Duch w maszynie
Susan Calvin:Co ci się stało? Miewasz w ogóle zwyczajne dni?
Detektyw Spooner: Miałem. Raz. To był czwartek.W natłoku obowiązków wynikających z Armagedonu odbywającego się ostatnio u mnie w pracy i czystego lenistwa spowodowanego zmęczeniem a może apatią będącej preludium przed nadchodzącą jesienną chandrą zaniedbałem zarówno czytanie jak i rozmyślanie nad treściami Blogów DP. Wypadki ostatnich dni zmotywowały mnie jednak do powstania tego wpisu. Ma on być oczyszczeniem i odstresowaniem skotłowanych myśli napędzających coraz bardziej paranoidalne spoglądanie na świat. Komputery jako maszyny- narzędzia, towarzyszą nam już prawie w każdym momencie naszego życia- czuwają nad naszym zdrowiem będąc częścią maszyn i urządzeń z zakresu opieki zdrowotnej, rejestrują nasze poczynania- są ważnymi elementami archiwów i rejestrów dokumentujących nasze wykształcenie, dochody a nawet statystyki odzwierciedlające nasze nastawienie do przestrzegania prawa. Są narzędziami w pracy i doskonale sprawdzają się zarówno w nauce jak i w doskonałym od niej odciąganiu. Są jednak nadzorowane, programowane i obsługiwane przez ludzi, więc wszelkie przejawy błędów w ich obsłudze i użytkowaniu wynikały dotąd z szeroko pojętego przez mnie czynnika ludzkiego na styku z maszyną i oprogramowaniem. Dotychczas traktowałem je jako maszyny podobne żelazku, lodówce czy innemu narzędziu pomagającemu w pracach domowych. Ale seria ostatnich przypadków sprawiło, że zaczynam zmieniać zdanie.
Złośliwość rzeczy martwych
- tak nazywa się cecha polegająca na ich awariach lub odmawianiu posłuszeństwa w najmniej odpowiednim momencie. Nigdy nie wykluczałem komputerów (mam tu na myśli także wszelkie smartfony, tablety i zwykłe komórkowe telefony włącznie a także telewizory i wszelkie sprzęty zawierające komponenty komputeropochodne) z grona winowajców klęsk wszelakich. Ostatnio jednak nabywam wrażenia że zaczynają one owe komplikacje złośliwie powodować. Jestem już w wieku takim, że większość moich towarzyszy i towarzyszek zabaw wieku młodzieńczego zajmuje się pomniejszaniem PKB na głowę tudzież nazywanym posiadaniem potomstwa. Ja do tego jeszcze nie dorosłem więc każdą okazję na spotkanie starych znajomych wykorzystuję. Odwiedziłem więc znajomego i jego małżonkę wraz z moją wybranką na weekend. Odwiedziny te z racji odległości w której zamieszkujemy i libacyjnego charakteru spotkania zakończyć się miały naszym noclegiem. Trunki z przyjacielem spożywaliśmy w mnogiej ilości i wielkiej różnorodności jednak zachowując pewien umiar z racji towarzystwa kilkumiesięcznego brzdąca w pokoju obok, trzymaliśmy więc względny pion. Jako osoby niezwykle sentymentalne i wychowane w erze VHS, postanowiliśmy ukulturalnić się klasykiem w wykonaniu J.C Van Damme, osławionym arcydziełem- "Krwawy sport". Nasze połechtane alkoholem, łase na artystyczne walory wnętrza pokonane zostały jednak późną pora i uporem naszych towarzyszek w położeniu ochlapusów spać. Przyszło mi nocowac w pokoju, w którym znajdował się TVSharp LC37X20E, do którego podłączyliśmy Laptopa Acer Aspire One 522 na kablu HDMI. Film natomiast odtwarzany był z serwisu VOD. Wstawałem tej nocy kilkukrotnie w celu uzupełniania płynów(dziwne, przecież tyle ich wypiliśmy)i nie zauważyłem nic dziwnego. Laptop został brutalnie zamknięty Tv zgaszony pilotem i nagle ni stąd ni z owąd obraz rozbłysnął około godziny 4 a z głośników TV wydarł się Chong Li:
"YOU ARE NEXT"
Pijacki omam pomyślicie- niestety nie, Chong był na tyle niekulturalny że wydarł się bardzo głośno budząc mnie, moją lubą i młodych rodziców z pokoju obok, którzy postanowili sprawdzić dlaczego akurat o 4 rano oglądam z zamkniętego laptopa na cały regulator kilkusekundowy fragment filmu. Jako że wszyscy obudzeni odnaleźli mnie podobnie zaskoczonego (i zaspanego) to zostałem uniewinniony a sytuacja została zaliczona do grupy tzw. Paranormalnych. Zapomniałem dodać że brzdąc pozostał na szczęście nieobudzony. Przestałem myśleć o tym wydarzeniu zajmując się szarą rzeczywistością pracy w warunkach ogólnego chaosu i natłokiem zwykłych obowiązków domowych. Mój szef postanowił jednak zorganizować nam pracę aby żyło się lepiej i pewnego piątku po odbiór wielkich zamówień zjawiło się dwóch klientów jednocześnie. Piątek- pomyślałem odkładając senne majaki o weekendzie i razem ze współpracownikami rozpoczęliśmy walkę z wiatrakami.
Nie daj im poznać że się spieszysz!
Wysiada drukarka naklejek. nagle bez widocznego powodu znika z sieci. Dobrze że pod mój komp podpięta zostaje HP1018 z licznikiem że hoho ale nadal sprawna. Rozpoczynamy druk kilkuset etykiet które w ciągu kwadransa powinny znaleźć się na towarach ładowanych na TIRY. Zacina się papier. Poprawiamy toner i koleżanka niechcący wyłącza zasilanie drukarki. Koniec. Wysiada internet, pada komputer obok choć jest podpięty do UPS i innego Routera. Właśnie straciliśmy ostatnią drukarkę do etykiet i możliwość wypisania CMR. Jest piątek i dodatkowo dzień wypłaty, więc kadrowa wpada w panikę- nie ma nic wydrukowanego, padł net więc nie ma dostępu do programu kadrowego. Przeszedł mnie zimny dreszcz- jak to wszystko naraz? Towar się ładuje nieoklejony, nie mam wydrukowanych dokumentów celnych, ludzie czekają na wypłaty a szef przynosi mi swojego Smartfona i chce abym wgrał Wechat aby mógł mi pozostawiać notki głosowe. A jeszcze za pół godziny fajrant. Po kolei- odinstalowanie drukarki nic nie daje, nie jest wykrywana przez Windows 8, Xp obok też jej nie widzi- RIP pomyślałem. Szefa spławiam. Kierowców obłaskawiamy kawą. Nagły restart mojego komputera- tracę niezapisane dokumenty. KLNĘ. wychodzę na papierosa przepychając się przez kolejkę ludzi do wypłat. Oddycham nikotyną, choć naprawdę chcę rzucić dziadostwo i uspokajam się. Wracam do biura resetuję mój i koleżanki komputer, uruchamiają się ale nadal bez drukarek, wypisuję CMR ręcznie. Kadrowa wypłaca zaliczki kwitując ręcznie sporządzonymi listami i w tłumie gadających ludzi przekonuję kierowców do cierpliwego czekania. Tłum się rozchodzi ja zostaję na nadgodzinach i z kierowcami którzy postanowili zrobić sobie pauzę i czekać ze mną na ciąg dalszy. Nagle podnosi się router TPLINK WDR300 i znów mamy połączenie sieciowe i internetowe, mogę więc wysłać PDF z fakturami do sąsiada aby wydrukować u niego. Za chwilę z kompletem dokumentów kierowcy mogą opuścić biuro a ja po kolei zamykam wszystkie pozostawione przez moich współpracowników aplikacje i wyłączam komputery. Gdy już prawie powyłączałem wszystko z otumanienia szokiem bitewnym (jak nazywam zmęczenie po całym tygodniu, w tym przypadku zwielokrotnione szalonym dniem) wyrwał mnie dźwięk mojej HP1018, która nagle postanowiła dokończyć druk etykiet...
Ponawymyślałem ludziom
Wielu osobom dostało się z mojego poddenerwowania a w sumie byli oni niewinni. Zawiniły komputery i maszyny. Czy tylko? Czy nie można założyć że plątanina kabli i układów scalonych okraszona kurzem i całodniowym stresem może okazać pozory świadomości poprzez czystą ukierunkowaną złośliwość? Czy maszyna może zawierać ten przypadkowy pierwiastek składający się z nieznanej nam kombinacji impulsów elektrycznych zwanych świadomością? To pytanie wyłącznie do was drodzy czytelnicy, filozofowie albo pragmatycy. Może łączą was podobne przeżycia? Ja wierzę w teorię że przypadkowe fragmenty kodu wykazują pewne nieoczekiwane zachowania i kiedyś po celowym lub przypadkowym połączeniu sprawią nam wielką niespodziankę. Może i osiągną świadomość? Ale czy nie staną się wtedy bardziej uległe na opętanie ;) ?