Zwykły user kontra Kubuntu
Nie jestem jakimś wielkim komputerowym magikiem, bliżej mi do zwykłego użyszkodnika, przy czym ogólne obcykanie mam, doświadczenia z formatowaniami i kontakt z PC od zamierzchłych czasów Windows 98 i jego sterownikowych fanaberii. Jestem więc nauczony rozwiązywania problemów i poszukiwania pomocy w sieci. Nie poddaję się łatwo. Zastrzegam to na wstępie, gdyż osoba do tego nie przyzwyczajona może sobie nie dać rady, gdy spotka ją to, co spotkało mnie...
Plan
W firmie korzystam z Windows 7, który instalowałem sam, na maszynie Dell Precision 690 (szczególnie ważne w całej historii jest to, że karta graficzna to nVidia GeForce GT9600, a sieć jest oparta o zintegrowany chip Broadcom 5752 Gigabit Ethernet). Windows 7 śmiga bez problemów, nie zawiesza się, jest na HDD od ponad roku i nie ma potrzeby reinstalacji - dbam o czystość, nie instaluję nic, czego nie potrzebuję. Dzięki temu okienka były, są i na pewno jeszcze długo będą w dobrej formie. Mimo tego w pracy czasami byłoby dobrze, abym miał możliwość realizowania testów pod Linuksem. Zbierałem się do tej decyzji jakiś czas, aż ostatecznie postanowiłem - Kubuntu trafi na dysk (bo KDE, tęcza, jednorożce). Z poprzedniego mojego wpisu wiecie, że lubię wszystko w wersjach testowych, więc wyjście 12.10 Beta 1 uznałem za znak od losu, że to jest to (i okazało się, że w sumie się nie myliłem, ale nie wyprzedzajmy faktów ;) ).
Plan: - zwolnić jedną z partycji NTFS (100 GB) - podzielić na części: 2x ok. 49 GB na "/" i "/home" a 2 GB zostawić na swap - całość sformatować pod ext4, zainstalować system i korzystać
Realizacja, akt 1
Ściągam obraz 12.10 Beta 1, prawie 900 MB, na CD nie ma co pakować - wyciągam DVD, nagrywam, restart, zmieniam boot sequence w BIOS-ie. Idzie dobrze, pokazuje się pierwszy ekran - jeszcze nie ten w trybie graficznym, tylko z opcjami wyboru języka oraz dopisywaniem dodatkowych parametrów startowych. Zmieniłem tylko język na Polski i idę dalej - pojawia się charakterystyczny trybik - grafika wstała. Po ok. 2 minutach niestety nagle na ekranie pokazał się śmietnik, jakieś białe schodki na czarnym ekranie z kolorowymi dropami, generalnie zalatuje zwiechą. Czekam jeszcze 5 minut, nie dzieje się nic, przestaje czytać DVD i dłubać na dysku - no cóż... hard reset i kolejna próba - to samo, do trzech razy sztuka - bez zmian.
Myślę sobie, że chyba za wcześnie porwałem się na Betę 1, może jednak lepiej będzie zainstalować coś, co zainstalować będzie się chciało, a przynajmniej chcieć powinno, tj. wydanie stabilne 12.04.1.
Modyfikacja planu, akt 1
W związku z zaistniałą sytuacją wracam na okienka, ściągam obraz Kubuntu 12.04.1, tym razem mieści się na CD i tam trafia. Ogólne założenia pozostają bez zmian, z wyjątkiem tego, że na dysk trafi stabilna wersja systemu, zamiast 12.10 Beta 1.
Realizacja, akt 2
Instalator startuje, przechodzi do fazy graficznej, gdzie dokonuję ręcznego przygotowania partycji. Wszystko bez problemów, system instaluje się, a po wszystkim proponuje restart. Restart się nie udaje - PC zawiesza się po prośbie o potwierdzenie wyjęcia płyty z napędu. No cóż... Hard reset, komp wstaje i... podnosi się Windows. Szybka analiza i z przykrością zdaję sobie sprawę, że GRUB trafił na nie ten dysk, co powinien (są dwa, hda i hdb). Najszybciej będzie po prostu zrobić reinstall, tym razem pilnując wyboru dysku, na który GRUB ma trafić - no to jeszcze raz. Zwiecha przy próbie restartu zostaje, ale po hard resecie PC wstaje i GRUB się pojawia. Wszystko działa, okienka się podnoszą i nie rozpaczają nad obecnością intruza na HDD.
Czas na start Kubuntu. Wybieram z GRUB'a i... nie podnosi się środowisko graficzne, trafiam do trybu linii komend, mogę się zalogować i tyle. Nie ma nawet skrawka grafiki, ani tym bardziej wyjaśnień. Teraz laik sobie pomyśli: ot system dla hackerów, można tylko pisać, szkoda czasu, lepiej to zaorać, pokasować partycje i wrócić do okienek. Ja zrozumiałem w locie, że nouveau nie lubią mojej GT9600.
Uruchamiam Kubuntu w trybie awaryjnym i tu niespodzianka, KDE wstało, zalogowałem się, niby wszystko pięknie, ale działa to jakoś dziwnie. Chwila analizy i okazuje się, że nie odświeża się Pulpit, a tylko pasek zadań. Jeśli coś zrobię na Pulpicie, to muszę kliknąć na pasek zadań, żeby odświeżyło ekran. Klikając trochę w ciemno rozwaliłem sobie pasek zadań, ale udało mi się wejść do powiadomienia o dostępnych aktualizacjach pakietów. Pomyślałem sobie, że jak są jakieś aktualizacje, to można spróbować, choć w zasadzie miałem już wracać do normalnego trybu i wiersza poleceń, żeby pobawić się w sudo apt‑get...
To był błąd, mogłem olać te aktualizacje. Po ich pobraniu i restarcie (oczywiście za pomocą hard resetu, żeby było śmieszniej, to w międzyczasie odkryłem, że restart nie działa, ale całkowite wyłączenie PC - owszem działa - WTF!? Przecież restart to niemal to samo, tylko bez odcięcia zasilania, no ale dobra, nie ważne...) środowisko graficzne w trybie normalnym i tak nie wstało, ale przywitała mnie kolejna niespodzianka: nie działała także sieć, straciłem dostęp do Internetu, ale także do zasobów lokalnych. Ehhhh... restarty (tzn. hard resety) nie pomagają, więc pomyślałem, że wrócę do okienek i poszukam rozwiązania. Windows 7 wstaje i (normalnie oczy wypadły mi na blat biurka) nie mam połączenia z siecią. Jednocześnie jednak Wi‑Fi na telefonie działa, odpaliłem inny komputer w tej samej sieci - działa. No to sprawdzam kable, podłączam w to miejsce inną maszynę i... działa. Karta sieciowa w jakiś sposób ubiła się. Zaczynam mega kombinacje, włącznie z całkowitym odpięciem od zasilania i wyjęciem baterii podtrzymującej BIOS. Nic nie pomaga, sieci brak. Po ok. godzinie siedzę na okienkach bez sieci i rozmyślam, a tu nagle cyk - sieć sama wstaje.
Głęboki oddech, myślę, że to musiał być zwykły przypadek, hardware klęknęło na moment, to nie może być wina systemu - Linuksa. Restart, wchodzę w normalny tryb, środowisko graficzne nie wstaje, wpisuję magiczną linię sudo apt‑get update i... znowu nie mam połączenia z siecią. Serce mi zamarło, wracam pośpiesznie do okienek - tak, sieć znowu leży. Ponownie różne sceny brygady już nie dają tej sytuacji rady, po prostu nie działa i działać nie chce. Do czasu. Po godzinie sieć ponownie wstała sama. Trzeciej zwiechy ryzykować nie chciałem, bo nie bardzo wiem o co chodzi, podejrzewam, że update namieszał coś cudacznego w obsłudze zintegrowanego Broadcoma, ale jak do jasnej ciasnej może się to utrzymywać nawet po odpięciu zasilania i samo się naprawiać po jakimś czasie?! Wysłałem w tej sprawie zapytanie do Archiwum X i czekam na wizytę agenta Muldera i agentki Scully...
Modyfikacja planu, akt 2
Wobec totalnej porażki i ubijania sieci uznałem, że szybciej niż dojdę o co chodzi będzie zrobić reinstall, ale tym razem - wracając do 12.10 Beta 1 i po prostu szukając sposobu na ominięcie wywalania się instalatora. Reszta bez zmian.
Realizacja, akt 3
Pogrzebałem po forum http://ubuntuforums.org (temat o problemach z kartami graficznymi pt.: „Graphics Resolution- Upgrade /Blank Screen after reboot” ma marne 108 stron, czy to nie daje do myślenia?) i wynikły dwie koncepcje dopisania do parametrów startowych: 1) vga=771 (co powinno podnieść system w 800x600, 8‑bit) 2) nomodeset
Pierwszy pomysł nie wypalił, instalator Kubuntu 12.10 Beta 1 ugrzązł w tym samym miejscu, wywalając śmietnik na ekran. Drugi - bingo! Instalator zaskoczył, wyglądał kiepsko (jakaś niska rozdzielczość i problemy z kolorami, ale był). W liście znanych błędów wydania Beta 1 Kubuntu 12.10 jest ostrzeżenie przed możliwym zgrzytem przy ręcznym dłubaniu przy partycjach w instalatorze, ale o dziwo tym razem szczęście się do mnie uśmiechnęło i udało się przejść ten fragment. System zainstalował się.
Chwila prawdy, miałem podejrzenie, że być może nomodeset będzie mi jeszcze potrzebny, ale zaryzykowałem start systemu bez niego w trybie normalnym i... Kubuntu 12.10 Beta 1 wreszcie wstało, KDE się podniosło, Pulpit się odświeża, sieć jest i wszystko działa świetnie. No prawie, bo mam dwa monitory. Wkracza piekielność nouveau z GT9600: https://bugs.freedesktop.org/show_bug.cgi?id=30589 - o działaniu dwóch monitorów w tym połączeniu nie ma co marzyć, a że bug wisi od 2010 roku, to i na szybkie zmiany nie ma co liczyć. Pozostanie ściągnąć sterowniki własnościowe, ale to w przyszłości, bo na tym etapie zatrzymuję opowieść ;)
PS: Oczywiście restart jak nie działał, tak nie działa, zamykanie za to działa. IMHO jakiś sterownik robi coś dziwnego i restart blokuje, bo to dzieje się naprawdę na ostatniej fazie. Trzeba będzie zajrzeć w jakieś logi. Ale później, bo nie mam na to siły i ochoty.
Podsumowanie
Uzyskałem działający system Kubuntu 12.10 Beta 1, zainstalowany zgodnie z moimi założeniami, ale po wielu przygodach, tracąc łącznie dwa wieczory, koło 8 godzin. Do rozwiązania zostaje temat dwóch monitorów i resetów, ale powinno być łatwo, jeśli wszystko teraz działa. Ze wszystkim poradziłem sobie sam, samodzielnie szukając rozwiązań w sieci. Na dalszy plan można by jeszcze przeskoczyć na GRUB2 i opracować sposób bezpośredniego przełączania systemów z pingwiniastego na okienkowy... O ile coś znowu się nie rozleci no i pomijając fakt, że dłubiąc w sektorze rozruchowym HDD sam proszę się o kłopoty...
Wnioski
Wyobraźcie sobie, że w takiej samej sytuacji znajduje się totalny laik. Wpadając w takie kłopoty nie zrazi się do systemu spod znaku pingwina? Czy 108 stron w wątku o problemach z obsługą kart graficznych na forum Ubuntu nie powinno czasem zapalić lampki ostrzegawczej u developerów, że jednak z problemem zderza się relatywnie spora grupa użytkowników? Co gorsze - zdążyłem dokopać się już do postów informujących o problemach ze stabilnością X'ów także na sterownikach własnościowych. To nie napawa optymizmem, bo teraz nie działa mi drugi monitor (uruchamia się, próbuje wykryć sygnał, nie wykrywa go, wyłącza się i po chwili - znowu włącza, w systemie jest widoczny), ale przynajmniej system pracuje na tym jednym stabilnie.
Szkoda, że jest jak jest, bo sam system, gdy już działa, naprawdę powala na kolana i jest wyposażony już na starcie w wiele świetnych aplikacji. No ale właśnie - gdy działa. Może mam pecha i kiepską kartę graficzną, kiepski zintegrowany chip od karty sieciowej... Ale to nie tłumaczy choćby braku jakiejkolwiek informacji o przyczynie niepodniesienia się środowiska graficznego, gdy to następuje (na wydaniu stabilnym 12.04.1), ubijania tego, co działa za pomocą aktualizacji (sytuacja z siecią na 12.04.1), czy wywalania się nawet samego instalatora (aczkolwiek to mogę zrzucić na fakt, że to w końcu 12.10 Beta 1).
Gdybym chciał kogoś przekonać do próby pobawienia się z Linuksem z opcją ew. przesiadki, to jeśli ten ktoś przekonywany trafi na podobne numery, to trudno spodziewać się, aby dał się przekonać...
Proszę nie traktować tego wpisu jako biadolenia - generalnie sobie poradziłem i jestem w sumie zadowolony. Chciałbym, aby specjaliści zaglądający na blogi dobreprogramy.pl, z którymi bez wątpienia mam do czynienia, spojrzeli na sprawę z perspektywy tych mniej zorientowanych.
PS: No i zrobiłem też błąd nie startując na wstępie na maszynie, na której dokonywałem instalacji, Live CD - możliwe, że w trybie Live system także by nie wstał i miałbym komunikat ostrzegawczy. Chociaż samych problemów i tak by to do końca nie rozwiązało...
Czekam na komentarze, szczególnie jeśli ktoś dostrzeże w moich działaniach więcej błędów, może po prostu coś robiłem źle i sam sobie podstawiłem nogę...