Cyfrowe dzieci przyszłości, czyli idealny świat według rządu RP
Wtorek, 29 marca - godzina 8:32. Dzień wolny, więc mogę sobie pospać trochę dłużej. Wstaję, parę ćwiczeń i poranna kąpiel. O tak - to jest to! Ale brakuje jeszcze tylko dwóch rzeczy - kawki i gazety. Ale zaraz... jakiej gazety?! Przecież mamy XXI wiek! I właśnie dlatego, po batalii z ekspresem do kawy, uruchamiam laptopa i przeglądam portale informacyjne.
Tak oto trafiam na artykuł pt. Netbooki dla uczniów jeszcze w tym roku?. Czytam i nie dowierzam. Postępowania rządu przywołują u mnie skojarzenia z moją babcią, która ogląda wszystkie programy informacyjne, a i tak nie wie, co się dzieje na świecie. Patrzy i słucha, ale nie widzi i nie słyszy. Z przekazu dociera do niej może z 2% informacji. Tak samo jest z naszym rządem - obserwują nasze społeczeństwo, ale nie widzą, jakie ono jest.
Pozwolę sobie zacytować fragment artykułu:
Projekt przewiduje, że już we wrześniu każdy pierwszoklasista otrzyma swój osobisty komputer przenośny. W ten sposób rząd chce wyrównać szanse edukacyjne dzieci i wyeliminować zjawisko cyfrowego wykluczenia. Poza zakupem niezbędnego sprzętu pieniądze zostaną przeznaczone na szkolenia dla nauczycieli oraz techniczną obsługę całego przedsięwzięcia. Koszt programu dla pięciu kolejnych roczników ma wymieść miliard złotych. Ministerstwo chce, by na sfinansowanie programu przeznaczyć opłaty za koncesje, które operatorzy komórkowi muszą wnieść do budżetu państwa.
Hmmm... pierwszoklasista... ile taka osoba ma lat? Sześć? Siedem? I rząd chce w ręce tych młodych osobników przekazać sprzęt elektroniczny? Ktoś tu jest niepoważny. Widzieliście, żeby dziecko w tym wieku dbało o cokolwiek? Bo ja nie. Ludzie z rządu zakładają, że taki netbook wytrzyma 3 lata. Ja się obawiam, że znaczna ich część nie przetrwa pierwszego roku.
Druga sprawa - cena. Rząd zakłada, że koszt jednego egzemplarza wyniesie ok 400 zł. "Hmmm" po raz drugi - czyżby te netbooki miały być zrobione z tektury? Bo jak inaczej uzasadnić taką cenę, skoro rząd zakłada, że cena zawierać będzie gwarancję, serwis, ubezpieczenie i oprogramowanie? A biorąc pod uwagę, komu chcą ten sprzęt przekazać, to muszą się liczyć z tym, że netbooki te więcej czasu będą spędzać w serwisie niż na lekcjach.
Trzecie "hmmm" odnosi się do chęci "wyeliminowania zjawiska cyfrowego wykluczenia". Jeśli każde dziecko miałoby taką zabawkę, to rozwiązanie to byłoby sensowne. No właśnie - KAŻDE dziecko. Jeśli wszystkie pierwszaki dostaną netbooka, to w danym roczniku teoretycznie takie zjawisko mogłoby zostać zniwelowane. Ale co ze starszymi rocznikami? Nie dość, że taki projekt pogłębi u nich to zjawisko, to dodatkowo może wywołać poczucie bycia gorszym. Bo jak taki 8‑latek może sobie wytłumaczyć, że inni dostali, a on nie?
Czwarta sprawa skłaniająca do refleksji to szkolenia dla nauczycieli. Czy naprawdę takie szkolenia mają sens? Ile one będą trwać? Jaką będą mieć formę? Czy przyniosą skutki? Być może. Jednak moim zdaniem trzeba by nałożyć górny limit wieku dla nauczycieli, bo z doświadczenia wiem, że skostniały materiał jest uodporniony na nową wiedzę. Jako przykład mogę podać moją mamę. Od 3 lat słyszę: "chciałabym umieć wysyłać pocztę", "jakbyś mnie nauczył, to bym ci głowy nie zawracała", "jak mam szukać w tym internecie?"... Każde takie zdanie doprowadza mnie do szału, bo pokazywałem jej to z tysiąc razy. I nie uważam, że jest głupia, bo nie jest. Ma wyższe wykształcenie, wysoki status społeczny, odpowiedzialną pracę w sektorze prawnym... ale nowej wiedzy już po prostu nie przyswaja (a przynajmniej nie wiedzy z zakresu wykraczającego poza jej specjalizację).
"Hmmm" nr 5 - czy rząd przewidział w ustawie koszty związane z badaniami okulistycznymi i cenę ewentualnych okularów? Albo koszty przymusowych kuracji odchudzających dla dzieci i młodzieży? Dla mnie okres długiego siedzenia przy komputerze (np praca nad jakimś projektem, albo pisanie pracy naukowej) to dodatkowe parę kilogramów, które później spalam na basenie.
"Hmmm" po raz szósty - czy przez pracę z komputerem od początku edukacji nie zubożamy dziecka pod względem artystycznym i technicznym? Może zajęcia z plastyki czy ZPT też będą prowadzone na komputerze?
"Hmmm" nr 7 - a co z różnorodnością społeczeństwa? Tworząc taką ustawę politycy patrzą chyba tylko na swoje środowisko. Ale na nich świat się nie kończy i biednych rodzin chyba nie znają. Są wśród nich normalne rodziny, ale są też twory patologiczne. Może się zdarzyć tak, że patologiczni rodzice spróbują takiego netbooka sprzedać (nawet za śmieszne pieniądze), żeby mieć np na tanie wino.
"Hmmm" nr 8 - cytując za wyborcza.biz:
Ministerstwo liczy, że miliard wystarczy na netbooki dla pięciu roczników pierwszoklasistów. Co potem?
Oglądaliście film z Cezarym Pazurą pt. "Kariera Nikosia Dyzmy"? Tam padło takie stwierdzenie (cytuję z pamięci, więc może trochę odbiegać od oryginału):
A potem? Potem będzie rządzić opozycja - niech oni się martwią.
Wątpliwości co do tej ustawy mam znacznie więcej, ale przytaczać ich wszystkich nie będę. Mam nadzieję, że ustawa ta nie przejdzie, bo moim zdaniem narobi więcej zła, niż dobrego. Jak zatem bym proponował spożytkować pozyskane pieniądze z koncesji operatorów sieci komórkowych? Również na edukację, ale uwzględniając jakość, a nie ilość. Można by kupić prawdziwy sprzęt do techników i na wyższe uczelnie techniczne, bo obecnie przyszli technicy i inżynierowie często kształcą się na sprzęcie z poprzedniej epoki.