Bezprzewodowe ładowanie z OMEGĄ
24.02.2015 02:04
[img=Omega]
Do niniejszego wpisu sprowokowała mnie niedawna aktualność DobrychProgramów. Bezprzewodowe ładowanie to niewątpliwie przyszłość, a ujednolicenie standardu tak jak to miało miejsce w przypadku ładowania za pomocą portu microUSB może tylko przysłużyć się nam w przyszłości. Jest jednak luty 2015 roku i póki co nie wygląda to jeszcze tak różowo.
Geneza
Współczesne smartfony mają ogromne zapotrzebowanie na energię elektryczną. Doświadczamy tego bezustannie, codziennie podłączając nasze urządzenia mobilne do „karmiących” je ładowarek. Dawniej, w środowiskach biznesowych, popularnym rozwiązaniem był zakup drugiej baterii, która pozwalała na wydłużenie czasu działania telefonu z tygodnia, do nawet dwóch bez konieczności stosowania zasilacza. Jeszcze niedawno, rozwiązanie to stawało się coraz popularniejsze wśród zwykłych użytkowników. Niestety, oryginalne baterie mają swoją cenę, a tanie zamienniki… powiedzmy, że są po prostu obarczone brzemieniem słowa „tanie”… Pojawiła się więc nisza rynkowa dla urządzeń znanych jako „PowerBanki”, czyli po prostu uniwersalne zasilacze posiadające własną baterię. Główną zaletą ich zastosowania jest brak konieczności wyłączania telefonu w celu uzyskania dodatkowej energii.
Szczerze powiedziawszy, kompletnie nie rozumiem fenomenu PowerBanków. Są zdecydowanie cięższe od konwencjonalnych baterii (zarówno oryginalnych, jak i zamienników), ich wydajność rzadko przekracza 70%, a cenowo lądują w środku stawki.
O co chodzi z tą wydajnością? Zakładając, że bateria w przeciętnym smartfonie ma ok. 1500-3000 mAh, zakup powerbanku o pojemności niższej niż (odpowiednio) 2300-4500 mAh praytkcznie mija się z celem, bowiem potencjalnie ani razu nie uda mu się naładować naszego urządzenia do pełna, nawet, jeśli na czas ładowania je wyłączymy (co zaprzecza kompletnie idei wykorzystania mobilnego zasilacza). Innymi słowy: tracimy ogromne ilości energii w skali globalnej, bowiem nie tylko następuje utrata energii przy ładowaniu telefonu, ale także przy ładowaniu samego powerbanku.
Tym niemniej, zmuszony jestem przyznać otwarcie: w erze prądożernych wyświetlaczy FullHD oraz UHD, potężnych procesorów o mocy podobnej do laptopów sprzed niecałej dekady, oraz ogromnej ilości połączeń bezprzewodowych (LTE + Bluetooth + WiFi funkcjonujące jednocześnie lub naprzemiennie) nie ma miejsca na dyskusję. Powerbanki są i przez długi czas będą koniecznością. Fakt ten już teraz wykorzystują mniej znani producenci, wytwarzający swoje urządzenia w Chinach. Takie marki jak Measy, Omega czy M-life coraz częściej witają na stronach głównych serwisów poświęconych światu IT.
Omega Smartphones Qi Wireless Charger + Powerbank
lub prościej Omega OUWCL3
Omega to firma wypadająca nienajgorzej na tle swojej konkurencji. W sporządzonym przez PCLab rankingu, ich konstrukcja o pojemności 10.000 mAh otrzymała rekomendację, plasując się na drugim miejscu w rankingu wydajności. Skuszony tym rankingiem jestem jej szczęśliwym posiadaczem. Nie wahałem się więc długo nad zakupem kolejnego urządzenia tej firmy, łączącego funkcjonalność powerbanku z ładowarką indukcyjną.
OUWCL3 dostępny jest w sieci nie taniej niż za 130 zł (stan na dzień 2015-02-22 wg serwisu Ceneo.pl ). Miałem szczęście zakupić go odrobinkę taniej w hipermarkecie Auchan, wydając jedynie 119 zł. Jako, że urządzenie to wspiera standard Qi, jest kompatybilny z wieloma urządzeniami, w tym m.in. Samsungiem Galaxy S5 wzbogaconego o obsługującą indukcję tylną klapkę.
Bezprzewodowy powerbank Omegi to podobnie do siostrzanego Assmanna (sic!) „rebrandowany” produkt marki Ednet (kod producenta 31884), sprowadzony do naszego kraju przez krakowski Platinet S.A., różniący się w głównej mierze wyglądem. Wewnątrz znajduje się zestaw litowo-polimerowych ogniw (dane omegi nie są tu jednoznaczne, stąd posiłkuję się informacjami Ednetu) o pojemności 8.000 mAh. Wydajność prądowa nie mniejsza niż 70% sugeruje, że możemy z jego pomocą (przy odrobinie szczęścia) do dwóch razy w pełni naładować oryginalny akumulator Samsunga Galaxy S5. W zestawie z urządzeniem otrzymujemy cienki, ok. 40 centymetrowy uniwersalny przewód USB‑microUSB i sporządzoną łamaną polszczyzną instrukcję obsługi. Treść tej ostatniej najwyraźniej jest dość uniwersalna, bowiem zawarte w niej zdjęcia pochodzą właśnie z urządzenia Ednetu. Co ciekawe, angielska i polska wersja kompletnie się różnią merytorycznie…
Wygląd i funkcjonalność…
Jak już wspomniałem wcześniej, urządzenie łączy w sobie dwie funkcje: powerbanku i ładowarki indukcyjnej. Samo w sobie wygląda naprawdę atrakcyjnie, i zgodnie z firmową tradycją, przypomina urządzenia ze stajni Apple'a. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie jeden istotny zapis w instrukcji (co ciekawe - występuje tylko w wersji angielskiej, i na próżno go szukać w spolszczeniu…). Brzmi on następująco:
Please pay more attention, do not charge with wireless charging for mobile phone when re‑charge this machine.
Jest to punkt 11 sekcji Important notes. W wolnym tłumaczeniu, zabrzmi to mniej więcej:
Należy zachować szczególną ostrożność, nie ładując bezprzewodowo telefonu komórkowego w trakcie ładowania tego urządzenia.
Oznacza on ni mniej ni więcej, że funkcję bezprzewodowego ładowania należy wykorzystywać tylko i wyłącznie po odłączeniu od sieci elektrycznej, a więc z wbudowanej baterii.
Spytacie dlaczego? I tu jest właśnie pies pogrzebany.
…kontra wady
Urządzenie Omegi tragicznie się przegrzewa. O ile ładowanie samego powerbanku nie rozgrzewa go jakoś strasznie, o tyle już rozładowanie doprowadza do sytuacji, gdzie ciężko je utrzymać gołą ręką, szczególnie w okolicach portów USB. Co się jednak stanie, gdy postanowimy naładować swój telefon z użyciem indukcji magnetycznej?
Dla testu umieściłem rozładowanego (15% baterii) Galaxy S5 na OUWCL3. Przez pierwsze dwie minuty, kiedy ekran był jeszcze włączony a ja normalnie korzysta łem z leżącego na stole urządzenia, prąd ładowania był tak niski, że stan baterii w dalszym ciągu spadał (14%). Postanowiłem więc profilaktycznie zrestartować mojego Samsunga, i pozostawić go z wyłączonym ekranem na powerbanku Omegi przez pół godziny.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że wg aplikacji Charging Report, urządzenie ładuje prądem o natężeniu między 620 mAh (włączony ekran) a 760 mAh (wyłączony ekran). Jest to wynik tożsamy z tym z oryginalnego uchwytu samochodowego z funkcją ładowania indukcyjnego.
Po upływie 30 minut sprawdziłem, co w trawie piszczy. Tylna klapka telefonu oraz stykająca się z nią góra powerbanku osiągnęły temperaturę uniemożliwiające komfortowe trzymanie ich gołą ręką. Co gorsza, sam powerbank w miejscu gdzie telefon wcale się z nim nie stykał (w okolicach portów USB) niemal parzył. W kontekście wspomnianego wcześniej, nieprzetłumaczonego na nasz język ojczysty, fragmentu instrukcji, wyobraźcie sobie co musiałoby się dziać z urządzeniem, gdyby jednocześnie było podłączone do prądu…
Dodajmy do tego, że w trakcie 30 minut testu dwukrotnie byłem zmuszony „myszkować” telefonem po powerbanku, aby zaprzestał on licznych podłączeń i rozłączeń ładowania. Zdaniem producenta, dopuszczalna odległość telefonu od urządzenia to 1 centymetr, zaś przesunięcie odbiornika względem nadajnika to 2 centymetry. Biorąc pod uwagę, że udało się osiągnąć ładowanie o pełnej mocy, nie ma mowy o jakimkolwiek przesunięciu – skąd więc rozłączenia?
Podsumowanie
Omega Smartphone Wireless Charger + Powerbank OUWCL3 to bardzo śmiała konstrukcja, mająca wprowadzić nas w erę prawdziwie bezprzewodowego ładowania. Tutaj bowiem nie tylko telefon nie jest podłączony przewodem, lecz także sam zasilacz nie wymaga podłączenia do sieci na czas ładowania. Niestety, funkcjonalność zamknięta w estetycznej obudowie została zabita przez kompletnie niepoważne rozwiązanie kwestii odprowadzenia ciepła. W grubo przekraczających wartość progową dla komfortowego trzymania przez człowieka temperaturach, istnieje realne zagrożenie drastycznym spadkiem trwałości baterii w obu urządzeniach (ładowanym i ładującym). Ponadto, jeśli wcześniej rozładujemy Omegę, nie ma szans na jednoczesne jej ładowanie i indukcyjne zasilanie telefonu. To sprawia, że jako ładowarka bezprzewodowa, Omega staje się kompletnie bezużyteczna w stosunku do oryginalnej podstawki Samsunga.
Dla leniwych...
Plusy
- Powerbank i ładowarka indukcyjna w jednym urządzeniu
- Dobry stosunek pojemności do gabarytów
- Estetyczny design
- Atrakcyjna cena (119-140 zł)
Neutralne
- Poza funkcją indukcyjną, zwykły powerbank 8.000 mAh
Minusy
- Poważne problemy z przegrzewaniem
- Nie można ładować indukcyjnie, gdy urządzenie jest podłączone do sieci
- Instrukcja obsługi (różnice treści w języku angielskim i polskim niewynikające z tłumaczenia)
- Łatwo łapiąca brud obudowa
Ze względu na przegrzewanie się mojego egzemplarza, a także nierzadkie rozłączanie i podłączanie w trakcie ładowania bezprzewodowego, w najbliższym czasie zwrócę go do sklepu jako towar wadliwy. Nie chce mi się jednak wierzyć, że to przypadłość tej jednej sztuki, dlatego też odradzam zakup tego sprzętu, jak i siostrzanych produktów Assmanna i Ednetu.
PS Wybaczcie mi jakość zdjęć - korzystałem z improwizowanego planu zdjęciowego :)