Firmy a cenzura rządu
Fragment wczorajszego newsa:
Amerykański senator, Dick Durbin skierował zapytanie do firm internetowych, jak wspierają prawa obywatelskie w Chinach. Odpowiedź mają udzielić m.in.: Apple, Facebook, Skype, eBay, Amazon i Twitter.
Kolejny senator po prostu się lansuje w mediach, a ludzie mu wierzą. Pewnie guzik go obchodzą jacyś Chińczycy.
Po pierwsze - firma nie jest organizacją polityczną czy religijną (o ile nie jest przykrywką dla CIA albo innej AlQuaidy), więc ideologia jej nie dotyczy. Przecież kierownictwo firmy w zasadzie nie ma żadnej władzy nad pracownikami. Pracownik ma obowiązki zapisane w umowie o pracę, nie mogą one kolidować z przepisami prawa. Wykonuje swoją pracę za wynagrodzeniem, z niego utrzymuje siebie i swoją rodzinę. Często nawet nie jest emocjonalnie związany z pracodawcą.
I jak to sobie wyobrażacie, że kierownictwo jakiejś firmy nakaże swoim pracownikom łamać przepisy lokalnego prawa dla jakiejś ideologii czy innego swojego widzimisia oraz narażać się na odpowiedzialność karną? Przecież to nierealne, cóż miałby w tej sytuacji zrobić pracownik? Mógłby albo zrezygnować z pracy i donieść na pracodawcę władzom (nakłanianie do popełnienia przestępstwa), albo narażać się na więzienie (lub gorzej). Czyli kierownictwo jakiejś firmy nie mogłoby w żadnym wypadku wydać takiego zarządzenia.
W przypadku konfliktu na linii firma-rząd, firma zawsze jest na przegranej pozycji. Firma może być znana i mieć ogromne pieniądze, ale nie ma czegoś, co ma każdy rząd - uprawnienia do stosowania środków przymusu. Firmy nie zatrudniają uzbrojonych najemników do ochrony przed funkcjonariuszami państwowymi (policją, wojskiem) danego kraju. Międzynarodowa korporacja może co najwyżej próbować ewakuować najwyższe kierownictwo oraz konta bankowe z zagrożonego rejonu, ale lokalni pracownicy i majątek pozostają.
Więc to nie jest kwestia chęci zysku. Nie oczekujcie od firm walki politycznej, one po prostu nie mają takich możliwości. Zawsze muszą działać zgodnie z lokalnym prawem, jakie by ono nie było, albo zrezygnować z działalności. Trzeciego wyjścia nie ma.
Po drugie - amerykańskie media same wspierają rządową cenzurę w swoim kraju. Przykładowo, mają zakaz przekazywania informacji o stratach wojsk w Afganistanie i Iraku, a nakaz pokazywania skutków zamachów na cywilów. Czyli 99% wiadomości pokazuje "złych" tubylców mordujących z zimną krwią nieuzbrojonych ludzi, choć takie zamachy stanowią może 1% ogółu, zdecydowana większość to działania partyzanckie wymierzone w uważane za okupacyjne wojska. Czyli na polecenie władz media po prostu kłamią. Nie mówienie części prawdy też jest kłamstwem, gdyż zmienia światopogląd.
Bez przerwy reklamy mówią o firmach i ich produktach, z firmami ma każdy z nas do czynienia na co dzień, jesteśmy pracownikami firm. To trochę zaciemnia obraz sytuacji, gdyż akurat firmy nie należą do sił kształtujących dzieje świata.
Jest zasadnicza różnica pomiędzy pracownikiem firmy a funkcjonariuszem państwowym - kiedy pracownik firmy odmówi wykonania polecenia, co najwyżej może zostać zwolniony i nie dostanie pensji, jeśli funkcjonariusz państwowy odmówi, grozi mu odpowiedzialność karna, często włącznie z karą śmierci. Kiedy funkcjonariusz państwowy nie dostanie z jakiś powodów wynagrodzenia (np. wskutek wojny, kataklizmu), nie zwalnia go to z obowiązków.