Windows 10 współwinne kiepskiej sytuacji na rynku PC
Najgorsze przewidywaniatajwańskich producentów sprzętu PC zaczynają się sprawdzać.Rozdawnictwo darmowych aktualizacji do Windows 10 okazało sięgwoździem do trumny dla pogrążonej w kryzysie branży.Dotychczasowe premiery nowych wersji „okienek” były zawszeokazją do podniesienia wyników sprzedaży. Teraz jest inaczej – zjednej strony liczba instalacji Windows 10 stale rośnie, z drugiejsprzedaż komputerów osobistych zalicza kolejne spadki. Firmaanalityczna IDC przedstawiła właśnie swoje prognozy na przyszłelata, które nikogo nie mogą napawać optymizmem.
28.08.2015 | aktual.: 30.08.2015 18:57
Tylko w 2015 roku łączna sprzedaż pecetów na całym świeciespaść ma aż o 8,7% w stosunku do roku poprzedniego. Później mabyć „nieco lepiej” – w roku 2016 rynek ma się skurczyć jużtylko o 1,6%. Sęk w tym, że dane te dotyczą całkowitej sprzedaży,zarówno w segmencie biznesowym, jak i dla osób prywatnych. Wsegmencie biznesowym darmowych aktualizacji do Windows 10 nie ma,spodziewane są zakupy nowego sprzętu przez wszelkiego rodzajuorganizacje, które często jeszcze korzystały ze starego sprzętu,pracującego pod kontrolą Windows XP i Visty. Na rynku konsumenckimspadki sprzedaży mają być jednak znacznie gorsze.
Ratunek w urządzeniach mobilnych? Ależ skąd. To prawda, kłopotyrynku PC zaczęły się po premierze iPada, ale dzisiaj także iPad ijego androidowi konkurenci mają kłopoty. Rynek tabletów w 2016roku ma się skurczyć o 8%. Smartfony to zaś zupełnie innakategoria, w której typowi producenci PC wciąż nie mają za wieledo powiedzenia. To prawda, ich sprzedaż wciąż rośnie, aleprzychody z tego ma jedynie Apple i Samsung, cała reszta walczy namarginalnych marżach.
Wyjść z tego impasu nie będzie łatwo – i już terazanalitycy zaczynają przebąkiwać, że nasza epoka tanich PC możenie przetrwać do przyszłej dekady, że wciąż możemy wrócić doczasów, gdy komputer osobisty nie był dobrem powszechnym, a pecetybyły relatywnie znacznie droższe niż dziś. Przypomnijmy sobieceny z lat 80, gdy jeden z najpopularniejszych wówczas PCprzeznaczonych do zastosowań domowych, Amstrad PC-1512 kosztował wpodstawowej wersji 500 ówczesnych funtów, co po uwzględnieniuinflacji i zmian w sile nabywczej przełożyłoby się na ok. 1300funtów – ponad 6,5 tys. złotych.
Przyczyn takiego stanu rzeczy, oprócz chińskiego kryzysu ikiepskiej sytuacji na giełdach, trzeba szukać przede wszystkim wsamym stanie sprzętu PC. Postęp, jaki obserwujemy w technicemikroprocesorowej, pamięciach półprzewodnikowych, komunikacjiradiowej – to wszystko wciąż omija zwykłych użytkownikówkomputerów. Kolejne generacje procesorów Intela, dostępne wkomputerach kupowanych przez masy, sprzęcie za kilkaset dolarów,nie przynoszą jakichś radykalnych ulepszeń. Wiele osób wciążkorzysta z laptopów z procesorami Core 2 Duo (Penryn) kupionymi wminionym dziesięcioleciu, często z jakimś wydzielonym układemgraficznym, 2-3 GB RAM i twardym dyskiem o pojemności kilkuset GB,uważając że jest to sprzęt dla nich całkowicie wystarczający dozastosowań, jakie potrafią sobie wyobrazić. Dostając odMicrosoftu za darmo Windows 10, kupując do takiego laptopa dysk SSD,dają maszynie drugie życie – kto wie, czy takie komputery nieposłużą im do końca dekady.
Oczywiście mamy na rynku świetne laptopy i eleganckie desktopy zwyższej półki, próbujące rywalizować z MacBookami ultrabooki irozmaite hybrydowe konstrukcje 2-w-1, ale dla wielu ludzi, nie tylkoz biedniejszych regionów świata, ale też i dotkniętego przecieżstrukturalnym kryzysem Zachodu, to rozwiązania poza ichmożliwościami finansowymi. Świadczy o tym niemiły dla producentówwskaźnik ASP (średnia cena sprzedaży), który dla laptopów wahasię od 400 do 500 dolarów. Nie inaczej jest w naszym kraju –najlepiej sprzedające się na Allegro laptopy znajdziemy w cenach od1200 do 2000 zł.
I co my tu takiego w tych cenach dostaniemy? Ano laptop w dośćgrubej plastikowej obudowie z procesorem Intel Core i3 (najczęściejIvy Bridge) lub AMD Kaveri A6, zintegrowaną grafiką HD4000 lubRadeon R4 (wtedy sprzedawca napisze, że to „laptop do gier”),15-calową matrycą o rozdzielczości 1366×768 pikseli, 4-6 GB RAMDDR3-1600 MHz, „szybkim i pojemnym” dyskiem twardym 500 GB 5400RPM i 4-ogniwową baterią, pozwalającą temu wszystkiemu na kilkagodzin pracy. Dysków SSD, lepszej grafiki czy lepszego wyświetlaczaw tej kategorii się po prostu nie znajdzie. Czy można się więcdziwić, że zwykły Kowalski, chodząc między półkamisupermarketów i oglądając te wszystkie nowe laptopy z dostępnegomu przedziału cenowego, nie bardzo rozumie, co mu takiego po nowymkomputerze?
Podobną sytuację już wkrótce czeka rynek smartfonów.Oczywiście flagowe modele za 650 dolarów (a u nas 3000 zł) iwięcej będą coraz piękniejsze i potężniejsze, doczekają siękamer 3D i neuromorficznych akceleratorów do rozpoznawania mowy iotoczenia, ale zwykła słuchawka z Androidem dla mas tych cudów wlatach najbliższych raczej nie otrzyma. Realna wydajność sprzętumobilnego rośnie dziś znacznie wolniej, niż w latach 2009-2012,wystarczy sobie przypomnieć przepaść, jaka dzieliła pierwszydostępny w sprzedaży smartfon z Androidem HTC Dream (słynna EraG1) od popularnego u nas Galaxy S3 Samsunga. Tymczasem jeszczedzisiaj Galaxy S3 jest całkiem dobrym telefonem do większościzastosowań, a przy tym lepiej się mieści w kieszeni niż tewspółczesne paletki do ping-ponga.
W tej kryzysowej sytuacji najbardziej obiecujące dla masowegoodbiorcy wydają się zapowiadać laptopy z procesorami AMDCarizzo, które na tej półce z tanimi laptopami są w staniewywołać efekt „wow” wśród posiadaczy laptopów z minionejdekady. Tu różnicą są przede wszystkim gry – po raz pierwszy natanim laptopie będzie można pograć w FullHD w wiele popularnychgier, uzyskując w nich 40 FPS i więcej – ale nie bez znaczeniajest też znacznie dłuższy czas pracy na baterii. Jasne, nowe czipyIntela, Broadwelle i Skylake są szybsze, ale w tym przedzialecenowym Radeonom nie dorównają.
AMD jednak jest dziś za małe i za słabe, by samo odwrócićsytuację na rynku PC. Można się spodziewać więc coraz bardziejzażartej walki o ten kurczący się tort, malejących marży irosnących cen, a w końcu przejęć i konsolidacji, po których narynku zostanie znacznie mniej producentów niż dziś. W końcu Sonyjuż pozbyło się swoich VAIO a Samsung zakończył sprzedażlaptopów w Europie. Kto następny rzuci ręcznik i przyzna się doporażki?