Windows niezastąpiony! Jaki znowu Windows?
Panuje przekonanie, że Windows ma monopol od lat, tylko na niego pisze się profesjonalne programy, nie ma realnej konkurencji. Okazuje się, że owa dominacja Windowsa nie jest taka znowu długa, jej lata w zasadzie można policzyć na palcach jednej ręki.
Chyba każdy interesujący się komputerami zauważył, że na filmach z Hollywood do niedawna Windows praktycznie nie występował. Były albo macintoshe, albo coś takiego dziwnego, z zielonymi obwódkami, ewidentnie to nie okna Windowsa. Powszechnie uważa się, choć mylnie, że to filmowa fikcja, fałszowanie rzeczywistości. Pod koniec opiszę, cóż to za dziwny kosmiczny system.
Ostatnio wpadła mi do ręki książka o maszynach cyfrowych, pochodząca z połowy lat siedemdziesiątych. Konstrukcja oraz parametry owych konstrukcji współcześnie mogą wzbudzać uśmiech politowania (chyba dlatego ta książka leżała w koszu na uczelni). Taka maszyna zajmowała całe pomieszczenie, każdy blok funkcjonalny był w eleganckiej i sterylnej białej szafie (gabarytowo zbliżonej do szafy na ubrania). Jako pamięci operacyjnej używano maleńkich pierścieni ferrytowych, zaczynała pojawiać się pamięć elektroniczna. Jeden standardowy moduł miał 4KB, w razie potrzeby używano więcej modułów. Jako pamięć stała służyła albo taśma magnetyczna, albo bęben magnetyczny, pojawiały się pierwsze dyski twarde. Do wprowadzania programów do maszyny używano taśmy perforowanej lub kart dziurkowanych (każde z tych rozwiązań miało wady i zalety). Natomiast do komunikacji z maszyną służyły tzw. teledatory, czyli przerobione dalekopisy. Rozwiązany był problem logów systemowych, bowiem teledator drukował na papierze zarówno wprowadzane komendy, jak i odpowiedzi maszyny. A już pełen wypas stanowiły elektroniczne terminale, wyposażone w klawiaturę, monitor, pamięć obrazu (z jej powodu były bardzo kosztowne) oraz pióro świetlne.
Wspominam o tym z tego powodu, że zadziwiające były zastosowania tych maszyn. Potrafiły sterować liniami kolejowymi, rezerwacją oraz wydawaniem biletów (na pociągi oraz samoloty), rozplanowaniem pracy personelu szpitala, kartami medycznymi (sugerowały nawet możliwe choroby, błędy w diagnozie, kierowały wydawaniem leków), służyły jako symulatory zachowania się konstrukcji lotniczych, symulatory manewrów wojskowych, wyliczały najkorzystniejszą pozycję okrętów w konwoju, prowadziły inne obliczenia inżynierskie oraz naukowe (pogoda, prądy oceaniczne, rozprzestrzenianie się zanieczyszczeń powietrza), itd. itp. Pomimo ich parametrów!
Skok do przodu, gazetka z 1992 roku. Standardowy komputer PC wyposażony jest w procesor 386 33MHz, 1..4MB RAMu, dysk 20..80MB, system MS DOS 5.0 oraz Windows 3.0. Mnóstwo oprogramowania do wyboru - edytory tekstu, arkusze kalkulacyjne, programy graficzne, encyklopedie, dosłownie wszystko, co można sobie wyobrazić, a nawet więcej. W owym czasie laptop z monitorem 640x480 był równie responsywny co współczesny z Core2Duo i 4GB RAMu. Gdzie ten postęp?
I tu dochodzę do owego dziwnego systemu operacyjnego z filmów. To najczęściej po prostu DOS! Tak wyglądały programy dla DOSa.
Otóż Windowsa w firmach, instytucjach oraz innych poważniejszych zastosowaniach zaczęto na dobre stosować dopiero gdzieś w latach 2001...2003. Wcześniej po prostu nie było nadającego się Windowsa. Był co prawda Windows NT 3.x, później NT 4.0, ale miał zastąpić UNIXa w drogich, dwuprocesorowych stacjach roboczych. Na typowego PC‑ta był zbyt wymagający, nie obsługiwał USB, multimediów, DirectX, nawet Plug&Play. Z kolei "domowe" wersje - Windows 1, 2, 3, 95, 98, to były zabawki. Pół biedy z wymaganiami sprzętowymi, ale gdyby pracownikowi wykrzaczył się Windows po kilku godzinach pracy, a co gorsza Windows nadzorujący elektrownię, fabrykę czy coś tam jeszcze, to byłby problem.
Powszechnie używano DOSa i w zupełności wystarczał do specjalizowanych zastosowań. Jeszcze w 2001 roku ponad połowa nowych programów dla firm była w wersji dla DOSa. I całkiem nieźle sobie radziły. Komputer uruchamiał DOSa, DOS programik o objętości kilkunastu-kilkuset kilobajtów, a taki programik potrafił nadzorować całą hutę czy elektrownię. Z powodu swojej prostoty nigdy nie wykszaczył się. Nie było problemów z obsługą, wystarczyło by pracownik potrafił wpisać nazwę programu oraz znał jego interfejs (i niby systemy tekstowe są trudne?)
A obecnie trudno znaleźć na tyle słaby komputer, by uruchomić DOSa, zastąpiły go równie proste sterowniki przemysłowe, komputery służą tylko do wizualizacji ich pracy. Nawet są do tego zbyt szybkie (nie potrzeba im przeglądarek z flashem czy odtwarzarek FullHD), stąd powstawanie procesorków typu Atom.
Jak widać na przykładach, nie zawsze nowsze jest lepsze. Współcześnie informatyka poszła w ilość, nie jakość. Graficzny system z wodotryskami nie musi zajmować płyty DVD, wystarczy... dyskietka (przykład - MenuetOS).
Pozycja Windowsa nie jest taka znowu niezagrożona jakby sie wydawała, gdyż do wielu poważnych zastosowań wystarczy programik o objętości kilku kilobajtów. Każdy średnio rozgarnięty programista mógłby taki napisać. Na dowolny system operacyjny.