Interfejsowi masochiści
Minęło już kilka dni od premiery mojego ulubionego systemu operacyjnego w odcieniach zgniłego fioletu (ah te kolory jesieni), wypada wiec napisać kilka ciepłych słów. Jak grzyby po deszczu pojawiają się wpisy, co bardziej zdesperowanych użytkowników Windowsa, którzy chcą odmienić szarą monotonię swojej egzystencji ze ślinotokiem wypalając płytkę z nową wersją pomarańczowego "U". Jest to swego rodzaju rytuał powtarzany cyklicznie, przejaw pierwotnego instynktu wojownika. Wystarczy jeden rzut oka, na tytuł aby wiedzieć co będzie dalej. Linuks nigdy się nie wybije bo nie ma gier, specjalistycznych programów i ogólnie "bida z nędzą". To akurat znam na pamięć, jednak od jakiegoś czasu pojawił się nowy obiekt pseudo krytyki - Unity. Nie żebym się smucił, ba sam wielokrotnie podawałem w wątpliwość stan umysłu deweloperów zatrudnionych przez wielkiego "C", a zwłaszcza głównego założyciela całej bandy, samozwańczego "M". Problem w tym, że ci "krytycy" stawiają znak równości pomiędzy pomarańczowym "U", a Linuksem. Innymi słowy "U" do kitu=Linuks do kitu". Niestety obrywa się przez to rykoszetem innym środowiskom graficznym, na co nie mogę pozostać obojętny. Wiem, wiem, wymagam za dużo, bo kto by się połapał w tym wszystkim. Ludziska ledwie znajdują przycisk download z pomarańczowym "U", trudno wymagać aby pobierali jeszcze inne distro z "niebieskim K". Nie, lepiej co pół roku, niczym pies Pawłowa, pobierać wciąż to samo distro z tym samym środowiskiem graficznym, a potem lamentować jaki ten Linuks syfiasty. Czasami mam wrażenie, że niektórym to się podoba, taki półroczny masochistyczny obrzęd. Jednak są jeszcze gorsi...
Długodystansowcy
Być może co poniektórzy pamiętają jeszcze rajskie czasy GNOME 2. Wielkie pomarańczowe "U" było wtedy twierdzą wszelkiego piękna i nieskalanej estetyki. Niestety lokalnemu władcy, samozwańczemu "M" lekko odbiło i postanowił zburzyć całe miasto, aby na jego zgliszczach powstało nowe w stylu metro-modern. Część przerażonych mieszkańców uciekła do sąsiednich miast (niebieskiego K i leciwego X). Jednak większość pogodziła się z losem i zaakceptowała nieuniknione. Została jeszcze trzecia grupa krzykacze-cykory. Nie mieli oni odwagi opuścić pomarańczowego "U" i swoją niedolę wykrzykują na forach, w komentarzach i innych mniej lub bardziej dziwacznych miejscach. Nie dostrzegają oni, a raczej brak im odwagi aby wyjrzeć za ogrodzenie i udać się do wielkiego wspaniałego "K", które swym blaskiem już dawno przyćmiło pozostałe miasta. Oni nadal wolą kisić się na ruinach dawno zapomnianej chwały i narzekać - długodystansowo z przyzwyczajenia.
Linus maratończyk
Linus Torvalds jest postacią niezwykle barwną, znaną z nieskrepowanego wyrażania swoich opinii i żywej gestykulacji dłońmi
Twórca Linuksa wielokrotnie wypowiadał się również o tym co myśli na temat środowisk graficznych. Swoje opinie wyraża dosadnie, co jakiś czas zmieniając obiekt swojej krytyki. W 2005 roku dostało się GNOME 2
This "users are idiots, and are confused by functionality" mentality of Gnome is a disease. If you think your users are idiots, only idiots will use it. I don't use Gnome, because in striving to be simple, it has long since reached the point where it simply doesn't do what I need it to do. Please, just tell people to use KDE
Kilka lat później dostało się KDE 4
I used to be a KDE user. I thought KDE 4.0 was such a disaster I switched to GNOME. I hate the fact that my right button doesn't do what I want it to do. But the whole "break everything" model is painful for users and they can choose to use something else
.
Po gorącej krytyce KDE Linus zmienił środowisko na GNOME 2, które wcześniej również zawzięcie krytykował. Jednak czasy się zmieniają a Linus nadal ostro wyraża swoje niezadowolenie. Tym razem z powodu GNOME 3
I want my sane interfaces back. I have yet to meet anybody who likes the unholy mess that is gnome-3.
W ten sposób Linus osiadał na XFCE (ale coś tam zdaje się ostatnio znowu kombinował z GNOME 3.x). W sumie krytyka jednego człowieka nie powinna wiele znaczyć, no chyba, ze jest on najbardziej wpływowym blogerem świata open source, cytowanym przez wiele portali IT.
W trosce o środowisko
Podobno najzacieklejszy krytycy to osoby, którym najbardziej zależy na dobru danego środowiska. W czasie swojego blogowania spotkałem tylko 2 osoby, które dałoby się zakwalifikować do tej grupy. I prawdę mówiąc tak szerokiej wiedzy o błędach, niedoróbkach i ogólnie wszelkich dysfunkcjach jeszcze nie widziałem. Te osoby używały KDE, jednak klękajcie narody, bo w pierwszej chwili miałem wrażenie, że to jakiś nawiedzony fanatyk Ubuntu ;p Ogólnie tok myślenia tych osób jest bardzo prosty. Im więcej krytykujemy tym nasze środowisko staje się lepsze, bo deweloperzy usłyszą nasz lament. Nie żebym miał coś przeciwko zdrowej krytyce. Ba nikomu jej nie odmawiam, sam przecież potrafię "ostro pojechać". Jednak jeśli już krytykujemy róbmy to z klasą, podając rzeczowe argumenty, a jeszcze lepiej gdy wskażemy alternatywę dla obiektu naszej krytyki, czyli coś co niemal od początku robię na swoim blogu...