Natec OWL: Filtr prywatyzujący na monitor
18.09.2019 | aktual.: 18.09.2019 18:10
Marki Natec nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Od 10 lat czynnie uczestniczy w szerzeniu na polskim rynku swoich produktów a w szczególności tańszych odpowiedników urządzeń biurowych. Często zarzucamy takim producentom chęć wciskania nam chińskiego badziewia lub podszywania się pod znane i cenione produkty. Osobiście używam kilku produktów marki Natec i szczególnie je sobie cenię, za wygodę użytkowania oraz niską cenę, która w większości wypadków fenomenalnie wbija się w portfel użytkowników.
Nie tak dawno dotarł do mnie pakiet recenzencki, w którym znalazł się filtr polaryzacyjny Natec OWL. Producent nie ukrywa, że wypuścił na rynek konkurencyjny produkt, by zawojować i tę gałąź biznesu, skierowaną do prostych akcesoriów biurowych. Na moje nieszczęście otrzymałem format na ekrany 15,6 cala, ale jak się okazało — idealnie pasuje na ekran prywatnego laptopa żony.
Budowa / wykonanie
Filtr otrzymujemy w kartonowej kopercie, na której znajdziemy krótką informację o filtrze prywatyzującym oraz krótką instrukcję obsługi, dotyczącą odpowiedniego zamocowania na ekranie. W środku znajdziemy omawiany filtr, wraz ze ściereczką z mikrofibry, naklejkami samoprzylepnymi oraz nakładkami bocznymi.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by samemu zamocować filtr na ekranie monitora, lecz specjalnie producent oddał ku temu, dedykowane zaczepy. Oznacza to, że możemy skorzystać z jednego z dwóch sposobów mocowania. Pierwszy z nich daje nam możliwość podklejenia spodu filtra małymi, prostokątnymi naklejkami, które niestety będą widoczne po przyklejeniu. Ja wybrałem drugą opcję – w której otrzymujemy plastikowe płetwy do montażu krawędziowego.
Po zainstalowaniu płetw – ich przyklejeniu do otoczki monitora, ekran zdaje się nie być zgoła estetyczny, ale po zainstalowaniu filtra, nie będziemy na „płetwy” zwracać uwagi. Moja nakładka prywatyzująca jest przystosowana do ekranów 15,6 cala i ma wymiary: 344,7 x 194 mm. Mowa oczywiście o proporcji na poziomie 16:9.
Filtr prywatyzujący w praktyce
Czym jest taki filtr, najlepiej wiedzą osoby pracujące w instytucjach państwowych oraz korporacjach, gdzie wgląd w dane osobowe oraz tajne, jest mocno restrykcyjny. Filtry te dają użytkownikom namiastkę prywatności tego co znajduje się na ekranie, mocno odcinając się od oczu zainteresowanych osób postronnych. W praktyce więc filtry te zmniejszają kąt widzenia dla osób, które nie siedzą przed komputerem.
Nakładając taki filtr na monitor, mamy pewność, że dla osoby niesiedzącej centralnie przed monitorem, drastycznie zmniejszy się obszar widzenia. Mówimy tutaj o zachowaniu nieco przyciemnionego ekranu, jednocześnie eliminującego szkodliwe promieniowanie oraz jego przenikanie z jasnego monitora. Do tego dochodzi mniejsze zmęczenie oczu podczas długiej pracy przed komputerem.
Jeśli siedzimy na wprost ekranu, widzimy wszystko bardzo wyraźnie, choć za małą, przyciemnianą „żaluzją”. Osoby za nami widzą więc to samo, choć już nie tak wyraźnie. Jeśli odsuniemy się od centralnej części ekranu do 30 stopni względem środka, ekran zacznie się mocno przyciemniać, a powyżej tej wartości – stanie się całkowicie niewidoczny. Patrząc od boku, wydaje się, że ekran jest wyłączony lub uruchomiony jest wygaszacz. Zjawisko to obrazuje poniższy filmik:
Słowem podsumowania
Grasz w gry, oglądasz filmy, nie pracujesz na poufnych danych? Odpuść sobie zakup. Jeśli jednak pracujesz z wrażliwymi danymi, szczególnie przy żądnych oczach współpracowników i petentów chcących Cię tylko przyłapać na przerwie w serwisie PornHub, to będzie to produkt idealny dla Ciebie. Cena nie poraża i za format 15,6 cala zapłacimy ok 150 zł. Producent ma również w swojej ofercie filtry prywatyzujące o przekątnych 14, 21,5 , 24 oraz 23,8 cali.