Przepraszam Cię, Avaście
Biję się w swą niewyrośniętą owłosioną męską pierś - zbłądziłem strasznie. Moje przerośnięte ego pomyślało, że może być przebieglejsze i naprawdę znajdzie dla siebie lepszą alternatywę dla Avasta.
A zaczęło się tak...
Dawno dawno temu wczoraj za górami za lasami w domu na monitorze pojawił się złowieszczy komunikat iż dobiega właśnie rok od ostatniego kliknięcia w darmowego Avasta i nieuchronnie oznacza to koniec moich ukochanych komunikatów "Baza wirusów programu Avast została zaktualizowana", które zawsze pojawiają się z zaskoczenia, jakiś miliard razy głośniej od tego, czego słucham w słuchawkach i przez co musiałem zakupić przenośny defibrylator na USB.
Zrozpaczony wizją pożegnania tej miłej Pani, którą wyobrażałem sobie jako nagą długonogą długowłosą (na głowie) blondynkę zacząłem się zastanawiać, czy przedłużać mój platoniczny związek z nią, czy też może pozostawić na zawsze mą niespełnioną miłość od aktualizacji bazy danych i poszukać innej namiętnej Pani, która zawładnie mym serduszkiem.
Żądza nowych doznań i przygód z nowymi głosikami wygrała, wszak mężczyzną jestem z krwi, kości i brzucha piwnego! Zatem rozpocząłem tułaczkę...
Tragedii Akt I: Słuchaj się mądrzejszych
Jako że w temacie AV jestem cienki jak mój portfel uznałem, że choć na wypełnienie portfela nie ma szans, to w temacie AV zawsze mogę się podszkolić - cóż to dla prawdziwego mężczyzny przejrzenie testów AV Comparatives? Przeleciałem wszystkie "pecetowe" testy, wyciągając program średnio najszybszy, najmniej obciążający i przy tym nadal skuteczny oraz nie generujący fałszywek. Nie wiem jak Waszym zdaniem, ale na moje oko po środku są Kaspersky i Bitdefender.
Kasperskiego kojarzyłem. W starciu o moje pieniądze przegrywa z kretesem z piwem, jest za drogi, choć pamiętam, że gdy jeszcze kiedyś nie pokochałem prawdziwą szczerą męską miłością piwa, to miałem go i był umiarkowanie OK. Z uwagi na aktualny brak funduszy jednak nawet nie testowałem go.
Wybór padł więc na Bitdefendera. Cena wersji płatnej jest ociupinkę mniejsza, są też szanse na różniaste promocje po sieci, więc może Antivirus Plus udałoby się wyrwać w rozsądnych pieniądzach nie wyniszczających zbytnio mojego piwnego budżetu. Odrzuciłem wersję darmową, licząc, że jak coś tam sypnę bilonem, to będę bonzo, wprowadzając w siedzibie Bitdefendera radość niemal jak w siedzibie WinZip-a, gdy ktoś przez pomyłkę kupił licencję xD
Ściągnąłem zatem triala, odinstalowałem Avasta i zacząłem zabawę. Ja nie mam dużych wymagań od AV, wystarcza, że:
- będzie mi szeptać podniecające rzeczy do ucha, że baza została zaktualizowana, koniecznie namiętnym damskim głosem,
- będzie sam reagować jak ściągam jakiś syf lub wchodzę gdzieś na stronę o podejrzanej reputacji (nie wycinając stronek z gołymi babkami - w końcu nie mogę odstawać od obrazu typowego internauty wg Kaczyńskiego)
- pod PPM ma sprawdzanie danego pliku
- konfiguracja pozwala dostosować funkcje oraz sposób ochrony, zwłaszcza w temacie maili,
- możliwość wyłączania ochrony na powiedzmy określony czas (mam pliki, które wiem, że są podejrzane, ale mam je zneutralizowane i mogę je odpalać, mimo tego AV się burzą, nie potrzebuję tego dla plików, które wiem, że mi niczym nie grożą)
- mistrzostwem świata byłby prosty sandbox, jeśli zapragnę otworzyć załącznik z fakturą o absolutnie niebudzącym podejrzeń rozszerzeniu .exe od Vectry lub DHL od których nie zamawiałem żadnych usług
Cóż - po Bitdefenderze AV Plus 2015 spodziewałem się, jako po aplikacji płatnej, że chociaż spełni cztery środkowe warunki z listy, ale nic z tego.
Po pierwsze: nie można wyłączyć czasowo ochrony, a program jest aż nad wyraz skuteczny i wycina moje "bezpieczne wirusy", gdy tylko spróbuję wejść do ich katalogu (darmowy Avast chociaż poczekał aż kliknę).
Po drugie: program wydaje się zamulać, co było dość zaskakujące, bo wg AV Comparatives miał być nieco szybszy od Avasta. Ewidentnie jednak na mojej konfiguracji coś było na rzeczy, nawet animacje w oknie haczyły, każda operacja generowała nieadekwatne skoki zużycia CPU.
Po trzecie - najgorsze - nie ma praktycznie żadnej konfiguracji, nie mam wpływu niemal na nic, nie wiem, czy sprawdza maile, czy do wysyłanych coś dopisuje (np. jakieś stopki), czy nie (czego nienawidzę).
Siła przyzwyczajenia nie pozwoliła mi pozostać dłużej na Bitdefenderze, choć być może ochronę zapewniał faktycznie tak dobrą... Nie było mu dane tego udowodnić.
Tragedii Akt II: Bądź mądrzejszy od mądrzejszych
W sieci istnieją programy z silnikiem Bitdefendera, np. 360 Total Security. Jakoś nie jestem przekonany do rozwiązań od podejrzanych firm z Chin, ale ilość pozytywnych recenzji oraz myśl, że jak silnik Bitdefendera, to będzie zbliżony poziom skuteczności - ostatecznie mnie zachęciły :)
No to uninstall Bitdefendera i instalujemy 360 Total Security, dostrzegłem wersję beta 5, pomyślałem - czemu nie - może rozwiązali problem z aktualizacjami całej aplikacji, co podobno do tej pory nie było możliwe...
Pierwsze chwile były bardzo obiecujące - dało się wyłączyć ochronę, wyłączając cały program. Zawsze to coś, chociaż osobną sprawą było to, że nie jestem pewny, czy to dobrze, że program umożliwia całkowite wyłączenie. Chyba tak nie powinno być, bo jak ja go mogę ubić, to zapewne wirus też. Avast pod tym względem zachowuje się inaczej, nie można go całkiem wyłączyć, a tylko wstrzymać blokadę potwierdzając taką chęć, trudniej byłoby z zewnątrz wywołać funkcję programu niż go ubić. No ale niech by było, może są jakieś zabezpieczenia, o których nie wiem.
Duży pozytyw za sandbox, który wydaje się działać i zawsze daje jakąś dodatkową linię zabezpieczenia przed niepewnym softem.
Silnik Bitdefendera trzeba ściągnąć po instalacji programu, co też zrobiłem i wydawało się, że wszystko działa, ale...
Przyszedł czas na próbę wejścia na niebezpieczną stronę oraz ściągnięcia pliku ewidentnie zawirusowanego (przypadkowa paczka z wirusami). Jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że AV kompletnie nie zareagował. Nie zrobił nic, nie ostrzegł w żaden sposób, nie reagował ani na stronę z niebezpiecznymi skryptami ani też na ściągniętą paczkę wirusami, na którą zareagował za to... Windows Defender (chyba pierwszy raz w życiu widziałem, żeby zareagował na cokolwiek), zaraz potem zawieszając się przy próbie jej usunięcia.
360 Total Security owszem zareagował, ale dopiero jak wywołałem sprawdzenie wskazanego pliku PPM, czyli wykrywał szkodniki z paczki, ale dlaczego dopiero po mojej reakcji? Mam ręcznie sprawdzać wszystko co ściągam? No jednak myślałem, że program będzie automatycznie w tle badać pliki i chronić mnie przed takimi sytuacjami. Nie potrafiłem sobie wyobrazić konieczności każdorazowego pamiętania o samodzielnym sprawdzaniu wszystkiego, co ściągam i choć sam program jest niezły, to ta cecha mi go całkiem zdyskwalifikowała. U innych też tak się zachowuje?
A szkoda, bo 360 Total Security ma sporo wygodnych rozwiązań, choćby prostą i genialną listę wykluczeń, dzięki której mogłem prosto ochronić moje "bezpieczne wirusy" no i wspomniany sandbox...
Tragedii Akt III: Przemyślenia i powroty
Odnosząc kolejną porażkę zacząłem przeglądać listę wszystkich programów AV na dobreprogramy.pl i już miałem coś następnego ściągać (zastanawiałem się pomiędzy Avirą, a AVG), ale wtedy przyszedł moment refleksji...
Po pierwsze: skończył mi się browar :( Z puszki nie leci już nawet kropelka :(
Po drugie: po co właściwie szukam nowego AV? Liczy się tak naprawdę czy używając PC tak, jak go używam i chodząc po określonych stronach dotychczasowe rozwiązanie zawiodło mnie kiedykolwiek. Odpowiedź brzmi: nie. Avast nigdy mnie nie zawiódł, co potwierdził choćby 360 Total Security nie znajdując nic podczas pełnego skanowania. System miałem czysty, a ostatni format był przy instalacji dysku SSD właśnie rok temu (dlatego mi się Avast kończył).
Doszedłem do wniosku, że chciałem po prostu spróbować czegoś nowego - jak każdy mężczyzna czasami musi zapolować na nową zwierzynę, poddać się odwiecznemu zewowi natury i wyruszyć na łowy. Łowy przeprowadziłem, ale zwierzyna mi nie posmakowała - tak też bywa.
Nie przetestowałem wszystkiego, jest przecież o wiele więcej AV, może za szybko się poddałem? Na pewno nie próbowałbym jednak totalnie egzotycznych rozwiązań - ja bardzo przepraszam, ale nie powierzę bezpieczeństwa mojego komputera jakieś firmie pierdu-pierdu z Malediwów. Po prostu nie wierzę, że firma totalnie nieznana na rynku jest w stanie wyskoczyć z AV z prawdziwego zdarzenia, co najwyżej kojarzy mi się to poziomem ze słynnym w pewnych kręgach Hakerzy.NET AV...
Możliwe, że Bitdefenderowi i 360 Total Security dałem też za mało czasu, może trzeba było więcej grzebać? Pokonałem się sam, bo chyba nie szukałem alternatywy, tylko drugiego lepszego Avasta i przy braku podobieństw poddawałem się...
Zadziałała także siła przyzwyczajenia - z Avasta ogólnie korzystam dłużej niż rok, przed SSD też go używałem, znam jego możliwości, wiem czego po nim się spodziewać, jak się zachowuje i jak mnie chroni. Skok na coś nowego wymaga uczenia się od nowa, a już wiem, że to proces ciężki, zmieniałem kiedyś przeglądarkę i pamiętam, że dłuuuuugo się przestawiałem. AV to delikatna sprawa i jeśli wiem, że coś się sprawdza, to chyba jednak lepiej zostać na czymś, co mnie nie zawiodło.
Avast wrócił na dysk, zarejestrowałem najpierw darmowy, ale wyskoczyła fajna promocja na Internet Security - a niech stracę te 79 zł - kliknąłem, w siedzibie Avasta świętują ;) Avast w wersji płatnej ma Sandboxa (darmowy ma namiastkę Deep Screen blokującą start nieznanego programu przez ok. 15‑20 sekund na czas analizy). Tylko tego mi w sumie brakowało, resztę znam, a seksowny głosik w trakcie pisania tego tego przywitał mnie po przerwie, podniecająco informując o aktualizacji bazy wirusów programu Avast... gdzie ten defibrylator?
Chętnie poczytam Waszych opowieści o przesiadkach między AV? Jakie są kluczowe cechy decydujące o zmianie softu oraz co Was do tego popycha? Zapraszam do dyskusji ;)
Ja do zabawy wracam za rok, na razie Avast zostaje ;)