem ją sobie omija. Chociaż z drugiej strony zdarza się, że gdy podejdziemy zbyt blisko do kogoś, ten zagadkowo zwyczajnie przestaje nas nagle zauważać...
Dostępny arsenał to chyba największa zaleta tytułu. Twórcy przygotowali sporą ilość wszelakich pukawek oraz gadżetów. Podstawą są pistolety - trzymać możemy je pojedynczo lub w parze, ewentualnie w drugiej ręce w tandemie idzie dzierżyć granaty, saperkę lub nóż. Szkoda, że te pierwsze wybuchają po takim czasie, iż każdy wróg zdąży już uciec... Broń większego kalibru to strzelby, karabiny i przenośne działka szybkostrzelne. Ogólnie prucie do zombiaków daje trochę frajdy, a przecież o to w takich pozycjach chodzi. W Przeklętej Kompanii zastosowano hybrydowy system zdrowia - w lewym dolnym rogu znajdziemy pasek życia, jednak nie musimy biegać w poszukiwaniu leczących paczek, bowiem możemy i przycupnąć "za winklem", aby się zregenerować. Fajnie, że twórcy dają nam niespotykaną, jak na tego typu produkcję, możliwość pokierowanie czołgiem FT17 i samolotem Halberstadt CL.II. Podczas latania sterujemy wprawdzie właściwie tylko myszką, lecz wypada to nie najgorzej. Ot, ciekawe urozmaicenie rozgrywki.
[break/]Graficznie Przeklęta Kompania nie powala, szczególnie, kiedy jesteśmy przez niedoróbki zmuszeni do obniżenia ustawień. Ale nawet przy wszystkim na maksa gra nie oferuje nic poza poziom, jaki zwyczajnie obecnie każdy produkt minimalnie reprezentować powinien. Żadnych niezapomnianych widoczków, na próżno szukać tu też klimatycznie zaprojektowanych lochów czy bunkrów. Chociaż czuć, że twórcy starali się zorganizować scenerie tak, by gracz nie odnosił wrażenia, iż widział to pięć lub dziesięć minut wcześniej... Bawi przedstawienie maski gazowej - na ekranie po prostu pojawia się półprzezroczysta, zgniłozielona nakładka z dwoma okręgami. W dodatku jeszcze i z tym są błędy - kilkukrotnie przy mierzeniu tak ze snajperki zdarzyło się, że nie pojawiał się celownik broni, a zwyczajnie między kółkami maski wskakiwało trzecie. To NecroVisioN korzysta z silnika obliczania fizyki Havok, niemniej odpowiada on jedynie za przesuwanie i niszczenie niektórych skrzynek, tudzież innych leżących gdzieniegdzie beczek.
Oprawa "słuchowa" również nie należy do zbyt wyszukanych. Główny bohater wydaje dźwięki, jakby chodził na szpilkach, niezależnie, gdzie się znajdujemy. Podczas ładowania gry zawsze "doktorek" czyta nam notatkę, która znajduje się na ekranie - może nie byłby to zły pomysł, gdyby nie fakt, że osoba użyczająca mu głosu w strasznie irytujący sposób udaje niemiecki akcent. Aż po pewnym czasie kusi, by wyłączyć głośniki. Podczas samej rozgrywki w tle brzdąkają do bólu klasyczne dla tego typu pozycji melodyjki, teoretycznie zmieniające nastrój zależnie od tego, co dzieje się akurat na ekranie. Muza to nic specjalnego, ale też i nie przeszkadza. Wszystko uzupełniają niezłe odgłosy wystrzałów i wybuchów - zrealizowane są one przyzwoicie, nie można mieć większych zastrzeżeń.
Kilka słów na koniec? W Przeklętej Kompanii znajdziemy tryb multiplayer, jednak nie udało mi się nigdy znaleźć kogoś chętnego do sprawdzenia go… Po trybie kampanii odnosi się wrażenie, że produkt nie przeszedł betatestów. Poza tym obecnie to już chyba nie czas na wydawanie pozycji stanowiących po prostu "siekę". Gracze stali się bardziej wymagający, oczekują dopracowanego tytułu, także fabularnie, który powali ich na kolana tak graficznie, jak i dźwiękowo, a przy tym posiadającego porządną mechanikę rozgrywki. Najnowsze NecroVisioN najprawdopodobniej niedługo wyląduje w supermarkecie w koszu z grami za niecałą"dychę" - i znajdzie swoich amatorów, mimo wielu błędów oraz problemów z uruchomieniem. A na chwilę obecną nie warto sobie zawracać głowy.