20 lat w fotografii - część 1. Kiedyś liczyły się tylko lustrzanki
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na przestrzeni ostatnich 20 lat wiele się zmieniło. Kiedyś wyznacznikiem doskonałego sprzętu były cyfrowe lustrzanki jednoobiektywowe. Dzisiaj mało który profesjonalista po nie sięga. Rynek zdominowały bezlusterkowce, a wraz z nimi sztuczna inteligencja. Rzućmy na to trochę światła.
Pełna klatka ma już 20 lat
20 lat temu, w roku 2002, nikt nie myślał o tym, że profesjonalny aparat fotograficzny mógłby nie mieć lustra. Co więcej, do 2002 r. nikt nie widział na oczy lustrzanki cyfrowej z matrycą pełnokaltkową, czyli w rozmiarze odpowiadającym jednej klatce filmu małoobrazkowego (36 × 24 mm), co dzisiaj jest właściwie standardem.
Pierwszy swój pomysł pełnoklatkowej lustrzanki cyfrowej przedstawił Pentax w 2000 roku, lecz rok później projekt został zaniechany. To sprawiło, że pojawiło się miejsce dla Canona i modelu Canon EOS-1Ds, zaprezentowanego 24 września 2002 r. Ten korpus był przełomowy – miał dużą matrycę i rozdzielczość 11,1 Mpix.
Głównymi atutami wspomnianego aparatu był nie tylko sensor, ale również autofokus z dwoma trybami, szklany wizjer z pryzmatem pentagonalnym i ekran LCD do wyświetlania zdjęć o rozdzielczości 120 tys. punktów. Tym modelem Canon rozpoczął prawdziwą walkę z innymi producentami.
Kilka lat później film przeszedł do lamusa
Przez pierwsze lata istnienia lustrzanek cyfrowych, fotografowie nie byli do nich przekonani, lecz z czasem musieli podążyć za duchem czasu. W 2005 roku doszło do kolejnego przełomu na rynku, również za sprawą Canona.
Na sklepowych półkach pojawił się Canon EOS 5D (dziś nazywany "Classic"). Był znacznie mniejszy niż seria EOS-1D, co przypadło do gustu reporterom i fotografom studyjnym. Jego jedyną konkurencją w tamtym czasie był inny Canon, czyli EOS-1Ds Mark II. Poza tym nic nie mogło dorównać temu korpusowi, co miało się niedługo zmienić.
Wejście na rynek małego aparatu o wielkich możliwościach oraz w rozsądnej cenie sprawiło, że dotychczasowi niedowiarkowie w cyfrową technologię zaczęli przerzucać się na "cyfrówki". Era filmu dobiegła końca. Materiały światłoczułe zostały głównie w fotografii artystycznej i u niektórych projektantów czy fotografów mody.
W latach 2004-2006 pojawiły się również pierwsze przesłanki o powstawaniu aparatów bezlusterkowych, lecz w kompletnie innej formie niż ta, którą znamy dzisiaj. Epson stworzył model R-D1, czyli cyfrowy aparat dalmierzowy. Kolejna była Leica M8. Z czasem doszły korpusy Sony Cyber-shot DSC-R1 oraz Sigma DP1, lecz te były czymś kompletnie innym. Na pierwszego współczesnego bezlusterkowca trzeba było jeszcze poczekać.
Przełom w Panasonicu: system Mikro Cztery Trzecie
Lustrzanki cyfrowe się rozwijały i na rynku było ich już pełno, w tym kilka bardzo zaawansowanych modeli jak Nikon D700 (lipiec 2008 r.) czy Canon EOS 5D Mark II (wrzesień 2008 r.). Branża się rozwijała, fotografowie pokochali lustrzanki, a te stały się nowym wyznacznikiem jakości. Gdy ktoś chciał pokazać, że jest profesjonalistą, kupował sobie lustrzankę i nosił z dumą na szyi. Na pewno pamiętacie te czasy.
W 2008 roku stało się również coś, co było zapalnikiem do zmian w świecie fotografii. Dotychczasowe lustrzanki czy aparaty typu superzoom były naprawdę duże i nieporęczne. Firma Panasonic wpadła na nowy pomysł. Postanowili wsadzić mniejszą matrycę do mniejszego korpusu, lecz równie profesjonalnego, co lustrzanki. Tak narodził się system Mikro Cztery Trzecie (Micro Four Thirds, MFT) oraz model Panasonic Lumix G1 z matrycą w rozmiarze połowy sensora pełnoklatkowego, czyli 17,3 × 13 mm.
Nowy aparat zaciekawił fotografów swoją poręcznością. Podobnie jak inne popularne korpusy, miał rozdzielczość 12 Mpix i zaawansowane ustawienia. Nowością było pozbawienie aparatu układu luster i pryzmatu. W zamian pojawił się wizjer elektroniczny (EVF), który pokazywał to, co ma zarejestrować aparat.
System Mikro Cztery Trzecie stale jest wspierany. Liderami tego segmentu rynku są firmy OM Digital Solutions (dawny Olympus) oraz Panasonic.
Wtedy wchodzi Sony, całe na czarno
Przenieśmy się do roku 2012. Rynek lustrzanek tętni życiem, a obok równolegle rozwijała się technologia bezlusterkowców. Sony, które wykupiło departament fotograficzny firmy Konica Minolta, postanowiło dołączyć do boju o pierwsze miejsce w segmencie profesjonalnego sprzętu fotograficznego i zaprezentowało model Sony Alpha 99.
Pełnoklatkowa lustrzanka hybrydowa z 24-megapikselowym sensorem pełnoklatkowym to było coś. Korpus był w pełni profesjonalny i plasował się najwyżej w linii lustrzanek Sony do 2016 roku. W środku było schowane półprzepuszczalne lustro i wizjer elektroniczny. Ten aparat był najbliższy temu, co dzisiaj znamy jako bezlusterkowce. Układ AF opierał się na detekcji fazy, a czułość ISO wahała się od 100 do 25600.
Konkurentami wspomnianego modelu były lustrzanki: Nikon D800, Nikon D4, Canon EOS 5D Mark III i Canon EOS-1D X. Trwał wyścig na megapiksele, który wygrywał Nikon D800 z pełnoklatkowym sensorem o rozdzielczości 36,3 Mpix. Sony było drugie ze swoimi 24 Mpix, natomiast Canon trzeci z wynikiem 22 Mpix.
Sony chciało koszulki lidera
Rok po premierze swojej flagowej lustrzanki, Sony zaprezentowało światu coś, czego nikt się nie spodziewał. Powstał pierwszy profesjonalny bezlusterkowiec z matrycą Full Frame – linię Sony A7. Od tej chwili rynek aparatów nabrał niesamowitego rozpędu.
Korpus Sony A7 był podstawowym modelem i pojawił się we wrześniu 2013 roku. Miał wszystkie funkcje, jakie były potrzebne fotografom, lecz też swoje wady. Układ autofokusa pozostawiał wiele do życzenia, ale sama technologia wskazywała na ciekawy rozwój. Wraz z nim przyszedł na świat aparat Sony A7R o matrycy ze zwiększoną rozdzielczością, a Sony A7S przeznaczony do filmowania pojawił się w kwietniu 2014.
W listopadzie 2014 Sony zaprezentowało model Sony A7 II ze znacznie poprawionym układem autofokusa i ergonomią. Punkty w końcu można było wybierać dżojstikiem. Dodajmy do tego system stabilizacji matrycy. Ten korpus miał wszystko, czego potrzebował nie tylko hobbysta, ale również profesjonalista. Fotografowie ślubni zaczęli patrzeć na ten sprzęt bardziej przychylnie, portreciści również.
Sony miało "to coś". Jako pierwsi stworzyli pełnoklatkowy system bezlusterkowy. Obiektywy do aparatów były częściowo produkowane przez firmę Zeiss, co podkreślało doskonałość optyki. Przez najbliższe 4 lata nikt nie mógł dorównać japońskiemu gigantowi.
Canon i Nikon wciąż przepychały się w wyścigu lustrzanek, co z czasem odbiło się na wynikach finansowych. Musieli działać jak najszybciej, ale to już historia na kolejną część historii o dojściu bezlusterkowców do dominacji.
Publikacja powstała w ramach cyklu z okazji 20-lecia dobrychprogramów. Wszystkie artykuły można znaleźć na stronie poświęconej jubileuszowi.
Marcin Watemborski, dziennikarz dobrychprogramów