Nie ma dla mnie dobrego monitora [OPINIA]
Znalezienie monitora ultrapanoramicznego, który pozwalałby na bezbolesne przełączenie się między sprzętem prywatnym i służbowym jest zaskakująco trudne. Tym bardziej, gdy chcemy rozwiązać więcej niż jeden problem naraz.
Od pewnego czasu próbuję doprowadzić do stanu, w którym moje robocze biurko nie wygląda jak stragan lub dogorywający serwis komputerowy. Wszechobecna niegdyś góra pecetów i losowego sprzętu elektronicznego znajduje się obecnie w pudłach, którymi zajmuję się gdy mam czas (niemal nigdy).
Względem swojego biurka od pewnego czasu staram się wykazywać minimum poczucia estetyki. To pewnie starość - ale cztery monitory, kłębowisko kabli i stacja dokująca, która wygląda jakby była na trzech kroplówkach, wyglądają po prostu źle.
Jeden monitor...
Dlatego chciałbym mieć jeden duży monitor, z funkcją KVM i wbudowanym hubem. Optymalnie byłoby móc usunąć całą stację dokującą laptopa i korzystać z Power Delivery via USB-C, stosowanego w ramach owego KVM-a. Zastąpienie dwóch monitorów jednym oznacza oczywiście konieczność zastosowania proporcji 32:9, czyli "jeszcze bardziej ultrapanoramicznego" formatu niż ten najpopularniejszy szeroki, czyli 21:9.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ponieważ jednak jeden(!) z moich monitorów, poza rozdzielczością 2560x1440 stosuje także częstotliwość odświeżania 144Hz, powrót do zwykłych 60 herców będzie dostrzegalny i bolesny. Toteż, poza rozdzielczością 5120x1440, nowy monitor musiałby też mieć co najmniej 120 Hz. I funkcję Picture-by-Picture (PBP), bo bez niej udostępnianie pulpitu (a nie okna) jest koszmarne. Nic na nim nie widać. A taki Microsoft Teams obrasta obecnie w górę zbędnych funkcji, ale wyboru sekcji ekranu do udostępnienia, a jakże, nie oferuje.
Mimo to, chcę właśnie "podwójną" rozdzielczość, zamiast dwóch niemal identycznych monitorów obok siebie. Efekt pulpitu-tasiemca zniweluje PBP. Najlepiej gdyby to było w ogóle podwójne 4K, a kabel USB-C dla KVM stosował interfejs Thunderbolt, ale powiedzmy, że to jest już przesadą i da się bez tego żyć. 1440p powinno wystarczyć, przynajmniej na jakiś czas, a zwykłe USB-C raczej udźwignie co trzeba, zwłaszcza bez 4K.
...by nie mieć trzech monitorów
Podobnie strawną kwestią jest (zaskakująco częsty) brak obsługi DisplayPort daisy-chain (MST), czyli łączenia monitorów ze sobą, by ich zestaw podłączyć jednym przewodem do komputera. Byłoby to przydatne, bowiem mam też… trzeci monitor, w proporcji 5:4, ustawiony pionowo i służący do wyświetlania dokumentów w formacie A4. Z niego zdecydowanie nie chcę rezygnować i najlepiej byłoby go podłączyć do tego dużego. Ale to już naprawdę marzycielstwo. Lepiej skupić się na właściwych potrzebach. Pionowy monitor może pozostać podpięty tylko do komputera stacjonarnego.
Jeżeli duży monitor miałby grać rolę pełnoprawnego KVM-a, przydałby mu się wbudowany hub USB na co najmniej cztery złącza, by móc podpiąć do niego klawiaturę, mysz, mikrofon USB, tablet i kamerę - bez konieczności stosowania dodatkowych koncentratorów. Wiadomo bowiem, że podpięcie kamery Full HD do zewnętrznego huba USB 3.1, podpiętego do KVM-a z hubem USB 3.1, wyprowadzającego pojedynczy kabel USB-C, podpięty do gniazda Thunderbolt z Power Delivery poskutkuje działającą kamerą tylko przez przypadek.
Sprawny hub USB nie istnieje
Zazwyczaj urządzenie będzie niedostępne, zniknie podczas pracy, będzie przesyłać migoczący obraz, zgłosi wynegocjowanie prędkości USB 1.1 i przeskok napięcia w gnieździe lub spłonie. Ze wstydu. Przychodzi więc do głowy rozwiązanie w postaci kamery wbudowanej w monitor, obsługującej Windows Hello. Tak, to świetny pomysł, ale wciąż należy do kategorii fanaberii. Dlatego ograniczam się do działającego huba USB. Okazuje się jednak, że to tylko trochę mniejsza fanaberia.
Chcąc pozbyć się stacji dokującej, chcę się pozbyć następujących kabli: dwa kable sygnałowe do monitorów, dwa kable USB-A do ich hubów, zasilanie oraz Ethernet. Oznacza to, że monitor będzie potrzebował gniazda RJ-45, a jego kabel USB-C musi działać z trybie Power Delivery (PD). Mocne laptopy odmawiają ładowania, gdy PD ma za mało watów, więc przydałoby się coś, co udźwignie co najmniej 65W. Sytuacja z mocą zasilania przez USB-C z monitora bywa jeszcze dość słaba, ale ulega to powolnej poprawie.
Co jest opcjonalne, a co zbędne?
Nieco wolniej zmienia się sytuacja w kwestii gniazd Ethernet. Choć i one pojawiają się w nowszych monitorach z KVM, są niewątpliwą rzadkością i filtrowanie ofert pod kątem obecności RJ-45 potrafi skutecznie "odsiać" większość z nich. Argument "to laptop, można przecież użyć Wi-Fi" oczywiście kompletnie mija się z meritum. Jak już usuwać stację dokującą, to bez półśrodków. Ma być jeden kabel i te same funkcje.
Wiem zatem, co mogę odpuścić. Na pewno bez problemu zniosę nieobecność 4K. Wytrzymam bez obsługi DisplayPort MST. Zupełnie nie nalegam na to, by USB-C stosowało Thunderbolt. Zamiast jakiejś wbudowanej kamery, bezproblemowo spisze się mój wiekowy Logitech C925e. Nie potrzebuję głośników. Nie potrzebuję również matrycy OLED. Przetrwam bez wbudowanej ładowarki indukcyjnej dla telefonów - choć z jednym monitorem zamiast dwóch i bez stacji dokującej, nie potrzebuję uchwytów VESA i mógłbym używać ultrapanoramy z "nogą", na której kładłbym telefon. No ale nie można mieć wszystkiego. Sprawdźmy zatem, czy po odsianiu fanaberii zostaje dużo opcji do wyboru. Ach, no i przydałoby się, żeby taki monitor kosztował mniej niż kwadrylion złotych.
Niewiele ofert
Duża część sklepów w ogóle nie dysponuje filtrami pozwalającymi przeszukiwać ofertę kątem takich szczegółów. Często jest też tak, że filtr jest obecny, ale produkty nie mają poprawnie wypełnionych pól, które robiłyby z nich użytek. Dlatego poszukiwania są żmudne i wymagają oddzielnego sprawdzania złącz i funkcji na karcie produktu wprost od producenta.
Dobra wiadomość jest taka, że liczba takich monitorów rośnie. Urządzenia mniej więcej spełniające większość wyżej wymienionych wymagań mają w swojej ofercie między innymi AOC, Asus, Lenovo, LG i Samsung. Wola unifikacji okablowania nie jest więc niszowa… chyba, że naprawdę chcemy spełnienia wszystkich oczekiwań (wraz z Ethernetem). Wtedy kilka produktów odpada, a te pozostałe często mają dość złe opinie. O przerywającym hubie, o znikających połączeniach, o niedającym rady Power Delivery, o "nieużywalnym KVM", o ogólnie niskiej jakości.
Z tym, że te złe opinie dotyczą przecież niesamowicie złożonego stosu technologicznego, przepuszczanego przez jeden kabel. W dobie wadliwych sterowników i laptopów, które nie umieją zasnąć, takie problemy ze super-zintegrowanymi rozwiązaniami są dość spodziewane. Bo zapewne nie są uniwersalne - u niektórych występują, u niektórych nie. Na tym samym sprzęcie.
Do negatywnych opinii trzeba więc podchodzić z ostrożnością, monitor może oberwać niezasłużenie. Przypomina to czas sprzed ośmiu lat, gdy popularne stawały się stacje dokujące Thunderbolt. Początkowo serwowały one feerię problemów, zupełnie zbieżnych z tymi opisywanymi w recenzjach monitorów. Aktualizacje do doków (i kontrolerów Thunderbolt) nierzadko wychodziły nawet co tydzień. Dziś jest znacznie lepiej. Możliwe, że wkrótce z monitorami też tak się stanie.
Popularność pracy zdalnej sprawi w końcu, że tymczasowe składowisko sprzętu na biurkach zacznie denerwować, co przełoży się na wzrost liczby użytkowników ekstremalnie wielofunkcyjnych monitorów. Ich jakość na pewno wzrośnie, ale obecny stan, choć odbierany kompletnie subiektywnie, nieco mnie zniechęca. Zwłaszcza w kontekście ceny, oscylującej w okolicy "pięć i pół tysiąca z lekką górką". A gdy doliczy się odrzucone na wstępie fanaberie, podchodzimy pod osiem. To zdecydowanie więcej niż cena dwóch przeciętnych (acz porządnych) zwykłych monitorów. Dlatego z zakupem porządkującego biurko monitora jeszcze się wstrzymam.
Kamil J. Dudek, współpracownik redakcji dobreprogramy.pl