Vaio telenowela - odcinek 2410: ekran dotykowy
Każdy dzień z nowym komputrem pozwala odkrywać mi nowe zakątki do tej pory niezbadanych możliwości. Kontynuujmy więc te kwestie i poruszmy dosyć ciekawy element.
Posiadam model z końcówką EB – co dla miłośników Vaio Pro powinno przemówić i sprawić, że otworzą oczy z niedowierzania. Po chwili stukną się w głowę i będą już wiedzieli lepiej niż ja sam, że kupiłem komputer tylko dla szpanu. Bo ten model ma dotykowy ekran.
Po cholibkę Ci dotykowy ekran w laptopie Max?
Okazuje się, wbrew obiegowej opinii, że się przydaje. I nie, wcale nie widać na nim zapaćkanych śladów po palcach. Ale to o tym za chwilę.
Pamiętam, bardzo dobrze iż tablet miał być moim pomocnikiem w pracy – taka była idea jego kupna. Wiecie, jestem trochę mobilnym człowiekiem i poza kilkoma stałymi rzeczami robionymi przy biurku, obsługuje też dosyć luźne robótki i zlecenia. Zdarza się, iż spotykam się z klientami w zacisznej kawiarence usadawiając się na wygodnych fotelach i popijam kawę lattę radząc jak to można wiele rzeczy usprawnić. Cel 10 calowego tabletu z klawiaturą był więc szczytny. Transformer spisał się w tej robocie całkiem nieźle. Jednak nie rewelacyjnie. Zamiast tego stał się centrum domowej rozrywki. Proste gry, w które rywalizujemy razem z żoną, pomoc w kuchni, sterowanie YouTubem na telewizorze, szybko sprawdzenie wikipedii, a nawet puszczanie muzyki i bezproblemowy dostęp do maili, gdy siedzę w domu.
Praca z tabletem uzmysłowiła mi wtedy, że nie jest on lepszy od laptopa, ani gorszy. Jest to po prostu całkowicie inny tryb, który można zrozumieć dopiero obcując z tym urządzeniem na co dzień. Dzień w dzień przez kilka miesięcy. Różne osoby mówią, jak to nie widza sensu w tabletach bo mają swoje mini laptopki, gdzie mogą obsługiwać wszystko wygodnie, ale tak naprawdę nigdy nie dały szansy tak wielkim dotykowym urządzeniom.
Ognyś popełniłem wpis o mitach tabletowych i niewiele się od tamtego czasu zmieniło. Napisałem wtedy, cytując:
Machinę tę zaczynamy rozumieć w momencie, gdy dostajemy ją w swoje łapy, bowiem wcześniej nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie interakcji z tabletem, gdyż nasze mózgi pracują w formie tylko klawiaturowej. Wieloletnie wyrobione nawyki powodują, że obsługa tabletu jest dla nas abstrakcją, taką samą jak np. 40 lat temu musiało być abstrakcją poruszanie kursora po ekranie za pomocą myszki.
Teraz, posiadając na kolanach laptop z ekranem dotykowym chciałbym raz jeszcze napisać powyższe dwa zdania, w lekko zmienionej formie: Potrzebę posiadania dotykowego ekranu zaczynamy rozumieć w momencie, gdy dostajemy go w swoje łapy, bowiem wcześniej nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie interakcji z taką kombinacją, gdyż nasze mózgi pracują w formie tylko klawiaturowo-myszowej. Wieloletnie wyrobione nawyki powodują, że obsługa dotykowego ekranu w laptopie jest dla nas abstrakcją, taką samą jak np. 40 lat temu musiało być abstrakcją poruszanie kursora po ekranie za pomocą myszki chodzącej po stole, a 10 lat temu posiadanie telefonu komórkowego bez klawiszy numerycznych.
Więc jak spojrzeć na taką hybrydę – na stwora który ma klawiaturę i ekran dotykowy? Czy jest to coś w rodzaju Asusa Transformera wielokrotnie wspomnianego na moim blogu? Nie. 13 calowy laptop Sony jest czymś kompletnie innym z dwóch powodów. Po pierwsze system (Windows 8) a po drugie konstrukcja, która nie pozwala odpiąć ekranu. I całe szczęście.
Nowy OS Microsoftu naprawdę dobrze radzi sobie z ekranami dotykowymi i został pod nie zaprojektowany. To po prostu czuć. Każda funkcja, każdy ruch, każda rzecz, nawet cholerny przycisk zamykania okna jest w jakiś sposób ulepszona aby można była maźnąć palcem. Office potrafi się cudnie przeskalować, metro jest przyjemne w odbiorze, dochodzą domyślnie haczyki do plików i folderów, oraz masa drobnych szczegółów, które wpływają na wygodę użytkowania. Okazuje się, że nawet ta nieszczęsna procedura wyłączania komputera poprzez charmbar jest po prostu intuicyjnie łatwa i wygodna.
To jednak jedna strona medalu, drugą jest sama konstrukcja laptopa – czyli konstrukcja… no laptopowa. Taka normalna. Z klapą.
W jaki sposób to pomaga i dlaczego ekran dotykowy może być po prostu wygodny, okazuje się podczas uwaga: dłuższej pracy. Na ten przykład, zdarza mi się często dużo pisać (patrz ten tekst) gdzie obie dłonie leżą na klawiaturze a myszka jest ułożona gdzieś z boku w pozycji absolutnie nieznanej – kursor zapewne wisi gdzieś w rogu, aby nie zasłaniał tekstu. Nagle przychodzi powiadomienie z o nowym mailu i zaczynają się cuda…
… gdy nie posiadałem ekranu dotykowego sięgałem po myszkę. Poświęcałem sekundę na znalezienie kursora (machając ostentacyjnie gryzoniem po podłożu) lub po prostu próbowałem od razu wbić się w prawy górny róg, oczywiście i tak chwilę trzeba było na to poświęcić aby precyzyjnie wycelować. Kliknięcie w powiadomienie otwierało okno, potem mychą celowałem w przycisk usunięcia (bo to spam był) a na samym końcu wyrabiając u siebie cieśnię nadgarstka zjeżdżałem w dół aby przełączyć program – lub jak pamięć mnie chwyciła użyłem Alt Taba). Potem rękę przesuwałem nad klawiaturę i pisałem dalej, aż do kolejnej wiadomości.
… gdy jednak dorobiłem się ekranu dotykowego wystarczyło podnieść rękę do góry, tapnąć w powiadomienie (dobrze wiem gdzie ono jest i dobrze wiem gdzie jest moja dłoń). Tapnąć w ikonkę usuwania a na końcu zrobić Alt Tab albo przesunąć palcem w prawo aby wrócić do pisania opuszczając tylko nieznacznie dłoń.
Głupota? Będzie jęczeć coś o skrótach klawiszowych, coś o tym, że ten kursor od razu znajdujecie. Ale serio, nie widzicie możliwych ułatwień waszego życia?
Nie neguje jednak istnienia myszy, bo jest ona genialna w swojej działce wskazywania dokładnego miejsca i znacznie wygodniejsza w momencie gdy już trzymamy na niej dłoń. Po prostu ekran dotykowy widzę jako rewelacyjne uzupełnienie laptopa i zagospodarowanie przestrzeni gdzie gryzoń po prostu staje się irytujący.
Dlatego naprawdę polecam zakup laptopa (w tym wypadku ultrabooka) z ekranem dotykowym nie dlatego, że ktoś mi płaci za to, ale dlatego, że to jest naprawdę przyjemne i użyteczne rozwiązanie. Dlatego również odradzam kupienie dużego All In One z ekranem dotykowym, ponieważ odległość ekranu od klawiatury w tym wypadku jest niezwykle istotna i machanie rękoma aż tak mocno JEST niewygodne ;)
Na koniec, dla rozrywki, zostawiłem sobie krótką dygresję na ostatni element czyli najpopularniejszy argument antydotykowy - zasyfiony i zapaćkany ekran. Odpowiedź mam tylko jedną, tę samą co zawsze - ponieważ jest to taki sam problem jak w przypadku tabletów, gdzie przy podświetleniu, po prostu tego nie widać. No chyba, że wcześniej jedliście dżem rękoma. Dobry dżem.
Postscriptum odnośnie touchpada. Ekran dotykowy > Touchpad. Zawsze!