Recenzja gry DiRT Rally 2.0 – brud, kurz, mokro i ciemno… to lubię!
Od bardzo dawna czekam na grę rajdową z prawdziwego zdarzenia i w mojej konsolowo-komputerowej „karierze” było wielu pretendentów do tego tytułu. Na początku było Rally Championship, potem Colin McRae Rally 2.0, w międzyczasie V-Rally, Raly Trophy, Xpand Rally i wiele, wiele innych. Gdzie w tym zestawieniu plasuje się najnowszy DiRT Rally 2.0? Zapraszamy do lektury recenzji gry w wersji na Xbox One.
24.02.2019 | aktual.: 05.03.2019 13:51
Historia oponą się toczy
Wróćmy na chwilę do wspomnień. Oprócz przedstawionych we wstępie tytułów, do tej pory udało mi się „przerobić” jeszcze całą serię „DiRT-ów”, posmakowałem rajdowania w Forza Horizon i przyznam, że przypadło mi do gustu. Oczywiście specjalne miejsce zajmuje nieśmiertelny Richard Burns Rally z niezliczoną ilością najróżniejszych dodatków, przeróbek i modyfikacji. Ta cała plejada tytułów sprawiła, że w głowie zaczął malować się obraz idealnej gry rajdowej, która spełniłaby wszystkie pokładane w niej nadzieje i wymagania. Każda z nich miała coś, co chciałbym przenieść do tej jedynej, wymarzonej. W skrócie: długie, szybkie i wymagające odcinki specjalne, dużo ustawień aut, możliwość ich modyfikacji albo stworzenia od podstaw, budowanie własnego zespołu od zera (od nazwy, przez zatrudnianie pracowników, po sponsorów, finansowanie itp.), do tego ładna grafika i jakiś drobny, motywacyjny wątek fabularny z odrobiną elementów RPG.
Niestety takiej gry nie ma, ale pierwsza część DiRT Rally oraz niedawny DiRT 4 miały cechy, które w pewnym stopniu zaspokajały moje rajdowe żądze. Realizm i surowość rajdów w DiRT Rally oraz ciekawe elementy ekonomiczne w DiRT 4. Gdyby to połączyć, byłby niemal ideał. I wtem pojawiła się druga część DiRT Rally 2.0, która wzięła ogromną garść z poprzednika tj. wymagające odcinki specjalne, świetny model jazdy, realizm uszkodzeń oraz modyfikacji ustawień aut, oraz niewielką garsteczkę z DiRT 4, czyli nieco bardziej rozwinięty element ekonomiczny. Do tego pojawiło się kilka nowości, usprawnień oraz wypolerowany, rewelacyjny swoją drogą tryb FIA World Rallycross Championship. Na szczęście nie ma żadnych zbędnych (moim zdaniem) wyścigów buggy, quadów i innych wynalazków. Do mojego ideału jeszcze sporo, ale to solidny kawał prawdziwej, porządnej, satysfakcjonującej gry dla miłośników rajdów samochodowych. Zaczynajmy!
Co? Gdzie? Czym?
Fani rajdów i Rallycrossu będą usatysfakcjonowani – to pewne. Jest czym jeździć. Jest gdzie jeździć. Mało tego. Sama jazda jest bardzo przyjemna. Ale od początku.
W grze mamy dwie główne dyscypliny – rajdy i wspomniany Rallycross. O ile rajdy nie posiadają żadnej licencji – a to wielka szkoda, bo gdyby Codemasters mieli licencję FIA WRC… - tak wyścigi torowe posiadają pełne wsparcie FIA World Rallycross Championship. Nawet dla zatwardziałych zwolenników tradycyjnych rajdów, skondensowana dawka emocji oferowana przez Rallycross będzie świetną odskocznią od samotnych przepraw przez odcinki specjalne. Niestety rajdy nie są opatrzone żadną licencją, a to wielka szkoda. Może kiedyś. Tak czy inaczej odcinki specjalne, na chwilę obecną, zabierają nas do Argentyny, Australii, Nowej Zelandii, Polski (yeah!), Hiszpanii i Stanów Zjednoczonych. W każdym kraju wyznaczono po 12 odcinków w różnych wariacjach. Są krótkie sprinty po 3-4 kilometry, jak również dłuższe przeprawy liczące ponad 10-12 kilometrów. W przypadku Rallycrossu, tory z mieszaną nawierzchnią usytuowane są w Belgii, Kanadzie, Norwegii, Anglii, Portugalii, Hiszpanii i Szwecji. I tu ważna kwestia, bowiem w najbliższych miesiącach pojawią się ciekawe DLC zawierające nie tylko kilka nowych aut, wersji malowań, ale również nowe rajdy itp. Pierwszy sezon, który wystartuje wraz z pierwszym dodatkiem 12 marca i skończy się 21 maja będzie zawierał między innymi kilka nowych rajdówek (Skoda Fabia, Citroen C4, Opel Manta, BMW M1 etc.), ale przede wszystkim kolejne rajdy tj. Monte Carlo, Szwecja i Niemcy. Będą to trasy przeniesione z poprzedniej wersji gry, odpowiednio poprawione i udoskonalone. Będzie także drugi sezon, ale zawartość nie jest jeszcze znana. Zapowiada się ciekawie.
Opis trybów gry nie ma większego sensu, bowiem nie znajdziemy tu niczego niespotykanego. Jest kariera podzielona na rajdy i Rallycross, mamy swój garaż, w którym przeglądamy, modyfikujemy i naprawiamy auta, możemy również kupić nowe lub używane rajdówki (oferty zmieniają się cyklicznie – ciekawe). Są także tryby pojedynczego rajdu, testu, rajdy historyczne itp. Trudno w takiej grze wymyślić coś odkrywczego.
W drogę!
Zacznijmy od rajdów. Jest ich sześć. Na początku startujemy w dość prostej klasie Open, a jeśli wygramy mistrzostwa, przechodzimy do wyższych, trudniejszych klas, które także składają się z 6 rajdów, ale na rajd przypada więcej odcinków specjalnych. Dowiezienie auta w całości do końca rajdu wcale nie jest takie proste, szczególnie jeśli w międzyczasie zaliczymy poważnego dzwona. W strefie serwisowej możemy dokonać napraw, ale jeśli nasz zespół jest początkujący, zajmie to dużo czasu. Możemy zatem zdecydować się na pobieżną, szybszą naprawę, ale na odcinku specjalnym naprawiona część może odmówić posłuszeństwa. Ot, ryzyko.
Możemy także poświęcić więcej czasu na naprawę ryzykując karę czasową, lub wymienić część na nową. Trwa to dłużej, kosztuje więcej, ale to pewniak. Po wykupieniu odpowiedniej modyfikacji możemy zmieniać ustawienia auta tj. przełożenia skrzyni biegów, wysokość i twardość zawieszenia, stopień tłumienia, ustawienia dyferencjału etc. Możemy także zmienić opony na miękkie, średnie, twarde. Im dłuższy i trudniejszy odcinek, warto założyć twardszą, bardziej wytrzymałą mieszankę. Na asfalcie mamy jeszcze loterię w postaci wyboru opon na nawierzchnię suchą lub mokrą. Często bywa tak, że na jednym długim odcinku jest sucho, a na drugim pada deszcz – w międzyczasie nie ma możliwości zmiany opon. Albo ryzykujemy jazdę na slickach i na suchym nadrabiamy, by potem jechać ostrożnie na mokrej nawierzchni, albo zakładamy opony deszczowe i jedziemy spokojnie na suchym, aby ich nie zniszczyć. W grę wchodzi także degradacja trasy. Jeśli jedziemy jako kolejna z rzędu załoga na trasie, nawierzchnia będzie nierówna, nieprzewidywalna, zniszczona. Bardzo fajny element strategii i planowania. Ogromny plus od fanów rajdów.
Odcinki specjalne są bardzo zróżnicowane, wymagające, dziurawe – to się ceni. W Argentynie jest ciasno, w wielu miejscach możemy obić auto o skały itp. W Nowej Zelandii króluje błoto i śliska nawierzchnia, w Australii i USA wszędobylski kurz. W Hiszpanii czekają na nas kręte asfaltowe nitki i przejazdy przez senne miasteczka, w Polsce natomiast szybkie odcinki specjalne polnymi dróżkami i emocjonujące przejazdy przez wiejskie tereny. Zróżnicowana aura oraz pora dnia sprawiają, że przejazd tego samego odcinka specjalnego za każdym razem jest inny i wymaga odmiennego stylu jazdy. Sporo emocji wywołuje jazda nocą podczas deszczu na ponad 10-kilometrowym odcinku specjalnym, gdyż uszkodzenie elektryki, złapanie gumy czy inna niespodziewana awaria może skutkować sporą stratą. Nie ma tutaj przewijania do tyłu gdy wpadniemy do rowu. I chwała za to. Możemy co najwyżej wymienić koło, o ile zabierzemy ze sobą zapas, dokonać podstawowych napraw i tyle. Trochę szkoda, że nie towarzyszy temu jakaś ciekawa animacja itp. Na pewno dodałoby to całości cennej, budującej atmosferę otoczki.
Jak wiadomo, Rallycross to połączenie wyścigów i rajdów. Auta stają w szranki na krótkim, zamkniętym torze o zmiennej charakterystyce. Są fragmenty asfaltowe, szutrowe itp. Jest również tzw. Joker Lap, czyli specjalna sekcja, którą kierowca musi pokonać podczas wyścigu. Czy zrobi to na początki, czy na końcu – to zależy od niego. Czasami warto zaryzykować i zaliczyć Jokera wcześniej, by potem na spokojnie budować przewagę. Tu walka jest już bezpardonowa i kontakt z innymi zawodnikami jest nieunikniony. Zmienna nawierzchnia wymaga dostosowania stylu jazdy, a nietypowa charakterystyka aut sprawia, że każdy wyścig jest trudny i naszpikowany rywalizacją. Spotter, czyli odpowiednik pilota, który siedzi w punkcie obserwacyjnym daje nam wskazówki nt. rywali, straty do lidera, kiedy warto zaliczyć Jokera itp. Do tego oficjalna licencja, prawdziwi kierowcy, tory – to wszystko daje najlepszą grę traktującą o tej dyscyplinie sportu na rynku. Kropka.
Walory techniczne i stylistyczne
No dobrze, ale jak to się prowadzi? W skrócie – bardzo przyjemnie, trudno, ale bez zbędnych wariacji. Nie da się ukryć, że DiRT Rally 2.0, podobnie jak poprzednik, serwuje nam bardzo dużą dawkę realizmu, ale nie jest to poziom dla skrajnych ortodoksów. Owszem, miłośnik zręcznościowego stylu jazdy rodem z Need for Speed czy innych tego typu wesołych ścigałek, najprawdopodobniej wsiadając do potwora z Grupy B, zawinie się na pierwszym lepszym drzewie, wypadnie z trasy lub roztrzaska się o skały, a następnie z niesmakiem ciśnie padem w kąt, ale jeśli ktoś do tej pory preferował gry pokroju Forza Motorsport, Gran Turismo, rFactor, Assetto Corsa czy też wspominany już Richard Burns Rally, poczuje się tu jak w domu. Tym bardziej, że gra posiada mnóstwo ustawień modyfikujących jazdę. Możemy włączyć ABS, automatyczną skrzynię i inne wspomagacze.
Poza tym na początku można wsiąść do aut z klasy H1 z napędem na przednią oś, które prowadzą się jak mydelniczki – pływają po trasie, są dość powolne i łatwe w prowadzeniu. Klasa H2 z napędem na przednią oś dostarcza już nieco więcej zabawy, zaś H2 z napędem na tył to wstęp do dobrej zabawy. Wspomniana Grupa B i Grupa A to auta dla poważnych graczy, którzy wiedzą jak opanować 500-konne monstrum na mokrym asfalcie. Są także auta nowoczesne klasy R2, R5 itp. Mają sporą moc, nowoczesne układy napędowe, zawieszenie, skrzynie biegów, kleją się do drogi jak oszalałe i wymagają sporej odwagi, aby pakować się w ciasne zakręty z pełnym gazem. Jest także kilka klas aut startujących w zawodach Rallycross – od podstawowych i spokojnych pojazdów z napędem na przód, po potwory odpychające się wszystkimi kołami i osiągającymi przyspieszenie lepsze, od najdroższych hipersamochodów. Jest czym jeździć.
Przejdźmy zatem do oprawy audiowizualnej, która jest na przyzwoitym poziomie. Przyzwoitym i… tyle. Oceniam grę na Xbox One X i zapewne na piekielnie mocnych komputerach wygląda ona o wiele lepiej, ale mając w głowie takie tytuły jak Forza Horizon 4, oczekiwałem odrobinę więcej. Owszem, momentami DiRT Rally 2.0 zachwyca i jadąc ponad 150 km/h po odcinku specjalnym odrywałem wzrok od trasy by obejrzeć zachodzące słońce, jakieś kwiatki czy widoczki. Są jednak momenty, że gra wygląda przeciętnie, a najgorsze zarzuty mam do okazjonalnych spadków animacji np. podczas pokonywania odcinka nocą, podczas deszczu, w lesie itp. To trochę denerwuje, bo na następnym odcinku, gdy świeci słońce i jest dzień wszystko jest płynne i przyjemne. O ile do oprawy wizualnej nie będę się czepiał, bo tu liczy się przede wszystkim jakość prowadzenia i fizyka, tak spadki animacji moim zdaniem są do szybkiej poprawki.
Dźwięk jest bardzo dobry, auta brzmią przekonująco, szczególnie z wnętrza – dźwięk rezonuje, jest spotęgowany wybebeszonym z wygłuszenia i wyposażenia nadwoziem etc. Słychać pracę jednostki napędowej, skrzyni, zawieszenia, poślizg opon itp. To uczta dla uszu. Zupełnie inaczej zabrzmi Peugeot 208 z klasy R2 z atmosferycznym silnikiem, zupełnie inaczej potwór z Grupy B, w którym silnik ma chęć wyskoczyć spod maski i zamordować kierowcę. Tylko ten pilot… Brzmi tak, jakby siedział obok na fotelu, popijał latte i spokojnie czytał notatki. Przyznam, że psuje to dość mocno klimat. A wystarczyłoby na głos nałożyć jakiś filtr udający interkom, pododawać zakłócenia, trzaski i byłoby bajecznie.
Brud, smród, czyli rajdowe cukierki
Bez owijania w bawełnę. Ta gra nie jest idealna, posiada kilka błędów, ale mam ogromną nadzieję, że zostaną one wyeliminowane przy okazji kolejnych łatek. W końcu nie są to jakieś wielbłądy – mowa o spadkach animacji, pilocie, który brzmi, jakby chciał kogoś uwieść, kilku wpadkach graficznych itp. Poza tym to kawał mięsistego, pięknego rajdowania, który jest pozycją obowiązkową dla każdego, kto dobrze bawił się przy poprzedniku lub innych, tego typu tytułach. Z drugiej strony nie ma praktycznie żadnej alternatywy. Jest co prawa licencyjne WRC, które co roku obiecuje bardzo wiele, a po premierze rozczarowanie jest tak samo ogromne, jak sponiewierane oczekiwania. Jest także V-Rally 4, które przeszło bez echa i było nieudolną kopią DiRT 4. Ten z kolei jest ciekawą propozycją dla tych, którzy lubią rajdy, ale tak na 70-80%.
DiRT Rally 2.0 to z cała pewnością gra rozwojowa, która, jeśli dostanie wspomniane poprawki oraz dodatkową zawartość w postaci aut i nowych rajdów, będzie pełnoprawnym, nowym królem wirtualnych rajdów.
Za udostępnienie gry do testów dziękujemy firmie Techland!