Niemcy i Francja zainteresowane budową czysto europejskiego Internetu
Po ujawnieniu przez media tajnych materiałów, dokumentującychzakres operacji szpiegowskich amerykańskiej Agencji BezpieczeństwaNarodowego, stosunki pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ichsojusznikami z Unii Europejskiej (poza oczywiście Wielką Brytanią)uległy odczuwalnemu pogorszeniu. Najgorzej jest na liniiWaszyngton-Berlin – Niemcy niezareagowały z entuzjazmem na wieść o tym, że agenci NSApodsłuchiwali rozmowy telefoniczne kanclerz Angeli Merkel.
Próby załagodzenia kryzysu niewiele przyniosły. Barack Obamanie zdecydował się na jednoznaczne potępienie działań swojegowywiadu. Trudno zresztą oczekiwać, by do czegoś takiego doszło.Jeśli NSA działało za zgodą Białego Domu, to prezydent potępiłbyswoje własne działania. Jeśli NSA działało bez zgody BiałegoDomu, to prezydent pośrednio przyznałby się do tego, że nie wpełni panuje nad służbami specjalnymi. W tej sytuacji można byłosię spodziewać tylko dalszej eskalacji napięć – nie wywołaływięc wielkiego zdziwienia słowa wiceprzewodniczącej KomisjiEuropejskiej, pani Viviane Reding, która zagroziła USA zawieszeniemprocedur Safe Harbour dla amerykańskich firm, co w praktyceoznaczałoby m.in. koniec działalności amerykańskich dostawcówusług internetowych w Europie.
Jednocześnie w samych Niemczech pojawiły się głosy, żejedynym sposobem na zabezpieczenie się przed Amerykanami (wedługniemieckiego kontrwywiadu zainteresowanymi nie tylko rozmowamitelefonicznymi kanclerz Merkel, ale też tajemnicami korporacyjnymi ipracami naukowymi), jest izolowanie krajowego Internetu, tak by ruchsieciowy odbywał się wyłącznie w granicach Niemiec. Należący poczęści do skarbu państwa telekomunikacyjny moloch Deutsche Telekomtaką propozycję przedstawił w październiku zeszłego roku. I choćzostała ona skrytykowana zarówno przez ekspertów zarówno zNiemiec jak i innych krajów, jako naruszająca same założeniaInternetu i grożąca jego „bałkanizacją”, Deutsche Telekomprzekonywał, że jest ona technicznie do zrealizowania, wskazującna uruchomioną przez siebie usługę „bezpiecznej” pocztyelektronicznej E-mailmade in Germany, w której wiadomości przechodzą wyłączniepomiędzy krajowymi serwerami.
Do stworzenia wyobrażonego przez niemiecką firmę „krajowegoInternetu” wystarczyłoby jedynie podpisanie umów z trzema innymioperatorami. Jeśli to okazałoby się niemożliwe, ze względu naich niechęć do kooperacji (całkiem możliwą, ze względu nakoszty ruchu internetowego w Niemczech, narzucane zresztą przez samoDT), konieczne byłoby sięgnięcie po rozwiązania legislacyjne.Thomas Kremer, odpowiedzialny w Deutsche Telekom za ochronęprywatności, stwierdził wówczas, że jeśli nadawca i odbiorcaznajdują się w strefie Schengen lub w samych Niemczech, ruch wżadnym wypadku nie powinien być trasowany przez inne kraje.
W teorii routery i switche można takskonfigurować, by ruch danych odbywał się wyłącznie pookreślonych trasach – jak to jednak pogodzić z realiamiwspółczesnego Internetu, w którym najpopularniejsze usługihostowane są w centrach danych, których lokalizacja nie bierze poduwagę zachcianek polityków? Jeśli dwoje znajomych, z Warszawy iBerlina, będzie chciało ze sobą porozmawiać przez Facebooka, tokomunikacja między nimi odbędzie się po trasach przechodzącychprzez któreś z trzech centrów danych Marka Zuckerberga, z którychtylko jedno znajduje się w Europie, w szwedzkim mieście Lulea. Cowięcej, prawdopodobnie nie uda się uniknąć przejścia ruchu przezcentra w USA (w Północnej Karolinie i Oregonie), gdyż ośrodki tenie są swoimi klonami, ich serwery odpowiadają za różne funkcjeFacebooka.
Propozycje Deutsche Telekom, firmyktóra przecież sama nie ma wcale tak czystych rąk w kwestiiochrony prywatności (zainteresowani mogą poczytać o tym wniemieckiejWikipedii) mogą być bliższe wprowadzenia w życie, niżktokolwiek mógłby przypuszczać. W tym tygodniu dojdzie dospotkania pomiędzy kanclerz Angelą Merkel a prezydentem Francji,Francoisem Hollande. W trakcie tego spotkania, jak ogłosiła Merkel,poruszona ma zostać kwestia budowy europejskiej siecikomunikacyjnej, dzięki której e-maile i inne dane nie będąprzekierowywane przez węzły w Stanach Zjednoczonych.
Paryż potwierdził zainteresowanieinicjatywą z Berlina, ogłaszając, że zamierza wspólnie działaćna rzecz inicjatywy mającej na celu zapewnienie obywatelom UniiEuropejskiej wysokiego poziomu ochrony danych. Pozostaje niewiadomą,czy wśród tych chronionych obywateli znajdzie się przynajmniej 82miliony terrorystów, zamieszkujących Republikę Federalną Niemiec,i jak niektórzy twierdzą, aktywnie inwigilowanych przez krajowesłużby.
Du bist Terrorist
Samo Deutsche Telekom przekonane jest,że użytkownicy powinni mieć dostęp do wszelkich usług dostępnychw Internecie, ale dostęp ten musi być bezpieczniejszy. Oznaczać byto miało, że firmy takie jak Google, Facebook czy Twitter musiałybyutrzymywać w Niemczech lokalne centra danych, na którychprzechowywane byłyby wszystkie dane niemieckich użytkowników –dostępne oczywiście tylko niemieckim władzom.
Jak widać, Splinternet, czyli wizjarozpadu Internetu na wiele niezależnych od siebie krajowych sieci,oddzielonych zaporami podobnymi do Chińskiego Wielkiego Muru, wcalenie jest już dziś nieprawdopodobna. Nie tylko bowiem Niemcy iFrancja zainteresowane są wydzieleniem własnego ruchu sieciowego.Kilka miesięcy temu podobną deklarację złożyła prezydentBrazylii Dilma Rouseff. W praktyce swoje własne, wydzieloneinternety mają dziś Chiny, Iran i Arabia Saudyjska. Wiele innychkrajów, takich jak Australia, Wielka Brytania, Pakistan, Malezja czyKorea Południowa przynajmniej próbuje filtrować ruch sieciowy,„chroniąc” swoich obywateli przed szkodliwymi dla nichtreściami. Na tych krajach lista się nie wyczerpuje – szczegółoweinformacje o sytuacji znaleźć możecie na stronach projektu OpenNetInitiative, analizującego zagrożenia dla wolnej i otwartejSieci. Z góry uprzedzamy – lektura ta nie napawa optymizmem.