Producenci na grach na nowe konsole nie zbiednieją
Wraz z pojawianiem się kolejnych generacji konsol, stacjonarnych bądź przenośnych, producenci gier starają się motywować potrzebę podniesienia cen na swe tytuły rosnącymi kosztami wytworzenia produktu. Chodzi w końcu o przygotowanie lepszej oprawy graficznej, sprawniej działającej sztucznej inteligencji przeciwników czy wiele innych, przystosowanych do wydajniejszych podzespołów trików, co teoretycznie przekłada się przecież na większy nakład środków włożonych w wypuszczenie dzieła na rynek. Im bliżej jednak premiery Wii U, a także konkretniejszych wieści na temat PlayStation 4 i następcy Xboksa 360, tym producenci coraz częściej „spuszczają z tonu”...
Ubisoft na razie potencjalnym problemem sobie głowy nie zaprząta, bowiem na początku żywota nowych konsol równocześnie rozwijane będą edycje gier na stare, jak też nowe urządzenia — identyczną sytuację mieliśmy u schyłku kariery przedwcześnie odłączonego od respiratora Xboksa pierwszego. Firma przewiduje, że tak będzie przynajmniej przez dwa lata od premiery potężniejszych odsłon rozwiązań Sony czy Microsoftu, więc koszty jej się nie zwiększą. Bardziej imponujące, chociażby pod kątem oprawy, wersje gier zostaną na starszych sprzętach po prostu odpowiednio okrojone. Dopiero w trzecim roku ujrzymy projekty naprawdę na miarę nowej generacji.
Strauss Zelnick, szef giganta Take-Two (do którego należy między innymi odpowiedzialne za serię Grand Theft Auto studio Rockstar), także nie nastawia się, że nagle budżet firmy wielce ucierpi na tworzeniu nowych gier. Wręcz przeciwnie — liczy na to, iż wraz z rozwojem technologii uda się przyciąć koszty, gdyż pewne rzeczy będzie się dało zrobić zwyczajnie szybciej i przez to właśnie taniej. Prace nad „przyszłościowymi” silnikami gier nie bez powodu rozpoczęły się w wielu przypadkach dawno, w czym przodują (chcąc pokazać światu, że nie są już zacofani) Japończycy. Wystarczy wspomnieć o Fox Engine studia Kojima Productions czy Luminous Studio, które napędzać będzie produkcje Square Enix. No i oczywiście jest jeszcze gotowe rozwiązanie w postaci Unreal Engine 4.
Także podniesienie cen gier, motywowane wzrostem nakładów finansowych na ich wyprodukowanie, nie powinno mieć wcale tak szybko miejsca. Szczególnie, że firmy radzą sobie całkiem nieźle, czerpiąc dodatkową gotówkę z różnorakich, nie zawsze zbytnio ambitnych zestawów DLC do wydanych projektów, a i model Free-2-Play, oparty na coraz popularniejszych mikrotransakcjach, jest stopniowo okiełznywany. Ciekawe, że w tym całym gdybaniu o przyszłości świata elektronicznej rozrywki pomija się celowo rynek PC. Ach, wiadomo — chodzi o piractwo...