Wrocław: z książką jedziesz za darmo, a za e‑booka dostaniesz mandat
Dziś we Wrocławiu miłośnicy książek elektronicznych po raz kolejny mogli przekonać się, że tak naprawdę wcale nie są uważani za czytelników, a ich elektroniczne wydania to nie książki.
Przez cały dzisiejszy dzień we Wrocławiu można jeździć komunikacją miejską za darmo czytając książkę. Pasażerowie z książką w rękach nie muszą kupować biletu, a jeśli spotkają kontrolera, mogą nawet dostać całkiem ładną zakładkę. Akcja #czytamwroclaw została zorganizowana przy okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Analfabetyzmem i ma promować czytelnictwo.
Problem w tym, że jak to często w Polsce bywa, doszło do niesprawiedliwego rozgraniczenia książek papierowych i elektronicznych. Kontrolerzy wystawiają mandaty osobom z czytnikami i innymi urządzeniami elektronicznymi, mimo że uruchomione na nich są aplikacje do czytania i można spokojnie pokazać kontrolerowi czytaną właśnie pozycję. O co więc chodzi? Rzeczniczka wrocławskiego MPK poinformowała mnie, że to nie przedsiębiorstwo komunikacyjne zajmuje się akcją i odesłała mnie do portalu wrocław.pl. Nieco światła na sprawę rzuciła cytowana też przez MM Wrocław Ula Jagielnicka z portalu, który prowadzi akcję.
Wszystko rozbija się więc o to, że miasto przygotowało specjalne zakładki, których przecież nie można włożyć do czytników, o czym wspomniano także w regulaminie akcji. Nie ma znaczenia to, że osoba, która ma czytnik, wydała te kilkaset złotych, by móc czytać książki i czyta ich prawdopodobnie o niebo więcej, niż wiele osób, które dziś „załapały się” na darmowy bilet. Niektóre osoby po prostu trzymały książkę, nawet jej nie otwierając, inne podobno na forach dyskutowały o tym, jaką książkę zabrać, żeby się zbytnio nie nadźwigać. W takich warunkach walka z analfabetyzmem nie ma większego sensu, chyba że kontrolerzy będą egzaminować pasażerów ze znajomości treści czytanych… a raczej trzymanych książek.
Jeśli ktoś wozi ze sobą w autobusie lub tramwaju czytnik, to na pewno nie po to, żeby tego dnia pochwalić się kontrolerowi. Potencjalnie korzystna akcja przerodziła się w nieprzyjemną segregację i jednych przekonała do popisywania się zdobytą gdzieś niewielką książką, a w innych ugruntowała poczucie, że e-booki to coś gorszego. Tu w pełni zgadzam się z Michałem Potockim, autorem przywołanego wcześniej artykułu na łamach MM Wrocław:
Podobnie jak on do pojazdów wrocławskiej komunikacji miejskiej wsiadam z czytnikiem, a czasami sięgam po książkę na telefonie. W końcu czytnik kupiłam po to, by nie zabierać w podróż kilku potężnych tomów.