Blog (13)
Komentarze (1.1k)
Recenzje (2)
@AndrzejGReklama rządzi światem?

Reklama rządzi światem?

******************************Ostrzeżenie**********************************

Jeżeli podejrzewasz ten wpis o narzekanie zabarwione delikatnym lamentem nad zepsuciem tego świata przez zepsutego luksusem obywatela (bo jest na świecie wiele poważniejszych spraw niż uciążliwości w odbiorze rozrywek), to prawdopodobnie masz rację. Jeżeli pomimo tego pragniesz kontynuować, to zapraszam do następnego akapitu. Zostałeś ostrzeżony :)

Jesteśmy cywilizowanym krajem. Wysoko rozwiniętym, mierzonym dokładnie przez wszelkiej maści firmy analityczne, które wyciągając wnioski z tych analiz, wciąż kombinują jak wycisnąć z nas więcej kasy. A my pod ich lupą tańczymy tak, by wyglądało, że da się to zrobić, by być wyżej w rankingu. Powstanie zorganizowanego handlu było zawsze uznawane za za podstawę do utworzenia nowoczesnej cywilizacji. Ludzie wymieniali się towarami, by każdy z nich mógł zaspokoić swoje potrzeby. Po utworzeniu pieniądza, naturalną koleją rzeczy narodziła się branża reklamowa. Dziś reklama wciska się wszędzie, pełno jej w miastach - na podwórkach, samochodach. Ba, nawet na ludziach. Jej apetyt na pochłanianie naszej przestrzeni jest nieskończony, tak jak akcjonariuszy reklamodawców na zyski. To chyba jedyne twory, bardziej żarłoczne od samych ludzi (bo akcjonariusze, to w dzisiejszych czasach raczej instytucje niż ludzie). Do czego zmierzam? Otóż nasza cywilizacja osiągnęła już taki poziom rozwoju, że odbiorcy reklam płacą za ich odbiór. Płacimy krocie za markowe ciuchy, będące reklamą samą w sobie; płacimy za możliwość odbioru państwowych mediów nadających reklamy; tego też nam mało, więc zamawiamy sobie płatne media nadające jeszcze więcej reklam na większej ilości kanałów. Ale to nie znaczy, że tego faktycznie chcemy.

Od dłuższego czasu myślę o całkowitym zrezygnowaniu z "przyjemności" odbioru TV kodowanej, bo coś tu chyba jest nie tak, skoro płacę 54 zł miesięcznie i niemal na każdym kanale (z nielicznymi wyjątkami) serwują mi w ostatecznym rozliczeniu pół godziny reklam na pół godziny filmu/serialu (rozwiązaniem miał być dekoder z cyfrową nagrywarką, ale okazuje się, że nie zawsze da się wszystko nagrać - nie jeden raz okazywało się, że film się nie nagrał lub z niezsynchronizowanym dźwiękiem albo nie w całości, ze względu na błąd w epg). Filmy i niektóre seriale (serie często niekompletne) potrafią się powtarzać co trzy miesiące na tym samym kanale, ciekawe serie przerywa się w samym środku akcji (mam tu na myśli anulowanie produkcji lub zakupu sezonu), bo widownia w Stanach spadła poniżej 3 milionów (a to przecież tylko szacunki, nikt nie liczy wszystkich widzów, tak samo jest u nas). Ponadto co chwilę dzwonią konsultanci z "niesamowitą" promocją na kanały premium, potem konsultanci z sieci komórkowej namawiają mnie na swoją telewizję mobilną i/lub klasyczną a później dostaję kilka SMS‑ów pod rząd z informacją o niesamowitej okazji - walka tego z tamtym, za jedyne 40 zł brutto, Starcie Tytanów już dostępne w VoD... Po takiej czarnej serii nasuwa się pytanie: czy karmię własnych prześladowców? Z drugiej strony dzwonić pewnie będą i tak (w dodatku częściej, by mnie odwieść od decyzji), nawet jak rozwiążę umowę i wyślę pismo z wnioskiem o usunięcie swoich danych osobowych.

W kinach też nie jest wesoło. Ceny rosną a długość bloków reklamowych sięga granic absurdu. Biorąc pod uwagę fakt, że to płatny pokaz (niekiedy nawet ponad 30 zł/OsoboFilm, bez wliczania kosmicznie drogich przekąsek, czy dopłat za okulary 3D). Najgorszy jest jednak fakt, że to cholerstwo potrafi doszczętnie zepsuć całą otoczkę/klimat pokazu. Już nie raz coś takiego mi się przytrafiło - poszedłem do kina na film o zabijakach, mroczny jak czarna dziura na peryferiach galaktyki, a przed filmem dwadzieścia do trzydziestu kilku minut reklam kobiecych czasopism, lalek sikających do różowych wanienek i oczywiście obowiązkowo śpiewająca reklama podpasek na tip - top:

Efekt jest taki, jak gdy podczas prowadzenia samochodu w dłuższej trasie włączam radio w nadziei na poprawienie nastroju przyjemną muzyką, a trafiam na blok reklam promujący kolejno preparaty do walki z grzybicą paznokci, zaparciami lub odwrotnie - biegunkami a także zgagą itd. Odechciewa się nie tylko muzyki. Jestem osobą, która jest w stanie bez problemu zasnąć przy dowolnym rodzaju muzyki dudniącej za ścianą tak, że podskakują zawieszone na niej obrazki. Bodźce wzrokowe (a nawet zapachowe ;‑) nie są w stanie obrzydzić mi jedzenia, jeżeli akurat miałem na nie chrapkę. Gdy jednak idzie o pokarm dla duszy, jak już wyjaśniłem powyżej - sprawy zmieniają się diametralnie. Po takiej sesji reklamowej nastrój/ nastawienie/ entuzjazm/ podnieta, pęka niczym bańka mydlana. Do tego dochodzi nieustanna walka z samym sobą, aby nie sięgnąć po popcorn przed filmem w trakcie tych mentalnych tortur. Z takiej batalii mało który z obecnych na sali kinowej wychodzi zwycięsko - to samo z piciem - zwykle * coli. Potem film wreszcie się zaczyna i zaczynają się też wycieczki do toalety mniej przewidujących jednostek.

Warto jeszcze chodzić do kina? A może zacząć omijać multipleksy i zacząć chodzić do małych, tańszych kin? Problem w tym, że do multipleksów zacząłem chodzić, dlatego, że pozycja oglądania jest tam zwykle wygodniejsza, filmy wyświetlane są dużo wcześniej (skrajne przypadki małych kin, to dwa miesiące po premierze lub wcale), częściej i przekąski są świeże (w pewnym mniejszym kinie trafił mi się popcorn tak stęchły, że zrobiło mi się niedobrze od samego zapachu). Mógłbym całkiem porzucić kino i TV, ale obawiam się, że alternatywy są jeszcze bardziej przerażające. Np. patent Microsoftu na sprawdzanie, czy filmu/programu nie ogląda przypadkiem ktoś kto nie zapłacił, jest dosyć przerażający. Ostatnio zainteresowałem się wypożyczalniami DVD/Blu-ray. Są tańsze niż VoD i najczęściej oferują znacznie potężniejszy katalog filmów, zwłaszcza takich "do odkrycia". Od czasu do czasu kupuję też pakiet bez reklam w Iplex plus. Jest jeszcze TV na kartę, kanały FTA i oczywiście mocno promowane DVB-T. To tańsze rozwiązania - zostanie jeszcze coś na małe zakupy w osiedlowym sklepie u sąsiada i tym samym ratowanie prawdziwej Polskiej gospodarki - czyli małych przedsiębiorców. Jeżeli kupisz coś u niego, to może on będzie miał pieniądze by kupować twoją pracę, w końcu ma do Ciebie blisko. Przy okazji nie uruchomisz samochodu, nie będziesz stać w korku po drodze do marketu - oszczędzisz na czasie i paliwie. A i analitykom od gospodarki wtedy słupki wzrosną ;‑)

Macie jeszcze jakieś pomysły jak lepiej mógłbym wydać swoje pieniądze z budżetu na rozrywkę i pozbyć się choć części reklam albo zająć się czymś pożyteczniejszym? A może pomysł na zmuszenie multipleksów do ograniczenia bloków reklamowych i ewentualnie lepszego ich pozycjonowania? Może zasypać ich skrzynki pocztowe i profile na serwisach społecznościowych skargami? Piszcie w komentarzach! ...Jeżeli dotarliście do końca wpisu i macie jeszcze ochotę :P

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)