Półprzewodniki od oszustów. Firmy są zdesperowane
Producenci sprzętów korzystających z elektroniki mają kłopoty. Półprzewodniki są niezbędne do produkcji wyrobów gotowych, ale są niedostępne na rynku. Fabryki muszą produkować, by spełnić oczekiwania klientów. Dokonują więc ryzykownych zakupów.
Pandemia koronawirusa postawiła łańcuchy dostaw na głowie. Wystarczyło, że jeden z elementów nie pracował tak, jak należy, by ucierpiał cały szereg firm. Dotknęło to przede wszystkim tych producentów, którzy stosowali metody nowoczesnego zarządzania produkcją i nie magazynowali półproduktów. Brakujące półprzewodniki okazały się przekleństwem dla wielu. Obecnie mocno cierpi na tym branża automotive.
Najnowsze standardy zarządzania produkcją stawiają przede wszystkim na optymalizację czasu i miejsca. W związku z tym firmy unikają nadmiernego magazynowania wykorzystywanych w produkcji części. Zamiast tego skupiają się na dobieraniu kontrahentów w taki sposób, by zapewnili im terminowe dostawy. W związku z tym od początku 2020 roku, kiedy to pandemia COVID-19 w dużej mierze zahamowała gospodarkę, liczne firmy borykają się z różnej skali problemami. Obecnie problem stanowi dostęp do elektroniki.
Odwracają się od optymalizacji
Wbrew szeroko stosowanej technice Just In Time, która zakłada wyeliminowanie marnotrawstwa i ograniczenie do minimum magazynowania, producenci zaczęli się zabezpieczać przed brakami w dostawach. Firmy zrezygnowały z idei dostaw zsynchronizowanych z produkcją lub zużyciem i wiele z nich zaczęło kupować półprzewodniki na zapas.
W związku z tym na rynku pojawiły się braki. Jeśli dodać do tego rosnące zapotrzebowanie na najmocniejsze chipy ze strony producentów smartfonów, otrzymamy spore problemy z zaopatrzeniem.
Problem dotyka w dużej mierze branży automotive. Według doniesień serwisu TechRepublic, problemy z zaopatrzeniem fabryk w elektronikę mogą potrwać do 2023 roku. Niedobory są na tyle duże, że producenci samochodów zaczęli korzystać z szemranych źródeł do pozyskania półprzewodników.
Oszuści wykorzystują naiwność producentów
Według dziennikarzy TechRepublic wielu z producentów samochodów nie przewidziało, że nagle, w trakcie pandemii, tak bardzo wzrośnie popyt na oferowane przez nich pojazdy. W związku z tym mają dwie możliwości - ograniczyć produkcję… zaryzykować i kupić chipy od niesprawdzonych sprzedawców.
TechRepublic informuje, że często zdarza się, że firma kupuje podrabiane chipy. Jednocześnie nikt nie chce się przyznać do tak nietrafionej inwestycji. Nie chcą, by dowiedziała się o tym konkurencja, w związku z czym informacje o nierzetelnych źródłach nie roznoszą się po branży. To pomaga funkcjonować oszustom. Ponadto według Mike'a Borzy, głównego specjalisty do spraw bezpieczeństwa firmy Synopsys, firmy nie chcą przyznać się, że nie mają kontroli nad własnym łańcuchem dostaw
Zdaniem Borzy rozwiązaniem problemu byłoby stosowanie właściwych zabezpieczeń, jak chociażby optyczny i elektryczny znak wodny. Ponadto można by dostarczać informacje o "osadzonej tożsamości kryptograficznej", a także odpowiednie znakowanie opakowań.
Stosowanie dobrej jakości elektroniki to gwarancja bezpieczeństwa. Jak zauważa Mike Borza - wystarczy wyobrazić sobie sytuację, kiedy wadliwy okaże się chip odpowiedzialny za moduł ABS w samochodzie lub za sterowanie samolotem. Może to doprowadzić do tragedii.
A może postawić własną fabrykę?
Niektórzy sugerują, że rozwiązaniem byłoby zainwestowanie we własną fabrykę chipów. Niestety nie jest to prosta sprawa. Po pierwsze - zużywają one ogromne ilości wody, ponieważ konieczne jest utrzymanie na halach bardzo wysokiej czystości. Po drugie - jak zauważa John Annad, analityk i dyrektor w zespole ds. infrastruktury w Info-Tech Research Group - czas budowy takiej fabryki to co najmniej 18 miesięcy.
W związku z brakami na rynku elektroniki istnieje ryzyko, że jeszcze długo będziemy odczuwać skutki pandemii. Obecnie problem w dużej mierze dotyka producentów aut, ale kwestie te dokuczają każdej firmie, która wykorzystuje półprzewodniki.
Miejmy nadzieję, że sytuacja się ustabilizuje i trendy, które znamy między innymi z rynku kart graficznych, nie przeniosą się na przykład na branżę AGD. Problemy z zakupem pralki byłyby znacznie bardziej dotkliwe, niż braki w nowych samochodach czy kartach graficznych.