Dlaczego wszyscy nie migrują na Linuxa...
Hello
, koledzy! Dawno nie pisałem żadnego tekstu na swoim poletkowym blogu. Czas to zmienić.Wiele koleżanek i kolegów ze społeczności dobreprogramy.pl opisywało swoją migrację, spostrzeżenia, sukcesy i wpadki... Cóż, chwali się, że takie self case study można przeczytać. Dusza się raduje a i mądrość zostaje – wszak człowiek najlepiej uczy się na błędach innych :P
Jednak ja mam zamiar podejść do tematu, który wywołuje wielkie wojenki w komentarzach - dlaczego Pingwin nie jest popularny – w inny sposób. Chodzi mi o czynniki, które nie są, jak widzę, podnoszone przez kolegów i koleżanki.
Oto moja lista problemów, które powodują, że ciężko przejść nowicjuszom na Linuxa:
1. Jak zdobyć program na Linuxa... offline...
Ktoś tu napisze, że instalacja softu w Linuksie to bajka! Wystarczy zrobić apt‑get install czy pacman -S i program leci. Ale to jest dobre jak mamy dostęp do sieci online... I całkiem przyjemną prędkość pobierania... I fajny, duży limit danych... Bo jak nie...
Tu ma właśnie przewagę Windows. Pobieram sobie jeden plik z rozszerzeniem exe czy msi, odpalam go i program się instaluje i działa! Po prostu działa! Sam dodaje się do Menu Start, w większości nie potrzebuje żadnych zależności (choć tu, wiadomo, kłania się NET Framework, Java, Adobe AIR i jeszcze kilka, ale załóżmy, że już są w systemie) ani zewnętrznych programów do działania.
W Linuxie offline jest gorzej. Ściągnę sobie paczkę, RPM, DEB, TAR.PKG, odpalam, włączy się graficzny instalator bądź, nie daj Boże, terminalowy i... program woła o zależności! Czyli o inne programy/biblioteki, które muszą być, aby działał i należy je w tej chwili zainstalować. A te zależności mogą potrzebować swoje zależności... I przy braku internetu koło się zamyka...
W tym upatruje słabości aplikacji na Pingwinka – dystrybucja oprogramowania na płytach praktycznie nie istnieje. Nie da rady kupić czasopisma komputerowego i zainstalować oprogramowania z płyty, w większości, bez problemów z zależnościami.
Inna sprawa, że czasami po instalacji programu, nawet online z terminala, ten nie pojawia się w menu. I co ma wtedy zrobić początkujący user? Poszukać w internecie rozwiązania? A tam: „dziwne?..., u mnie działa!”.
A z Windowsem tych problemów nie ma... (prawie :P )
2. Czasopisma komputerowe poświęcone Linuxowi nie istnieją... prawie...
Kolejny problem w popularyzacji Linuxa to prasa komputerowa jemu poświęcona, a mogąca trafić do zwykłego, początkującego użytkownika – nie ma jej. Zgoda, jest Linux Magazine, ale jest on przeznaczony dla doświadczonych userów i pasjonatów, a nie dla początkujących. Do tego cena Linux Magazine dla zwykłych ludzików może być zaporowa – 25,90 zł. Sam format pisma może nie trafić do początkujących – dużo kodu, nieznanych rzeczy, dużo angielskiego. Dawniej jeszcze był Linux+ ale on zakończył żywot...
Inaczej jest z czasopismami o Windowsie – tam ich jest dużo, napisane popularnym językiem, dużo zdjęć, porad, mało kodu. To się użytkownikom podoba. I cena jest niższa.
3. Obsługa sprzętu w Linuxie...
Temat dość kontrowersyjny, ale jednak... Pod okienkami wsuwamy wtyczkę USB, wkładamy płytkę, soft sam się (prawie) instaluje, a do tego mamy ładny program do jego kompleksowej obsługi.
Pod Linuksem – z punktu widzenia nowego użytkownika, który ma podejście „panie, ma działać!” - już gorzej. Nie wszyscy producenci wspierają Linuxa, czasem trzeba kombinować. A już o tym, że producent dostarcza aplikację centrum obsługi sprzętu to w wielu przypadkach można pomarzyć...
Jasne, że natura nie znosi próżni i znajdzie się taki, co nie będzie wiedział, że się nie dla i pokaże, że da się. I podzieli się tym z narodem internetowym. Ale czy będzie się chciało nowicjuszowi szperać w sieci?
4. Bez angielskiego nie podchodź...
Jak już pisałem, prasa linuksowa praktycznie u nas w kraju nie istnieje. Społeczność linuksowa w polskim internecie jest silna i pomocna... O ile chce się z niej na starcie korzystać... Z drugiej strony duuuuuuuuużżżżżżżżżżooooooooooooo więcej materiałów jest dostępnych po angielsku. Tyle, że... z poziomem, i chęcią, nauki tego języka w naszym społeczeństwie nie jest za wesoło... Tak, jest Google Translate, ale za n‑tym razem user się zdenerwuje, gdy będzie musiał tłumaczyć artykuł i da se spokój...
5. Linux bez dostępu do sieci to jak... samochód bez radia...
… niby używać można... ale nudno... Czasem bywa tak, że do pracy z Linuksem potrzeba jest sieć. Internet dokładnie. Ale różnie z tym bywa w naszym kraju... Są białe plamy zasięgu, jest słaba infrastruktura, w końcu – bieda w domu użytkownika :( smutne ale prawdziwe. Ktoś dostał komputer, aby było taniej, i aby – chwała – nie piracić, wgrano Linuxa. I, bieda... bo nie ma oprogramowania... i nie ma jak go zainstalować, bo ma internetu, a z płyt nie bo... patrz punkt 1.
Kończąc...
Mógłbym jeszcze napisać, że trudno się odpala soft z Windowsa na Linuksie, bo komu nowemu chciało by się grzebać z Wine, CrossOver czy PlayOnLinux i przebijać się przez instrukcje...
W moim odczuciu sam system Linux jak najbardziej może zastąpić Windows, zwłaszcza, że ostatnie zagrywki Microsoftu są nie fair. A i starszemu sprzętowi może dać drugie życie.
Chwalą się pomysły takie jak Zorin OS czy Chalet OS, chcące upodobnić się do „małomiękkich” okienek, ale... znów rozbijamy się o brak prasy popularnej po polsku, system dystrybucji oprogramowania i dostęp do internetu. A same te dystrybucje są, cóż, niszowe w naszym kraju. (Tak wiem, weź dowolne popularne distro i wgraj theme ala Windows – ale to nie jest droga dla osoby, która chce mieć zamiennik out‑of-the-box)
Jeżeli udało by się to pokonać, choć częściowo, Linux, moim zdaniem, byłby bardziej popularny. Ale zdaję sobie sprawę, że to tylko... moja... subiektywna... ocena... A gwoli ciekawości gawiedzi – siedzę na Windows XP, Windows 7 i Linux Mint 17.2 Mate. I czekam na 18‑stke Minta :)