Sony Tablet S — designerski przeciętniak
Zdaję sobię sprawę, że porównywanie nowych tabletów do iPada jest już trochę nudne, ale co zrobić – nawet Michael Dell powiedział niedawno, że nie ma czegoś takiego jak rynek tabletów, jest rynek iPada. Trudno się z nim nie zgodzić. Do tej pory jeszcze żaden tablet nie zrobił na mnie lepszego wrażenia niż ten ze znaczkiem Apple, choć przyznam uczciwie, że konkurencja jest coraz bliżej. Nieco uprzedzony więc, ale też równie zaciekawiony wziąłem do recenzji Sony Tablet S. Działa on na tym samym Androidzie 3.2 co testowany niedawno Acer Iconia Tab A500 i ma bardzo interesujący design. Przede wszystkim jednak ma to coś, czego nie ma Acer ani inne popularne na rynku urządzeń elektronicznych marki – Sony potrafi zadbać o przywiązanie klienta do marki, może nie tak jak Apple, ale niewątpliwie da się to wyczuć bardziej niż u innych. Czy uda się więc przywiązać klientów także do tabletów?
Nietypowy wygląd z zewnątrz...
Sony Tablet S to urządzenie z wielodotykowym ekranem TFT z podświetleniem LED o przekątnej 9,4 cala, aspekcie 16:10 i rozdzielczości 1280x800 pikseli. Pierwsza rzecz jednak, jaka rzuca się w oczy, to nietypowy wygląd całego tabletu. Sony nie postawiło tu na supercienką konstrukcję, postawiło natomiast na ergonomię i wygodę podczas pracy. Tablet przypomina nieco książkę, której okładka otwarta jest na 360 stopni i zagięta pod spód. W efekcie na jednym boku obudowy (patrząc w orientacji pionowej) mamy do czynienia z grubym na dwa centymetry, zaokrąglonym brzegiem, który sprawia, że tablet niesamowicie wygodnie trzyma się w jednej dłoni. Wrażenie to potęguje niewielka waga urządzenia – zaledwie 598 gramów, czyli kilka gramów mniej niż w iPadzie. Również położony na stole Sony Tablet S (tym razem w orientacji poziomej) naturalnie układa się pod lekkim skosem w taki sposób, by wygodniej się na nim pisało. Inne tablety zwykle do tego celu stosują składane etui (takie jak Smart Cover w iPadzie 2). Spód obudowy pokryty jest chropowaty, pokryty wypustkami, przez co urządzenie nie wyślizguje się z dłoni, a powierzchnia obudowy mniej się rysuje.
Niestety taka konstrukcja ma swoje wady. Po pierwsze, tablet jest niewymiarowy i po prostu gruby, a trzymając go ma się nieodparte wrażenie, że jest „pusty w środku”. Wrażenie to potęguje dodatkowo fakt, że obudowę wykonano z plastiku, a nie z aluminium. Po drugie trzymanie tabletu w orientacji poziomej jest tak samo niewygodne w jednej ręce, jak i oburącz – krawędzie tej „zagiętej okładki” na spodzie obudowy niezbyt przyjemnie dają o sobie znać na dłoniach. Mimo wszystko nietuzinkowy wygląd Sony Tablet S jest niewątpliwie jego plusem na rynku, w którym wszyscy zdają się kopiować jedno rozwiązanie i na dodatek wychodzi im to marnie.
Entuzjazm niestety nieco opada gdy wracamy na chwilę do tematu wyświetlacza. Ekran w Sony Tablet S jest po prostu dość ciemny, nawet na maksymalnych ustawieniach jasności, które z drugiej strony będą nam skutecznie skracać czas pracy akumulatora. Porównując tablet Sony do iPada 2 już na pierwszy rzut oka widać też, że w tym pierwszym mamy do czynienia z gorszym odwzorowaniem kolorów. Na szczęście Sony Tablet S to nie iPad i w temacie standardowych portów mamy tutaj coś więcej niż gniazdo słuchawkowe. Przede wszystkim jest złącze USB 2.0 w standardzie micro, jest też slot na karty pamięci SD/SDHC (niestety nie da się przechowywać danych na karcie, służy ona wyłącznie do kopiowania plików z i do pamięci wewnętrznej...) – oba umieszczone są pod mało wygodną w obsłudze klapką. Oczywiście gniazda słuchawkowego mini-jack również nie zabrakło. To już jednak koniec. Niewątpliwie wielkim rozczarowaniem jest brak portu HDMI (nawet w wersji mini), tabletu nie można podłączyć na przykład do telewizora. Z przodu i z tyłu jest jeszcze kamera, co jednak nie powinno nikogo dziwić w kontekście tego, że wszyscy producenci ten trend powielają. Ogólnie natomiast dziwi, jakie potencjalnie mogłoby być zastosowanie 5-megapikselowej kamery z tyłu o rozdzielczości 2592 x 1944 pikseli – widzieliście kogoś robiącego zdjęcia tabletem? Zastosowanie kamery z przodu, znacznie jednak słabszej (0,3 mln pikseli) jest już łatwe do wyobrażenia i nie robi na nikim wrażenia. Ciekawostką jest też wbudowany nadajnik podczerwieni, który w połączeniu z odpowiednią wbudowaną aplikacją Sony pozwala wykorzystać tablet jako uniwersalny pilot. Idąc dalej, Sony Tablet S wyposażono w czujnik światła, akcelerometr, żyroskop, a nawet cyfrowy kompas.
Jeśli chodzi o komunikację, to zasadniczo jest wszystko, co być powinno. Sony Tablet S występuje w wersjach Wi-Fi lub Wi-Fi z modemem 3G. Testowany model to wersja pozbawiona 3G, więc przede wszystkim mamy tu bezprzewodową kartę sieciową w najszybszym obecnie standardzie 802.11n, mamy też Bluetooth 2.1+EDR. Nie pokuszono się niestety o nowszą wersję tego standardu, lepiej nadającą się np. do przesyłania nieskompresowanej muzyki. Trudno jednak przesadnie ganić Sony za ten brak, obecnie bowiem na rynku jest bardzo mało urządzeń obsługujących bardziej wyrafinowany Bluetooth. Znacznie ważniejsze jest jednak to, że na pokładzie Sony Tablet S mamy odbiornik GPS. To kolejny duży plus tabletu Sony, który w połączeniu z Google Maps bardzo dobrze sprawdzi się w nawigacji, choć dokładność i aktualność map Google w Polsce mocno kuleje – to już jednak inna bajka.
Całą tę machinę napędza znany bardzo dobrze dwurdzeniowy układ NVIDIA Tegra 2 o częstotliwości 1 GHz. Jest to dokładnie taki sam procesor jaki znajdziemy w przywoływanej już przeze mnie Iconii Tab, znajduje się też na tej samej półce co Apple A5 obecny w iPadzie 2. 1 GB pamięci RAM „powinien wystarczyć każdemu” w tablecie. W temacie wbudowanej pamięci na dane mamy wybór: bez 3G dostępne są modele 16 GB i 32 GB. Testowany egzemplarz to edycja z 16 GB wbudowanej pamięci. Wersja 3G wyposażona jest w 16 GB pamięci flash i nie ma tu niestety większego wyboru.
...sprawdzony Android w środku
Zatem: jak to działa? Jak już wspominałem, Sony Tablet S napędza Android 3.2. Nie będę tutaj rozpisywał się na temat możliwości systemu Google – zwłaszcza, że zrobił to już niedawno Tomek w recenzji Acera Iconia Tab, który zawierał identycznego Androida. Ja tylko odniosę się do całości z punktu widzenia przeciętnego użytkownika, który nie jest zainteresowany rootowaniem systemu i wgrywaniem co tydzień innych ROMów dziwnego pochodzenia. To jak jest? No cóż, nie ma zaskoczenia: jest dobrze, ale nie tak płynnie i bezboleśnie jak na iPadzie. Przyznam – i mówię to z pełną świadomością swoich słów – że nie widziałem jeszcze tabletu, który działałby tak samo szybko lub oferowałby równie płynne przewijanie czy powiększanie stron internetowych. Ogólnie nie jest źle i gdyby nie iPadowe nawyki, to być może bym nawet tego nie zauważył. Tu i ówdzie trafiają się jednak przycięcia, a powiększanie i pomniejszanie to już naprawdę nie lada wyzwanie dla procesora (lub systemu). Efekt psuje też nieco fakt, że wielodotykowość ekranu pozostawia najwyraźniej odrobinę do życzenia i zdarzało mi się, że moje gesty powiększania/pomniejszania nie były właściwie interpretowane, zdarzało się też, że pojedyncze stuknięcie nie było w ogóle odczytywane przez tablet.
Uważam też, że Sony nie popisało się i jego inżynierowie nie przyłożyli się do odpowiedniej personalizacji systemu oferującego przecież w tym zakresie ogromne możliwości, o których iOS może tylko pomarzyć. Przykładowo po uruchomieniu witani jesteśmy pięcioma ekranami startowymi (pulpitami), na każdym jest jednak raptem po kilka ikonek, które na dodatek porozrzucane są w dziwnych miejscach na ekranie. Największa porażka to jednak wbudowane aplikacje, a konkretniej brak ich polskiej lokalizacji. Sprawia to, że co chwilę raczeni jesteśmy angielskimi komunikatami, które mieszają się z polskimi i wszystko to razem nie robi profesjonalnego wrażenia. Znamienne jest choćby to, że na każdym ekranie startowym w prawym górnym rogu widoczne są dwa linki: Favorites i Aplikacje... Nie myślcie jednak, że stuknięcie w owe Aplikacje otworzy ekran z polskim interfejsem. Zamiast tego wchodzimy do nakładki Sony do zarządzania aplikacjami, która oczywiście nie została spolszczona i straszy np. sortowaniem Newest first. Wiadomo, że zrozumieć kilka słów po angielsku to nie duży problem, ale wieje trochę tandetą. Również domyślna przeglądarka stron internetowych i klient poczty są dostępne tylko w języku angielskim.
Pomijając te braki, aplikacje przygotowane przez Sony są całkiem przyjemne dla oka i nawet funkcjonalne. Najważniejsze to odtwarzacz muzyki, odtwarzacz wideo, galeria fotografii, czytnik serwisów społecznościowych (niestety tylko Twitter i Facebook), a także wspomniany już Remote Control czyli sterowanie urządzeniami przez podczerwień. Jeśli urządzenia te są produkcji Sony i podłączone są do sieci domowej razem z tabletem, to możemy sterować nimi także przez Wi-Fi – na przykład pauzować odtwarzanie filmu Blu-ray. Funkcje te znajdziemy jednak także w innych tabletach, a nawet smartfonach – aplikacje Sony do zdalnego sterowania dostepne są bowiem także w AppStore na iOS. Warto też wspomnieć o tym, że Sony Tablet S jest certyfikowany do współpracy z konsolą Sony PlayStation 3. Oznacza to jednak tylko tyle, że możemy grać na nim w niektóre tytuły dostępne na PlayStation One i PSP. Jednocześnie nie oznacza to niestety, że będziemy mogli używać tabletu jako kontrolera dla prawdziwej konsoli – z drugiej strony jednak, byłoby to chyba dość karkołomne.
Zabawa szybko się kończy...
Jedną z najważniejszych cech każdego tabletu jest niewątpliwie akumulator i czas pracy, jakiego możemy oczekiwać pomiędzy jednym i drugim ładowaniem. Sony Tablet S wyposażony jest w akumulator 18,5 Wh (5000 mAh). Nie ma co ukrywać, że nie jest to rewelacja jak na urządzenie tej klasy, z ekranem o tak dużej przekątnej i tak wydajnym procesorem. Dla porównania iPad 2 posiada akumulator 25 Wh (6750 mAh), zaś Samsung Galaxy Tab 10,1” – nawet 25,9 Wh (7000 mAh). Sprawia to, że te urządzenia wytrzymują 10 godzin przeglądania Internetu przez Wi-Fi i pracy z aplikacjami, podczas gdy tablet Sony wyczerpuje swoje siły już po około 6 godzinach. Oczywiście do czasu pracy podawanego przez innych zawsze należy podchodzić z dystansem, najlepiej byłoby sprawdzić to na własnej skórze. Każdy bowiem używa tabletu inaczej. Jakby jednak nie zestawić tabletu Sony z innymi, zawsze wypada on niestety na tym polu gorzej.
Kto kupi?
W podsumowaniu naszej recenzji czas na informację równie ważną jak specyfikacja techniczna, czyli cenę. Sony Tablet S w najtańszej edycji 16 GB z Wi-Fi (bez 3G) kosztuje w Polsce oficjalnie 1999 złotych, choć w praktyce ceny zaczynają się już w okolicach 1850 złotych. Nie odbiega to od poziomu, do jakiego przyzwyczaili nas konkurencyjni producenci. Mniej więcej tyle samo zapłacimy za tablet Apple czy Samsunga o zbliżonych parametrach. Do tabletu Sony zachęca nietypowy, atrakcyjny design, niewielka waga i Android 3.2 z ogromem możliwości, ale odstrasza przeciętnie świecący ekran i krótki czas pracy na baterii. Również płynność pracy pozostawia niedosyt — od dwurdzeniowego, topowego procesora mobilnego można oczekiwać więcej.
Dla wyrozumiałych (i zasobnych) miłośników produktów z logo Sony testowany tablet jest pozycją niemal obowiązkową. Nie ukrywam jednak, że jestem trochę zawiedziony propozycją Sony na podjęcie walki z konkurencją — przede wszystkim oczywiście z iPadem. Po takiej marce jak Sony można by spodziewać się więcej innowacyjności. Tymczasem trzeba uczciwie przyznać, że za te same pieniądze możemy kupić inne bardzo podobne urządzenia, równie lekkie i też z Androidem 3.2 na pokładzie, ale oferujące bardziej pojemną baterię – na przykład Samsung Galaxy Tab 10,1”. Jeśli zgadzamy się na gwałtowną zmianę naszych przyzwyczajeń i dostosowanie się do nie zawsze zrozumiałej filozofii Apple, możemy też dać szansę iPadowi 2, który nadal mimo wszystko króluje na rynku. Jest jeszcze inna możliwość – możemy zapłacić 500 złotych mniej, poświęcając 200 gramów na rzecz Acera Iconii Tab A500, a otrzymamy ten sam procesor i większy ekran w solidnej aluminiowej obudowie, choć pozbawionej innowacyjnego projektu Sony. Niestety projekt ten, jakkolwiek ciekawy, ma mimo wszystko marne szanse obrony tabletu jako całości.