Poczta Polska otwiera swoje dyskonty...
Zamówiłem ostatnio pewną rzecz z popularnego portalu aukcyjnego, a właściwie to już portalu bazarowo-marketowego. Było to w poniedziałek, a formą przesyłki miał być "List polecony". Jako że zapłaciłem haracz typu "SMART", to wybrałem taką opcję, aby nie dopłacać już do interesu. Niestety nie było opcji paczkomatu, więc pozostała przesyłka polecona. Opłaciłem "gościa" w poniedziałek, a już we wtorek przesyłka została nadana ku mojemu kierunkowi. Śledzenie przesyłki w aplikacji czerwonego monopolisty pocztowego, pokazało że jest to list polecony ekonomiczny. No to świetnie - pomyślałem - bo według określonych czasów doręczeń, list powinien być na 3 dzień od nadania. Akurat będę potrzebował zawartość przesyłki na sobotę - to będzie w sam raz.
W piątek, postanowiłem sprawdzić czy już gdzieś pojawiła się moja przesyłka w dalszej drodze. Niestety zapomniałem, że list ekonomiczny nie ujawnia pośrednich punktów podróży, a tylko początek i koniec. Jednak co innego zwróciło moją uwagę, mianowicie to, że nie jest to typowy list ekonomiczny, a coś co ma nazwę "Przesyłka firmowa polecona zamiejscowa". Epitetów więcej się nie zmieściło, ale najważniejsze to że nie jest to typowy "ekonomista". Okazuje się bowiem, że czas doręczenia to D+4, czyli jeszcze jeden dzień dłużej niż ekonom. Nie podskakiwałem z radości na tą wieść, ale miałem nadzieję, że może jednak dojdzie przed sobotą.
Późnym piątkowym popołudniem udałem się do "urzędu" pocztowego na moim osiedlu w celu zasięgnięcia informacji o mojej tej... no - zamiejscowej. Jak to bywa na naszej czerwonej poczcie, czas płynie bardzo wolno i kolor czerwony świetnie wpisuje się w sposób funkcjonowania tej instytucji. Kolejka na 40 minut czekania z 5 osobami przede mną. Dzisiaj będzie szybko - pomyślałem - bo działają aż dwa stanowiska przy barze.
Pomijając długą procedurę obsługi listowo-paczkowej, przy ladzie odbywa się jeszcze sprzedaż innych fantów z obszaru biurowo-papierniczo-zabawkowo-spożywszej. Klienci wybierają sobie długopisy, kartki okolicznościowe - a te nie, może inna, to się zastanowię, a może mi Pani doradzi czy będzie zadowolona, a jednak wezmę tą... To znowu kolorowe gazetki, świerszczyki i inny poradniki działkowca, a na koniec proszę soczek marchwiowo-jabłkowy. Naprawdę prawdziwy dyskont. Pomyślałem, sobie że to pewnie dlatego, żeby ominąć ograniczenia niedziel niehandlowych... Ale zaraz, przecież to jest na opak, bo to spożywczaki pakują pocztę do siebie aby ominąć zakaz - zresztą PP nie jest otwarta w niedzielę, chmmm...
W każdym razie gdy już stanąłem przez obliczem "najwyższej urzędniczki", poprosiłem o sprawdzenie mego listu, czy przypadkiem nie czeka w szufladce. Pani doskonale znała wszystkie epitety tej przesyłki i oznajmiła, że niestety nie ma jej jeszcze u nich. Ale jeszcze może sprawdzić to dokładnie jej koleżanka w drugim, wewnętrznym systemie. Na to druga Pani przeklikała tą przesyłkę i niestety nie było śladu - bo jak powiedziała - list ekonomiczny i nie ma żadnego pośredniego statusu. No cóż, nie będę miał mojego towaru na sobotę.
Przy okazji wspomnę inne ciekawe właściwości poczty, a no taka usługa kurierska jak Pocztex Ekspres 24 - jak sama nazwa wskazuje ma czas doręczenia do drugiego dnia po nadaniu, a Kurier 48 (zgodnie z nazwą) do 3 (trzeciego) dnia po nadaniu (!). Pomimo takiego nazewnictwa i takiego terminu, jeszcze realnie nie są dotrzymywane te terminy. Nagminnie się o tym przekonuję, gdy korzystam (służbowo) ze sklepu Poczty Polskiej, w którym to można za całkiem przyzwoite pieniądze zakupić pudełka, kartony i inne akcesoria pakowe i biurowe. Przesyłka jest darmowa, ale niestety wysyłają to Pocztą polska (he). Taki Kurier 48 "idzie" czasem 5‑6 dni roboczych (przykład). Niestety żadne interwencje jak do tej pory nie przynoszą owoców, owszem PP przyjmie i coś tam obieca, ale realnie nic to nie daje. Pewnie transporty obsługują w pierwszej kolejności własne dyskonty, a paczki to przy okazji jak trafi się wolne miejsce na pace. Jednak ja się nie poddam, będę składał skargi dopóty dopóki sytuacja się nie poprawi - a wiem co mówię, bo już tak prywatnie zabrałem się za nich i teraz wszystko chodzi jak w zegarku (jak do tej pory).
Na koniec przypomniały mi się nagłówki artykułów, które straszyły Biedronki rosyjskimi dyskontami, a tu niespodziewanie mamy atak od wewnątrz - bójcie się "dyskontów" Poczty Polskiej!