20 lat zmian w komputerach mobilnych. Przełomem był MacBook Air
Gdy startował serwis dobreprogramy, znikoma liczba gości odwiedzała go z laptopów. Nie mamy na to twardych statystyk, ale nie może być inaczej. Laptopy sprzed dwóch dekad były drogie i mało popularne. A główną ofertą Intela w tym zakresie był... Pentium 4.
Kategoria komputerów mobilnych zawierała w tym czasie wyłącznie laptopy. Smartfony, a raczej ich pierwowzory, były kompletnie niszowe, a internet komórkowy - drogi i niedostępny. Tablety istniały jako wariacki koncept dla wizjonerów. Reklamowano je jako narzędzie dla biznesmenów i szkół przyszłości. Pozostawały laptopy. Dwa-trzy razy droższe od przeciętnych pecetów.
Więc dlaczego już od piętnastu lat to właśnie laptop jest preferowanym kształtem komputera? A raczej - jak to się stało, bo "dlaczego" jest chyba jasne. Aby dotrzeć do etapu, na którym laptopy są rzeczywistą, dostępną alternatywą, potrzebne było kilka rewolucji. W postaci nie tylko przełomów technologicznych, ale także otrząśnięcia rynku z błędnych decyzji.
Centrino
Pierwszym przełomem niezbędnym do ożywienia mobilnej platformy PC było Centrino. Marka ta, autorstwa Intela, oznaczała konstrukcję zawierającą chipset Intel 855, procesor z serii Pentium M i kartę sieciową Intel PRO/Wireless. Zestawienie niniejszych komponentów miało zapewniać optymalną wydajność oraz energooszczędność, w porównaniu z "laptopami-składakami" innych firm lub z platformami na innych chipsetach.
Najważniejszym elementem tego zestawu był jednak procesor. Pentium M nie był oparty o układ Pentium 4 - ślepą uliczkę rozwoju w Intelu. Zerwanie z Pentium 4 nie odbyło się tak od razu, układy mobilne oparte o rdzeń Prescott produkowano aż do stycznia 2005, ale temperatury i wydajność sprawiły, że przyszłością okazało się Centrino.
Zwłaszcza, gdy na platformie zadebiutowały układy Core 2 Duo. Chipset 965 oraz grafika X3100 GMA w połączeniu z procesorami na rdzeniach Merom i Penryn, umożliwiły konsumentom zakup sensownie wydajnego komputera przenośnego w cenie oscylującej w okolicach 3 tysięcy złotych. Dało się zejść jeszcze niżej, wybierając Celerona (jednordzeniowego). Wspomniana iteracja Centrino nosiła miano Santa Rosa. Były to doskonałe komputery, zdolne do udźwignięcia przeważającej większości zadań. Użytkownicy narzekali wtedy głównie na Vistę, a nie na Centrino.
Laptopy stały się na tyle wydajne, by zacząć wypierać w domach stacjonarki, a ich moc wciąż rosła. Ten liniowy kierunek rozwoju (coraz mocniejszy sprzęt i stopniowe usprawnienia w dziedzinie mobilności) postanowił zaburzyć… Steve Jobs. Ówczesny szef Apple myślał z wyprzedzeniem i twierdził, że skoro komputer ma być "przenośny", powinien być przenośny w taki sam sposób, jak koperta lub notatnik. Dlatego komputer MacBook Air (17 mm grubości przy zawiasie) zaprezentował, wyciągając go z koperty-aktówki.
MacBook Air
Rzucił w ten sposób wyzwanie całej branży. Kto raz zobaczy laptopa który jest tak cieniutki - i jeżeli w dodatku przyjdzie mu go nosić! - pozostałe laptopy zaczną się wydawać otyłe i przestarzałe. Producenci zaczęli więc kombinować ze zmniejszaniem grubości swoich urządzeń, co było niełatwe. Musiał im w tym pomagać Intel. Bez tego, urządzenia notorycznie wpadałyby w tryb zdławiania wydajności, throttlując na niższych taktowaniach. Klienci narzekaliby na systemy, a producenci zaczęliby spoglądać w stronę ARM. Intel był pod presją.
Z czasem kolejne iteracje Centrino powoli orientowały się na mobilność, a nie na wydajność. Anegdoty i zniekształcone wspomnienia kreślą kilka mitów na temat tej ewolucji, warto więc przy okazji się z nimi rozprawić. Po pierwsze, MacBook Air nie sprawił, że Intel porzucił wydajność natychmiast, koncentrując się na mobilności. Architektura Sandy Bridge oraz układ i5-2520M, uchodzący za procesor, który wyszedł Intelowi zbyt dobrze, odraczając zakupy nowego sprzętu u milionów klientów, to produkt z roku 2011. Trzy lata po MacBooku Air.
Po drugie, legendarny 2520M także miał swoich wydajnych następców. To Haswell zaczął to zmieniać. Wtedy to, powoli, procesory niskonapięciowe zaczęły wypierać "zwykłe" układy mobilne. Przez pewien czas, główną ofertą Intela były dwurdzeniowe (!) procesory z serii U. Intel nie umiał sprawić, że jego układy pracowałyby chłodniej przy większej liczbie rdzeni. Jednak zagrożenie ze strony ARM, w latach 2013-2018 okazało się na pecetach znikome, więc nie było motywacji do zmian. Sprawa ruszyła mniej więcej w połowie ery architektury Skylake, na której Intel "utknął" na dobre kilka lat, buksując w procesie 14 nanometrów.
Windows 8
Koncepcja mobilnej rewolucji w pecetach kojarzy się dziś nie z Centrino i z MacBookiem Air, a z Windows 8 i parciem Microsoftu na tablety. Linia Microsoft Surface, oparta o procesory Ivy Bridge, miała być odpowiedzią na iPada. Surface był "iPadem na którym da się cokolwiek zrobić" i dowodem na to, że komputery też potrafią być naprawdę przenośne.
Była to istotnie "rewolucja", ale przegrana. Konwertowalne pecety nie stały się głównym formatem w branży, tablety (zwłaszcza z Windows) są niszowe, laptopom 2-w-1 daleko do większości, czy chociaż połowy rynku, a segment którego istnienia dopatrywał się w 2011 roku Microsoft, przejęły przerośnięte smartfony.
Nawet Intel nie wierzył w to, że przyszłością mobilnych komputerów są tablety. Dlatego platformę Centrino zastąpiła koncepcja Ultrabook. Choć o Ultrabookach dziś nie słyszymy, ta akurat inicjatywa nie zakończyła się porażką. Cechy dedykowane ultrabookom są w 2022 roku powszechne w większości laptopów. Dziś, w platformie Evo, Intel stawia na szybkie wybudzanie, wysokie rozdzielczości i, baterię. Tablety? No, jak ktoś bardzo chce…
Po rewolucji
Dwadzieścia lat postępu dało nam laptopy z niewymiennymi bateriami, pamięciami i procesorami. Bardzo lekkie i okresowo cierpiące na bezsenność. Ich wydajność oraz formuła wciąż nie potrafią zagrozić smartfonom, co było szczególnie widoczne podczas masowej pracy zdalnej. Co czeka nas dalej? Wygląda na to, że mobilne komputery są już na tyle dojrzałym segmentem rynku, że odpowiedź brzmi "to samo, tylko bardziej".
Skutkiem ubocznym jest cena, podobnie jak przy smartfonach. Od dzisiejszych komputerów przenośnych oczekujemy cech na tyle złożonych, że ich większa popularność nie przekłada się na spadek cen. Pęd do lekkości z kolei skutkuje przylutowaniem wszystkich elementów do płyty głównej i niemożnością samodzielnej naprawy.
Smartfonom nie spieszy się na biurka, konwertowalne urządzenia niebędące pecetami to dziś już tylko iPad, laptopów raczej nie czekają w najbliższym czasie przemiany. Zarówno iPad, jak i telefony "w trybie pulpitowym" uparcie nie chcą zająć więcej rynku. Potencjalnie, nowym rozdziałem historii mogłaby być migracja laptopów na architekturę ARM. Apple już tego dokonał.
Ale laptopów z Windows na ARM wciąż jest mało. Microsoft próbuje walczyć, ale chyba nieco brak mu przekonania w kwestii układów SQ1/SQ2. Intel zażegnał jednak kryzys w energooszczędności na tyle dobrze, że po prostu nikomu się do tego nie spieszy. Zresztą, zawsze wiąże się to z problemami z kompatybilnością.
Publikacja powstała w ramach cyklu z okazji 20-lecia dobrychprogramów. Wszystkie artykuły można znaleźć na stronie poświęconej jubileuszowi.
Kamil J. Dudek, współpracownik redakcji dobreprogramy.pl