Unia Europejska planuje czytać nasze wiadomości przed wysłaniem
W Komisji Europejskiej trwają prace nad ryzykowną legislacją, potencjalnie wprowadzającą obowiązek skanowania wiadomości po stronie klienta (telefonu lub aplikacji) celem walki z nielegalnymi materiałami. Przeciw groźnym regulacjom są m.in. Niemcy.
Gdy debata publiczna jest niemal w całości zajęta (na poziomie polityki europejskiej) tematem niezależności energetycznej oraz ogółem zagadnień wojenno-pandemicznych, Komisja Europejska z dużą prędkością pracuje nad zaawansowanymi regulacjami prawnymi dotyczącymi wymiany informacji. Chcąc rozwiązać (lub chociaż zmniejszyć) skalę obrotu nielegalnymi treściami, zwłaszcza tymi powstałymi wskutek wykorzystywania dzieci, KE planuje wymusić analizę wszystkich wysyłanych wiadomości.
Teoretycznie, projekt polega na zmuszeniu dostawców infrastruktur komunikacyjnych do bezwzględnego egzekwowania swoich regulaminów oraz regulacji unijnych. Tych nowych oraz tych już obecnych. Dostawcy mają wykrywać nielegalne treści, a następnie zgłaszać je i usuwać. Na żądanie organów ścigania, aktywność wybranych użytkowników ma być możliwa do wglądu i monitorowania.
Kontrola wszystkiego
Tylko że to niemożliwe. Regulacje w obecnej postaci opisują rynek cyfrowy w bardzo uproszczony, naiwny i odrealniony sposób: każdy komunikator jest traktowany jako produkt jakiejś wielkiej firmy mającej stuprocentową kontrolę nad przepływającymi przez nią danymi. Przepisy w żadnym stopniu nie regulują samodzielnie zestawianych, zdecentralizowanych kanałów komunikacyjnych. Wydają się dla takich przypadków przerzucać odpowiedzialność na dostawcę… łącza internetowego(!).
Ponadto, stosując figurę retoryczną "to ważne, ale", KE informuje że co prawda szyfrowanie end-to-end jest kluczowe dla prywatności i bezpieczeństwa, ale można je wykorzystać do nielegalnych zastosowań, toteż należy rozszerzyć skanowanie także na nie. Ponownie miałoby to być odpowiedzialnością "dostawców". To nieosiągalne. Musiałoby oznaczać ogólnokrajowy backdoor komunikacyjny (jak w Kazachstanie), delegalizację prywatnych kanałów komunikacji lub wbudowanie w systemy i aplikacje skanerów, operujących w trybie domniemania winy.
Podobny mechanizm niedawno próbował wprowadzić Apple, na poziomie swoich telefonów. Jego niedokończona, wyłączona wersja była dostępna w systemie iOS w zeszłym roku. Po jej wykryciu natychmiast opracowano pliki-kolizje w postaci niewinnych zdjęć, które - gdyby system działał - zgłosiłyby niewinnego odbiorcę na policję.
Z tym, że proponowany przez KE mechanizm idzie o wiele dalej. Poza analizą zdjęć miałby także czytać wiadomości. A także stosować mechanizmy sztucznej inteligencji do przewidywania przyszłych form nadużyć, zamiast porównywać dane z zamkniętą bazą. Taki system obecnie nie istnieje i cokolwiek, co powstałoby dziś celem pełnienia jego roli (co podkreśla m.in. profesor kryptografii Matthew Green) byłoby horrendalnie mało skuteczne.
Większość państw (w tym Polska) całkowicie milczy na ten temat. Unijna Komisarz Spraw Wewnętrznych Ylva Johansson broni propozycji, ale czyni to w wysoce niekoherentny sposób. W wywiadzie dla Der Spiegel mówi, że skanowanie po stronie klienta ma być "opcjonalne" ale rezygnację Apple z takiego właśnie "opcjonalnego" skanowania uznaje za rozczarowujący krok, który należy odkręcić wprowadzając odpowiednie regulacje.
Niemieckie BDMV, ministerstwo odpowiedzialne za regulacje cyfrowe (Bundesministerium für Digitales und Verkehr) jest zdania, że proponowane przepisy naruszają prawa obywateli UE do prywatności i będzie forsować odmienne, o wiele bardziej ukierunkowane rozwiązania, nienaruszające szyfrowania. Głosów z innych państw europejskich jest niewiele.