Uncharted: Drake's Fortune

Playstation 3 w pierwszym roku swojej obecności na rynku nie dostała system sellera, czyli tytułu, który popchnąłby drastycznie sprzedaż samego sprzętu. Nie udało się to Heavenly Sword, opisywane Uncharted chyba też nie powtórzy oszołamiającego sukcesu Gears of War z konkurencyjnej platformy Microsoftu. Słupki sprzedaży zostawmy jednak na boku, ponieważ Naughty Dog ponownie uderzyli z nowym IP na kolejnej już konsoli Sony i jakość ich nowego dzieła tradycyjnie wyznacza teraz trend rozwoju developingu na PS3. Uncharted jest przepiękne, grywalne i spełnia wszystkie rzucone wcześniej obietnice z nawiązką.

Redakcja

21.12.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:54

Zwyczajny facet – tak przedstawiają nam autorzy głównego bohatera, Nathana Drake'a. Yhm, z tychże Drake'ów. W genach po swoim średniowiecznym przodku odziedziczył on żyłkę poszukiwacza skarbów i w grze podążymy torami jego największej w życiu przygody, próby odnalezienie arcysłynnego Złotego Miasta - El Dorado. Jak na normalnego gościa przystało Nate ma ogromne poczucie humoru, charakteryzuje się dziecięcą ciekawością i nie przepuści okazji, żeby poderwać napotkaną akurat pannę. Elena, bo o niej mowa, jest reporterką, która rusza z nim na wyprawę tylko służbowo, bowiem chce upolować swoją własną, wielką telewizyjną historię. Z czasem, kiedy już sprawy bardziej się skomplikują i priorytetem stanie się samo przeżycie, trochę się zmieni jej nastawienie i zapomni o przyziemnych błahostkach.

Plejadę głównych postaci uzupełnia jeszcze Sully, starszawy jegomość pojawiający się w sytuacjach beznadziejnych. Oś fabuły zbytnio złożona nie jest, bardziej przypomina miałki pod tym względem film Miłość, szmaragd i krokodyl z Michaelem Douglasem niż któregokolwiek Indianę Jonesa, acz trzeba pamiętać, że to gra i chodzi o to, by było intensywnie. Z tego zadania Uncharted wywiązuje się wyśmienicie, Nate i spółka zwiedzają masę zróżnicowanych miejscówek, co może zdziwić tych, którzy od początku oczekiwali jeno samej dżungli.

Obraz

Nie ma kryć się z tym, że tytuł ten miał pokazać pełnię mocy PS3 i ośmieszyć posiadaczy Xboksa 360. Od siebie dodam, że to pierwsze się nawet udało, co i tak już jest nie lada osiągnięciem. Parę razy w trakcie gry musiałem głębiej oddychać, bo widoki najnormalniej zapierały dech w piersiach. Grafika jest tutaj jednym z ważniejszych elementów rozgrywki. Spore, zielone przestrzenie sąsiadują z wilgotną, ciasną dżunglą, w której dbałość o szczegóły widać po dokładnym wymodelowaniu każdego listka. Fotorealistycznie wypada woda, z którą wiążą się takie smaczki jak nasiąkanie ubrania Nate'a do odpowiedniej wysokości, czy doskonała symulacja zniekształceń obrazu pod jej powierzchnią. Nie mniejsze wrażenie robią w U: DF budowle – wielki zamek nad morzem i promienie słońca przebijające się przez ogromne, zakratowane, zardzewiałe okna tworzą niezapomniany widok.

[break/]Przy przeskakiwaniu murków można zauważyć sypiące się kamienie, a odbicia w kałużach służą Elenie za lustro. Tytuł wygląda zdumiewająco, głównie dzięki superostrym teksturom z masą detali w rodzaju chropowatości albo różnych bruzd. Wiąże się z tym jednak pewien mankament, bowiem tuż po załadowaniu etapu przez parę sekund trzeba oglądać Uncharted w wersji z PS2 – z gołymi ścianami i rozmytymi obiektami. Ot, po prostu napęd Blu-ray nie nadąża ze streamowaniem tak dużych tekstur. Właściwie się tego nie zauważa, lecz problem istnieje generalnie od czasów Gearsów i nie widać, by ta generacja konsol sobie z nim już radziła. Zapewne rozwiązaniem byłaby instalacja na dysku, ale ja mam alergię na takie zagrywki i już wolę pozostać przy doczytywaniu wszystkiego w locie. Nad pięknem grafiki mógłbym rozwodzić się dłużej, jednak nawet stustronicowy elaborat nic tu nie da, bo po prostu trzeba to samemu zobaczyć.

Obraz

Postacie także wypadają świetnie – na animację samego Nate'a przypada kilka tysięcy klatek. Przeciwnicy mają ich trochę mniej, przez co czasem zdarzy im się zrobić coś nienaturalnego, ale ogólnie to także najwyższa półka światowa. Byłem bardzo zaskoczony, kiedy po tygodniu grania zauważyłem zupełnie nowy schemat ruchu, choć Assassin's Creed powinien mnie do tego przyzwyczaić. Nie byłbym sobą jednak bez wytknięcia wpieniającego detalu, a mianowicie faktu, iż odrobinę zawodzi detekcja kolizji - przy wdrapywaniu się na skały postacie mają nieprzyjemną tendencję do ślizgania się po obiektach, co nie wygląda zbyt ciekawie.

Na wyższych niż normalnym poziomach trudności konkretnie we znaki daje się SI oponentów – uczą się zachodzić i atakować z innych niż przypisane pozycje. W licznych scenkach przerywnikowych prym wiodą nieźle wydziergane twarze, choć obiektywnie muszę przyznać, że rekord w skoku jakościowym ustanowiony przez Heavenly Sword nie został pobity. Naughty Dog starali się maksymalnie ufilmowić cutsceny i dlatego ujęcia są diabelnie dynamiczne oraz „kręcone” z zaskakującej perspektywy. Wygląda to świetnie, a wraz z doskonale napisanymi dialogami, sarkazmem Nathana i nieustannymi emocjami daje wynik w postaci klimatu nie pozwalającego oderwać się od telewizora.

Obraz

W trakcie przygody zmierzymy się z typowo platformowymi zadaniami, w rodzaju wdrapywania się po półkach skalnych, huśtania na lianie i... to właściwie tyle. Eksploracja terenu nie jest czynnością dominującą, bo bardzo często ustępuje miejsca wymianom ognia. Nate to żaden ramboid, stąd sensowna decyzja developerów, żeby skopiować system osłon znany z wielokrotnie przytaczanego tutaj dzieła Epic Games. Zresztą po sukcesie Gearsów większość gier stosuje teraz ten patent. Po wciśnięciu kółka bohater przylega plecami do najbliższej ściany i stamtąd może prowadzić na ślepo ostrzał lub ryzykownie wychylić się i przycelować. Do dyspozycji będzie miał kilka standardowych rodzajów broni, jak granaty, AK-47, strzelba, tudzież snajperka. Właściwie na tym zbudowano całą mechanikę walki, choć warto czasem wyjść do otwartego starcia, bo Naughty Dog wyposażyli „zwyczajnego faceta” w szereg efektownych i nareszcie realistycznych kombosów w walce wręcz. Począwszy od typowej solówki na piąchy, poprzez ekwilibrystycznym skręceniu karku nożycami, a kończąc na bolesnym kopniaku w krocze. Jest tego prawdziwe zatrzęsienie, dlatego warto tego ostatniego pozostałego przy życiu wroga wyeliminować własnoręcznie.

[break/]Od czasu do czasu przyjdzie nam rozwiązać łamigłówkę, ale zawsze pod ręką będzie notatnik Sir Francisa Drake'a, więc żaden z tych momentów nie powinien być niczym więcej niż miłą odskocznią. Zagadki nie są trudne, lecz do ich rozwiązania przyda się chwila pomyślunku. Naughty Dog nie byliby sobą, gdyby nie spróbowali w ogóle urozmaicić rozgrywki. W sumie i tak już nie byłoby miejsca na nudę, acz monotonnię skutecznie zabijają jeszcze kolejno: emocjonująca ucieczka jeepem, szatkowanie oponentów z wielkiego stacjonarnego działa, czy kilka sekwencji QTE. Polegają one tak jak zawsze na wciskaniu klawiszy, których symbole pojawiają się na ekranie, zaś po nieudanej akcji no niestety ujrzymy animację śmierci Nathana. Grze zdecydowanie brakuje za to bossów, bo można za takiego uznać jedynie ostatniego koleżkę (nie liczcie na spoilery), przy czym walka z nim to właśnie wciskanie odpowiedniej kombinacji przycisków.

Obraz

Grę przyszłościowo przystosowano do obiecywanej od dawna usługi Home: w zwiedzanych miejscówkach poukrywanych jest 60 skarbów, plus gracze mają do zaliczenia coś w rodzaju dobrze znanych xboksowych Osiągnięć - na przykład trzeba pokonać pięciu oponentów wręcz, czy przejść całość na określonym poziomie trudności. Każda zdobycz owocuje pewną liczbą punktów, a te można w menu wymienić na bonusy. Chylę czoła przed autorami, bo jest tego masa. Pomijając najbardziej oklepane rzeczy, typu filmiki z produkcji, można nałożyć na grę filtr a'la sepia, odwrócić horyzontalnie świat, a nawet dwukrotnie przyspieszyć tempo rozgrywki! Co ciekawe, nawet wtedy Uncharted na ułamek sekundy nie przytnie. Jest też galeria zdjęć z siedziby twórców. W sumie nie byłby to fakt warty wzmianki, gdyby nie jedna fotka - kompletnie rozwaliła mnie przerwa w pracy pokazana jako trening jogi programistów, grafików, dźwiękowców i reszty wesołej ferajny odpowiedzialnej za postacie Crasha, Jaka, a teraz Nathana. Brakowało chyba tylko partyjki w WiiSports.

Strasznie spodobało mi się udźwiękowienie Uncharted, bo przecież nowa generacja to nie tylko grafika i gameplay. Muzyka gra pierwsze skrzypce podczas ciekawszych momentów, ostro przygrywa podczas strzelanin, a nieco spokojniej podczas wkraczania na nowe obszary. Bronie brzmią tak jak powinny, toteż najgorzej będę wspominał dźwięk pustego magazynku. Nate cały czas komentuje to, co się wokół niego dzieje i te krótkie zdanka wypowiadane do siebie pozwalają jeszcze bardziej wczuć się w jego sytuację. Całości dopełnia znakomity motyw przewodni gry, skomponowany przez Grega Edmonsona, a kojarzący się właśnie z odkrywaniem skarbu i eksploracją dziewiczych terenów. Tak, czasem potrafiłem włączyć konsolę tylko po to, żeby go posłuchać.

Obraz

Długo wątpiłem w Drake's Fortune, ale już demo udostępnione przed premierą na Playstation Network pokazywało, iż jest jednak na co czekać. Potem okazało się, że pełna wersja ma do zaoferowania dużo więcej nieprzewidywalnych momentów i jest kwintesencją konsolowego grania. Daje niczym nieskrępowaną radość, wszystko się w niej doskonale zazębia i tylko złośliwcy będą się czepiać drobnych technicznych usterek. Jasne, w takim „benchmarku” PS3 nie powinno ich być w ogóle, ale ogrom zalet oraz wysoka grywalność zupełnie przyćmiewają wszelkie drobne uchybienia. Gra „pęka” w około 9 godzin, lecz na pewno szybko do niej powrócicie, bo przygody Nathana mają w sobie ten magnes. Można powiedzieć, że to kompletna gra akcji. Oby więcej takich tytułów.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)