Znak wodny w e‑booku doprowadzi prosto do pirata
Piractwo pozostaje solą w oku wielu osób, których być albo nie być zależy od poszanowania praw autorskich. Walka z nim zdaje się nie mieć końca, ale poszkodowani nie mają zamiaru składać broni. Holenderskie sklepy handlujące e-bookami pracują nad porozumieniem, które pozwoli szybko i bezbłędnie zidentyfikować źródło przecieku.
Dokument, o którego istnieniu donosi tamtejszy serwis eReaders.nl, ma w zamierzeniu uprościć proces ścigania pirata. Póki co organizacje antypirackie nawet jeśli wyśledzą nielegalną kopię, mają problem ze zidentyfikowaniem źródła przecieku. Porozumienie ma to zmienić — sklepy każdy sprzedany egzemplarz książki będą oznaczać unikatowym znakiem wodnym, który pozwoli połączyć zawarty w nim numer transakcji ze stosownym klientem. Mimo że proponowana metoda działania nie jest zbyt odkrywcza, najważniejszy jest mały haczyk — dystrybutorzy podłączeni do platformy eBoekhuis będą przechowywać dane o wszystkich transakcjach i klientach przez co najmniej dwa lata. Dostęp do tych informacji będzie posiadać antypiracka organizacja BREIN, by po przejęciu niezgodnego z prawem egzemplarza móc bez problemu ustalić personalia nabywcy książki.
W tym momencie oczywiście rodzi się problem udostępniania prywatnych danych o klientach osobom trzecim, ale dystrybutorzy chcą temu zaradzić przy pomocy stosownego komunikatu, który będzie wyświetlany podczas zawierania transakcji. Według autorów pomysłu takie ostrzeżenie wystarczy, by internauci w obawie przed wyśledzeniem i dalszymi kłopotami zrezygnowali z udostępniania książek. Jednak pytanie o to, w jaki sposób zamierzają poradzić sobie z usuwaniem znaków wodnych, na razie pozostaje bez odpowiedzi. Niemieccy wydawcy, którzy również zetknęli się z tym problemem, eksperymentują z mechanizmem podmieniającym pojedyncze słowa.