Uważaj, ktoś może wziąć na ciebie pożyczkę, nawet jeśli twoje dane nie "wyciekły"

Chociaż logika podpowiada, że publicznie dostępne dane nie powinny być wystarczające, by wziąć na kogoś pożyczkę, praktyka pokazuje, że nie zawsze jest to oczywiste. Na niekorzyść działają zbiegi okoliczności i brak weryfikacji wszystkich danych przez podmioty, które pożyczek udzielają.

Nie zdziwi się, jeśli ktoś wziął na ciebie pożyczkę
Nie zdziwi się, jeśli ktoś wziął na ciebie pożyczkę
Źródło zdjęć: © WP
Oskar Ziomek

20.05.2021 16:12

Dokładnie taki przypadek opisuje Niebezpiecznik na przykładzie historii swojego czytelnika. Dowiedział się on, że ktoś wziął na niego pożyczkę po tym, kiedy włączył powiadomienia z Biura Informacji Kredytowej. Z pobranego raportu wynikało, że dane czytelnika były już sprawdzane na początku bieżącego roku przez firmę AIQLabs.

Jak się bowiem okazało, wcześniej ktoś wziął kredyt w wysokości 5 tys. złotych na nazwisko czytelnika za pośrednictwem serwisu pożyczkowego SuperGrosz.pl, który jest prowadzony właśnie przez firmę AIQLabs. Aby zaciągnąć kredyt, należy podać szereg danych, w tym imię i nazwisko, telefon, PESEL, numer dowodu czy dane teleadresowe, ale w praktyce wychodzi na to, że przynajmniej część z nich można po prostu zmyślić, bo później i tak nie zostaną odpowiednio sprawdzone.

Dodatkowym etapem jest co prawda weryfikacja klienta u jego pracodawcy, ale w praktyce nie zawsze jest podejmowana, a ponadto nie jest obowiązkowa, jeśli mowa o kredycie dla rencisty lub studenta. W serwisie SuperGrosz.pl finalna weryfikacja pożyczkobiorcy odbywa się w placówce Poczty Polskiej lub Banku Pocztowego i to najpewniej tutaj popełniono najwięcej błędów.

Niebezpiecznik spekuluje, że na tym etapie oszust mógł pokazać przy okienku spreparowany dowód osobisty, a pracownik odpowiednio tego nie sprawdził. Prawdopodobna jest też wersja z pokazaniem dowodu w aplikacji na ekranie smartfonu, co również mogło zostać potraktowane przez pracownika z nienależytą starannością.

Finalnie prowadzi to jednak do tego samego - czytelnik teoretycznie ma do spłacenia kredyt, którego wcale nie wziął. Jak okazało się w trakcie, zobowiązanie wynosi łącznie 14 tys. złotych, bo do wartości samej pożyczki doszedł szereg kosztów (w międzyczasie dług został wykupiony przez firmę Alektum).

Ostrożność w sieci nie zawsze wystarcza

Jak widać po opisywanym przykładzie, nawet największa ostrożność w sieci nie prowadzi do pełnego bezpieczeństwa, a sprytny oszust może wziąć na kogoś kredyt, dysponując jedynie jego imieniem i nazwiskiem oraz PESEL-em, który swoją drogą w niektórych przypadkach można zdobyć w legalny sposób i żaden "wyciek" nie jest tutaj niezbędny.

Sprawa opisywana przez Niebiezpiecznik jest ciągle w toku. Została już zgłoszona na policję i do sądu. Orzeczenie będzie najpewniej korzystne dla poszkodowanego czytelnika, jednak nie zmienia to faktu, że do czasu wyjaśnienia ofiara oszustwa musi się w tę sprawę mocno zaangażować i wiele danych zebrać we własnym zakresie. Więcej szczegółów na ten temat można znaleźć w materiale Niebezpiecznika.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:dobreprogramy
internetbezpieczeństwooszustwo
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (490)