Trybunał Sprawiedliwości UE potwierdza: biblioteki mogą wypożyczać e‑booki tak samo jak papierowe książki
Zasoby biblioteczne dla właścicieli czytników e-booków mogąjuż niebawem stać się znacznie bardziej użyteczne niż dotąd.Rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości UE przygotował opinięprawną w kwestii wypożyczania przez biblioteki publiczne książekelektronicznych – i jest ona bardzo korzystna dla lubiącychczytać.
Dyrektywa unijna 2006/115/WEmówi, że jedynie właściciel praw autorskich może wyrazić zgodęna wypożyczanie utworu. Pozostawia zarazem jednak pewną furtkę:kraje członkowskie mogą uznać, że regulacja ta nie dotyczydziałalności bibliotek publicznych, o ile twórca otrzyma w zamianodpowiednie wynagrodzenie.
I tak właśnie jest m.in. do dziś w Polsce. Biblioteki, archiwaoraz szkoły prowadzą działalność w zakresie udostępnianiaegzemplarzy utworów na podstawie licencji ustawowej (art. 28 pkt 1ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych). Nie muszą więcmieć dodatkowej zgody od wydawcy czy autora na udostępnianieutworów ze swoich zbiorów, wypożyczanie książek nie jest więcnaruszeniem prawa autorskiego.
Co ciekawe jednak, w Polsce długo nie należały się tantiemy zaudostępnianie w bibliotekach ich książek. Nie było to naruszeniemwspomnianej dyrektywy, gdyż ta w art. 6 pkt 1 mówi, że PaństwaCzłonkowskie mają swobodę przy ustalaniu wynagrodzenia, biorącpod uwagę swoje cele promocji kultury. Teraz jednak ponowelizacjiprawa autorskiego z zeszłego roku, autorzy utworów w językupolskim oraz tłumacze na język polski otrzymają wynagrodzenie ześrodków Funduszu Promocji Kultury, zasilanego przez wpływy zopodatkowania hazardu)
Problem jednak tkwił w tym, że nie było wiadome, czy wrozumieniu dyrektywy 2006/115/WE e-booki powinny być traktowane taksamo jak papierowe książki. W czasach, gdy ona powstawała,popularność elektronicznych książek była znacznie mniejsza, awielu unijnych wydawców próbuje dziś uniemożliwić bibliotekomwypożyczania e-booków, twierdząc, że narusza to ich prawa.
Taki właśnie problem miały holenderskie biblioteki zrzeszone worganizacji Vereniging Openbare Bibliotheken. Wypożyczają onee-booki swoim czytelnikom w całkiem pomysłowym systemie. Czytelnikdostaje unikatowy link pobrania pliku z książką, aktywny przezzadeklarowany czas wypożyczenia. Po zakończeniu okresu wypożyczeniae-book przestaje działać, link znika, a tytuł staje się dostępnydla innych czytelników. Dzięki temu unika się nieograniczonegokopiowania poddanej cyfryzacji treści – jeden egzemplarz e-bookamoże być czytany tylko przez jedną osobę w danym czasie, taksamo, jak to jest z papierowymi książkami. By jednak uniknąćproblemów prawnych, holenderskie biblioteki wystąpiły z pytaniem olegalność tej praktyki.
Maciej Szpunar, rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości UEuznał, że taki sposób udostępniania e-booków jest zgodny zprawem Unii Europejskiej. Stwierdził zarazem, że objęcie e-bookówzapisami dyrektywy jest korzystne dla autorów, ponieważ dziękitemu to do nich, a nie do wydawców będzie trafiało wynagrodzenie,a do tej pory większość bibliotek podpisywała umowy bezpośrednioz wydawcami, i to do wydawców trafiały pieniądze.
Opinia może stanowić wykładnię prawa dla wszystkich bibliotekw krajach Unii Europejskiej, w tym polskich, które będą mogłyteraz śmiało udostępniać zabezpieczone cyfrowo e-booki na takichsamych zasadach, jak książki papierowe. Pozostaje tylko jednopytanie – w ramach użytku osobistego można sobie e-booka (nawłasne potrzeby) wydrukować. Nikt nie powiedział, że nie możebyć to wydrukowanie do formatu PDF. Wiemy też dobrze, że DRM-owezabezpieczenia e-booków są bardzo łatwe do obejścia dlakompetentnego technicznie użytkownika. Nie dziwimy się więc, żeholenderskim wydawcom tak się nie podobało to, co robią bibliotekiw tym kraju.