Polscy politycy na Twitterze. Jak bardzo autentyczne są ich profile? Da się to sprawdzić
Twitter to doskonałe narzędzie do budowania swojego wizerunku. Nic dziwnego, że z platformy społecznościowej korzysta ogromna liczba polityków. Mogą oni w ten sposób pozytywnie kreować swój image, jak i wzmacniać przekaz wyborczy dla docelowej grupy odbiorców. Jednak walka o uwagę użytkowników Twittera niekoniecznie jest czysta. Istnieją narzędzia, które pozwalają zmierzyć "autentyczność" czyjegoś konta. Zrobiliśmy przy pomocy takiego narzędzia "audyt" na pięciu prominentnych postaciach polskiej sceny politycznej. Oto wnioski.
10.04.2021 | aktual.: 10.04.2021 15:08
Dane są obarczone marginesem błędu. Są jednak fascynujące
Źródłem, na którym opieramy wnioski jest serwis SparkToro. Służy on wykrywaniu "fejkowych" (nieprawdziwych) kont obserwujących dane profile. Serwis ten pozwala sprawdzić każde konto i ustalić, jaki procent obserwujących jest nieautentyczny.
Może to świadczyć o niskiej jakości konta lub budzić podejrzenie o stosowanie farm trolli, które podtrzymują sztuczne relacje (np. wklejają ten sam propagandowy przekaz pod każdym wpisem). Dane pozyskane z serwisu SparkToro nie są w 100 procentach dokładne i jest w nich margines błędu. Niemniej, są one bardzo interesujące.
Sposób pozyskiwania danych przez Spark Toro oraz jego potencjalne niedoskonałości (bo takie są) znajduje się na końcu tekstu.
Pod lupę wzięliśmy: Andrzeja Dudę, Szymona Hołownię, Donalda Tuska, Janusza Korwin-Mikkego i Adriana Zandberga.
Lustereczko, powiedz przecie - kto ma najlepsze konto w polskim internecie?
Andrzeja Dudę czy Donalda Tuska z 1,2 miliona obserwujących można z powodzeniem nazwać "Goliatami". Jednak jak się okazuje, tę "walkę" wygrał tutaj "Dawid". A owym Dawidem jest Adrian Zandberg.
W chwili publikacji polityka partii Razem obserwuje 121 939 osób, z czego 63,9 procent kont budzi zastrzeżenia i może być zaklasyfikowane jako "fejkowe". To najniższy odsetek z naszych pięciu badanych.
Adrian Zandberg ma najniższy współczynnik "fejkowych" obserwujących. Janusz Korwin-Mikke – najwyższy, fot. SparkToro
Kto miał więc najwyższy? Po drugiej stronie zestawienia stoi Janusz Korwin-Mikke z 70,8 proc. obserwujących, których konta mogą być nieprawdziwe lub w jakiś sposób nieautentyczne. Niedaleko za nim są Donald Tusk (70,4 proc.) i Andrzej Duda (70,3 proc.). U Szymona Hołowni audyt wykazał natomiast 69,3 procent potencjalnie "fejkowych" obserwujących.
Serwis Spark Toro oferuje także inny ciekawy wskaźnik - mianowicie skuteczność docierania przekazu do osób obserwujących. Może wynikać ona z dużej liczby polubień wpisu danego polityka, czy też podania go dalej lub cytowania. Czasem bywa tak, że dany polityk nie publikuje dużej liczby wpisów, ale gdy się odezwie - jego tweety są rozchwytywane.
Ocena potencjału na zaangażowanie użytkowników jest zależna od:
- liczby podań dalej/cytowań ich tweetów
- liczby polubień, jakie ich wpisy zebrały
- liczby obserwujących
- liczby list do których zostali wpisani
- faktu posiadania konta zweryfikowanego (niebieski ptaszek)
Z raportu wynika, że największą siłę sprawczą ma tutaj: Donald Tusk (95/100 pkt.). Co ciekawe - Tusk nie publikuje dużej liczby wpisów, ale każdy z nich ma potencjał, aby rozgrzać do czerwoności internet. W następnej kolejności najbardziej angażujące wpisy tworzy Andrzej Duda (84/100 pkt.). Tweety Tuska i Dudy zawsze wzbudzają dużo emocji i mają wielu zwolenników, jak i przeciwników. Algorytmy Twittera lubią taką polaryzację i tweety wywołujące tak liczne reakcje są lepiej widoczne.
Nad skutecznością swojego przekazu powinni natomiast popracować: Janusz Korwin-Mikke (54/100 pkt.), jak również Adrian Zandberg (63/100 pkt.) i Szymon Hołownia (66/100 pkt.).
Ocena jakości tworzenia wpisów wzbudzających duże zaangażowanie: Donald Tusk - Andrzej Duda, fot. Spark Toro
Trzeba tutaj zaznaczyć jednak inny fakt - media społecznościowe lubią treści skrajne i kontrowersyjne, pisane barwnym językiem. Niekoniecznie niższy wynik oznacza, że dany polityk ma problem z jakością swoich wpisów. Czasem głos rozsądku napisany w wyważony sposób po prostu odbija się mniejszym echem dlatego, że ludzie w mediach społecznościowych lubią się radykalizować i popadać w skrajności. A algorytmy takie właśnie zachowania faworyzują.
Notka o pozyskanych przez SparkToro danych
Spark Toro używa próbki losowych 2000 kont z puli obserwujących. Może to być nie zawsze w pełni reprezentatywne. Warto też zaznaczyć, że narzędzie jest najbardziej efektywne w przypadku kont mających do 100 tysięcy obserwujących. W naszym przypadku, poza Andrzejem Dudą i Donaldem Tuskiem - nie jesteśmy w przypadku pozostałych badanych daleko od tej docelowej liczby.
Definicja słowa "fejkowy" z jakiej korzysta serwis też jest dość szeroka, a przez to niedoskonała. Mogą do nich należeć:
- konta, które wykazują aktywność, ale nie są prowadzone przez ludzi (tylko np. boty lub inne automatyczne systemy)
- nieaktywne konta (mogły być kiedyś założone przez ludzi, ale np. przejęte potem przez boty) - czyli takie, które od długiego czasu nie zalogowały się ani nie wykonały żadnej innej czynności
- konta spamerskie, czyli wysyłające nieustannie te same wiadomości, często powiązane z reklamą, lub jakąś marketingową ściemą
Innymi czynnikami, które mogą zdradzać "fejkowe konta" są ich: nazwy (np. jola_2935823862851515161), wykorzystywanie skradzionych zdjęć (od osób prywatnych lub agencji fotograficznych) i wiele innych.
Warto zaznaczyć, że dopiero około 7 czynników (z 25 badanych) jednocześnie występujących sprawia, że SparkToro klasyfikuje konto na Twitterze jako nieautentyczne (pełną listę kryteriów można podejrzeć tutaj).
Nie zawsze jednak duża liczba "fejkowych" kont według Spark Toro oznacza jednoznacznie boty czy konta pozyskane z farmy. Duży współczynnik może też oznaczać po prostu liczne grono nieaktywnych kont.
Jaki z tego płynie wniosek?
Gorzej kontrolować jakość swojego konta osobom z dużym gronem obserwujących - głównie z przyczyn niezależnych od nich. Do takich osób należą właśnie popularni politycy, niezależnie od opcji. To właśnie ich statystycznie obserwuje najwięcej fałszywych kont. Takiego kalibru osoby, jak politycy, mają jednak największą siłę przebicia, a ich przekaz jest najbardziej rozchwytywany.
Z drugiej strony, im mniejsze konto, tym większa szansa, że może je prowadzić osoba realnie je obsługująca (a nie wysługująca się asystentami), a wtedy też lepiej kontroluje, kto ją obserwuje.
Co ciekawe, duża liczba "fejkowych" obserwujących - ucina zasięgi kontom. Tłumacząc to na polski - sprawia, że nasze wpisy są widziane przez mniej realnych osób. Dlatego warto dbać o to, by prowadząc konto, blokować takie podejrzane konta.
Niestety profilom z tak dużymi zasięgami, jak politycy, raczej trudno tego dokonać - nawet z całym sztabem asystentów prowadzących ich konta. Pozostaje tutaj też moralna kwestia tego, że czołowi politycy, czy prezydenci nie powinni blokować nikogo. W USA Apelacyjny Sąd Federalny zarządził, że Donald Trump nie może tego robić, bo narusza Konstytucję. A jednak jak pokazuje powyższa analiza - narzędzia do identyfikacji nieprawdziwych kont też są niedoskonałe. A co jeśli ktoś by popełnił błąd?
Konkluzja jest więc jedna: politycy, chcąc nie chcąc - są skazani na większy bałagan związany z ich profilami. Jedyne co mogą, to prowadzić konta w zaangażowany sposób i dbać o własny wizerunek.