Office 2013 - 17 mgnień...
Począwszy od Windows 95 do teraz (Windows 7) zmieniałem systemy operacyjne dość dynamicznie, ciekaw nowych rozwiązań. Czasem przestawienie się kosztowało odrobinę wysiłku (coś nowego trzeba było poznać, czegoś się douczyć), ale nigdy nie miałem wątpliwości, że za swoje pieniądze mam coraz lepiej. Dokładnie tak samo było z pakietem Office – od wersji 97 do… dziś.
Przedostatnie podejście do Windows 8 przeprowadziłem 16.08.2012 i system ten gościł na moim komputerze kilka godzin.
Całkiem niedawno Microsoft stworzył możliwość darmowego testowania pakietu Office 2013 Professional Plus przez 60 dni od momentu instalacji. Skorzystałem. Ściągnąłem wersje 32 i 64 bit. Dość długo nie udawało mi się zainstalować ani jednej, ani drugiej. Na ekranie pojawiały się (identyczne) komunikaty o niewłaściwej wersji systemu operacyjnego. Przez chwilę rozważałem opcję zakupu nowego pakietu Office 2010, bo dawało to za małą kasę możliwość migracji do wersji 2013. Niecałe trzysta złotych to nie taki znowu majątek i już niewiele brakowało…
Jednak postanowiłem spróbować raz jeszcze i tym razem testowy pakiet Office 2013 Professional Plus wreszcie udało mi się zainstalować. Przyjrzałem się ikonom plików .docx. Otworzyłem program Outlook. Moim oczom ukazał się taki oto widok i…
…doznałem déja vu. Znów miałem na komputerze siermiężny, toporny i ohydny MS Windows 95. I już wiedziałem, że nie. Nigdy! Pod żadnym pozorem! Czegoś tak obrzydliwego nie życzę sobie mieć nawet za darmo.
Tak więc finalny Office 2013 gościł na moim komputerze około 17 minut. I wystarczy.
Oczywiście to podejście też nazywam przedostatnim. Jeśli kiedyś wpadnie mi do głowy pisać artykuły na klawiaturze telefonu, to kto wie… może nowy pakiet biurowy… przepraszam – telefonowy Microsoftu się sprawdzi. Do tego czasu – fora ze dwora!