Nie lubisz aktualizacji? Windows 10 Cię o zdanie nie zapyta, chyba że zapłacisz
Wiele wskazuje na to, że dzięki najnowszemu Windows 10 użytkownicy „polubią” aktualizacje systemowe, nawet jeżeli do tej pory nie byli skłonni do ich instalacji. Licencja, jaką akceptujemy podczas jego instalacji stwierdza, że korporacja może automatycznie instalować poprawki i ulepszenia bez pytania nas o zgodę i powiadamiania o tym fakcie.
Pierwsze przecieki związane ze sposobem aktualizacji Windows 10 ujrzały światło dzienne w połowie maja. Teraz wszystko zdaje się je potwierdzać i niestety oznacza, że typowy użytkownik nie będzie miał w zasadzie żadnej kontroli nad mechanizmem aktualizacji swojego systemu. Licencja zawarta w najnowszej kompilacji 10240 daje Microsoftowi prawo do instalowania aktualizacji bez pytania użytkownika o zgodę. Co więcej, poprawki mogą być pobierane jedynie z serwerów korporacji i autoryzowanych przez nią źródeł. Ostatnie wydanie ma jeszcze więcej tego typu smaczków związanych z np. automatycznym włączaniem Windows Defendera.
The Software periodically checks for system and app updates, and downloads and installs them for you.
You may obtain updates only from Microsoft or authorized sources, and Microsoft may need to update your system to provide you with those updates.
By accepting this agreement, you agree to receive these types of automatic updates without any additional notice.
Sytuacja będzie tak wyglądać w przypadku Windows 10 Home, który korzysta z kanału aktualizacyjnego Current Branch (CB). Do tej pory Microsoft wydawał nowy system co kilka lat, a następnie dostarczał do niego łatki bezpieczeństwa i poprawki znalezionych błędów. Aby zapoznać się z zupełnie nowymi funkcjami, musieliśmy czekać na nową edycję systemu. Oczywiście powodowało to znacznie wolniejsze wdrażanie nowości, ale zarazem zapewniało stabilniejszy system, a każdy użytkownik mógł decydować, czy i kiedy chce instalować poprawki. Wraz z przejściem na model systemu jako usługi takie podejście odchodzi do przeszłości. Teraz nowe funkcje będą dostarczane w ramach zwykłych aktualizacji, konsumenci będą natomiast je „testować” przed wdrożeniem nowości w wersjach biznesowych.
W niewiele lepszej sytuacji znajdą się posiadacze Windows 10 Pro. Tutaj wykorzystywany będzie kanał Current Branch for Business. Różnica polega na tym, że korzystając z takiego systemu będziemy w stanie odroczyć instalowanie nowych funkcji do maksymalnie ośmiu miesięcy. Jeżeli po tym czasie nie zdecydujemy się na ich zainstalowanie, to nie będziemy w stanie instalować także poprawek bezpieczeństwa, a tym samym narazimy się na wykorzystanie luk znalezionych w oprogramowaniu Microsoftu. Choć będziemy mieli na to nieco więcej czasu, również zostaniemy królikami doświadczanymi nowych funkcji, czy tego chcemy, czy nie. Potwierdziła to Helen Harmetz, Microsoft Senior Product Marketing Manager:
Ratunkiem mają być wydania Long Term Service Branch o przedłużonym wsparciu. Będą one aktualizowane co około 2-3 lata, co ma w efekcie przypominać dotychczasowy model wydawania Windows. System taki będzie otrzymał poprawki bezpieczeństwa przez 10 lat, ale jego użytkownicy nie będą musieli instalować nowych funkcji i samodzielnie wybiorą termin instalowania wszystkich aktualizacji. Dzięki takiej częstotliwości sektor biznesowy będzie w stanie stopniowo przygotować się do migracji, którą i tak ma ułatwić fakt ciągłe rozwijania jednego systemu. Możliwy będzie także powrót do wcześniejszego wydania (LTSB). Rzecz w tym, że taka opcja będzie dostępna jedynie dla posiadaczy drogich wersji Enterprise, subskrybentów pakietu Software Assurance i posiadaczy licencji Virtual Desktop Access.
Sam Microsoft nie zachęca do wykorzystania LTSB i ma w tym swój cel: tego typu podejście utrudnia prace deweloperom tworzącym aplikacje biznesowe, którzy chcą dostarczać oprogramowanie wszystkim. Wykorzystanie takiej wersji oznacza także mniejszą ilość „testerów” nowych funkcji i kontrolę nad mechanizmem, nad którym pieczę chce trzymać sama korporacja.