Moja „walka z wiatrakami” – ASUS Lamborghini – część 1
Słowem wstępu, odnośnie „walki z wiatrakami”. Mam pecha, i to sporego. 90% sprzętu, który zakupię, jest fabrycznie uszkodzony lub wadliwy. Praktycznie w ciągu pierwszego miesiąca od zakupu, sporo spośród tych 90% ląduje na reklamacji. Pozostała część to zbyt malutkie "badziewia", żeby się o to martwić.
Co kreuje taki los? Nie mam bladego pojęcia. Po prostu tak jest i tyle. Możliwe, że ja uznaję za wady coś, co inni uznają za zwykłe zużycie lub po prostu umieją przeboleć. U mnie jest zasada: jak coś kupuję, to działa to co najmniej 2 lata bez "uszczerbku na zdrowiu". No i to by było na tyle, nic więcej.
Niniejszy wpis poświęcony jest części pierwszej moich zmagań z firmą ASUS odnośnie wyprodukowanego przez nich netbooka ASUS Automobili Lamborghini VX6. Rzecz miała miejsce w Listopadzie i Grudniu roku pańskiego 2011.
ASUS Automobili Lamborghini VX6
Ci, którzy na bieżąco przeglądają mojego bloga, wiedzą, że strasznie się cieszyłem, gdy otrzymałem swojego pierwszego netbooka. Co więcej – nie byle jakiego, a należącego do sławnej serii Automobili Lamborghini – model VX6. Aktualnie, na rynku dostępny jest jego młodszy brat, wzbogacony o literkę „S” w nazwie, oraz krótszy czas działania na baterii ze względu na zmianę architektury swojego potężnego jak na netbooka silnika, na konkurencyjny.
Sama konstrukcja netbooka oparta jest na modelu EeePC 1215N. Różnice tkwią w szczegółach. Zacznijmy jednak od ceny – najwyższe modele obu serii dzieliła przepaść 400 zł, co przy kwotach nieprzekraczających 2,5 tys. zł jest sumą dość sporą, przynajmniej na studencki budżet (zresztą, kto normalny kupuje netbooka za tyle pieniędzy?!). Za tę różnicę otrzymywaliśmy jednak kilka rzeczy, i to właśnie one są tymi „szczegółami”. Po pierwsze, VX6 nie przejawiał charakterystycznych dla swojego bliźniaka wad obudowy – przed 1215N byłem niejednokrotnie ostrzegany, głównie ze względu na nieprawidłowe spasowanie elementów, skrzypienie, a także sporadycznie pękające elementy. Idąc dalej, komponenty wewnętrzne. Model standardowy, choć mógł posiadać każdy z elementów Lambo, nie mógł ich mieć (przynajmniej w Polsce) wszystkich jednocześnie. Aby wiec mieć zarazem USB3.0, dysk twardy o pojemności 320GB oraz 4 GB RAM (co ciekawe, dopakowanego przez sklep, a nie producenta, który dawał maksymalnie 2 GB), trzeba było dorzucić wspomniane wcześniej 400 zł. „Cóż” – pomyślałem – „za jakość trzeba płacić” – i z ciężkim sumieniem dokonałem przelewu.
Przyznam Wam szczerze, że dzisiejsza seria Automobili Lamborghini to już nie to samo co kiedyś. Drewno? Skóra? Doskonałe parametry? To może System Operacyjny z najwyższej półki? Niestety, VX6, jak też VX6S to ładne plastikowe pudełeczka, z 64‑bitowym procesorem sterowanym za pomocą 32‑bitowego Windowsa 7 Home Premium. Całe szczęście, że mam swojego Win7 Pro 64‑bit z MSDNAA (studia) - inaczej, na co mi 4 GB RAM‑u? Owszem, są elementy wyróżniające, jak np. piękne logo serii na klapie, czy też lustrzana plakietka z nazwą serii między dwoma przyciskami zasilania. Ale już touchpad to porażka – zbiera tłuszcz, palec nie może wykonywać płynnych, śliskich ruchów, jak na wykonanych z gorszych materiałów urządzeniach niektórych konkurentów. Plastik w miejscu oparcia nadgarstków oraz dookoła klawiatury (jest to monolit) zbiera tłuszcz w sposób jeszcze bardziej nieprzyjemny – nie daje się go bowiem zmyć, no chyba, że skorzystałbym z jakiegoś środka czyszczącego, a i w to wątpię. Gwoździem do trumny jest twardy dysk, który zamknięty szczelnie w obudowie jest dla mnie niedostępny do chwili zakończenia gwarancji, a i po niej ciężko będzie wymienić go na SSD – wymagane jest do tego celu „rozprucie” połowy komputera, co w przypadku 1215N kolegi skończyło się uszczerbkiem na zdrowiu kilku zatrzasków (niech spoczywają w pokoju…).
Dlaczego więc, pomimo tej całej fali krytyki, wybrałem VX6? Inne netbooki były za słabe, a 1215N nie miał korzystnych recenzji co do jakości elementów zewnętrznych. Potrzebowałem małego komputerka o mocy pozwalającej mi na swobodną grę w starsze tytuły, oraz w miarę wygodną pracę biurową / internetową. 4‑6 godzin na baterii również nie były tragicznym wynikiem, choć ASUS mógł się bardziej postarać. No tak czy siak, jestem z niego w miarę zadowolony. W miarę, zważywszy na ostatnie wydarzenia.
Klawiatu[ctrl+v]a
No, w końcu, treść. Trochę przesadziłem ze wstępem, uznajcie go jednak za krótką recenzję tego sprzętu. Jak się pewnie domyślacie, coś się w VX6 popsuło. Rzut oka na tytuł wskazuje, że chodzi o klawiatu… klawiatu… klawiatuę. Klawiatuę. Chorobcia, co z tą literką „R”?!
Przez jakiś czas zmuszony byłem korzystać z systemowego schowka, celem pisania tej literki, a do logowania się do systemu wykorzystywałem klawiaturę ekranową. Nie miałem po prostu kiedy złożyć reklamacji. Na szczęście nie trwało to długo i w końcu sprzęt zgłosiłem producentowi (jak się okazało, nie istnieje tu gwarancja sklepu i producenta, a jedynie ta druga, stąd też wysłanie sprzętu do sklepu skończyłoby się przedłużeniem procesu reklamacji o ok. 2 tygodnie i obciążeniem mnie kosztami transportu do sklepu). Wyobrażacie sobie mój zawód, kiedy zrozumiałem, co się właśnie dzieje? Reklamuję sprzęt, który kupiłem za wyższą cenę tylko po to, żeby go nie musieć reklamować. W efekcie, okazało się, że pieniądze wrzuciłem w błoto…
Zgłoszenie przyjęte. Pakowanie.
Mija kilka godzin od zgłoszenia. Zostaje wezwany kurier. Tu pojawia się pierwszy problem – netbooka trzeba spakować. W czasie jego rozpakowywania, regularnie wykonywałem zdjęcia, aby wiedzieć jak go spakować ponownie w razie reklamacji (przyzwyczajenie).
Jak można zauważyć, na jednym ze zdjęć spod czarnego worka prześwituje złote logo Automobili Lamborghini (jest ono wypukłe, stąd dobrze je widać). Netbook stoi zatem na nóżkach, klapą do góry, i przytrzymywany jest przez zamknięte boczne klapy wnęk pudełka. Jest to fabryczny sposób pakowania, co w tamtym czasie potwierdziłem w rozmowie ze sklepem. Dlaczego o tym wspominam?
UWAGA!!! W przypadku pakowania komputera w oryginalny karton prosimy o umieszczenie go w taki sposob, by spód komputera zwrócony był w górę opakowania. Prosimy o umieszczenie oryginalnego opakowania w dodatkowym kartonie, w przeciwnym wypadku sprzęt może ulec w transporcie uszkodzeniu, którego nie obejmie usługa gwarancyjna.
Ciekawe, nie sądzicie? Producent pakuje sprzęt w określony sposób, a serwis nakazuje mi zapakowanie go zupełnie na opak? Ktoś mi powie, o co tu chodzi? Zalatuje mi tu smrodem działania na niekorzyść klienta – problem w tym, że nie wiadomo przez kogo – przez producenta, czy przez serwis.
Z wrodzonej przezorności, wykonałem telefon do Pomocy Technicznej ASUS Polska. Ciekawostką jest, że jako Polak, nie mam żadnego innego kontaktu z firmą ASUS – formularze, nawet na stronach zagranicznych ASUS, po wybraniu kraju zakupu komputera przesyłają wiadomość do tego konkretnego kraju, natomiast linie telefoniczne nie przyjmują połączeń międzynarodowych. Pomoc techniczna przez chat z producentem? Owszem, ale tylko na terenie USA i Kanady. Dla Polaków zostaje tylko i wyłącznie Pomoc Techniczna ASUS Polska (infolinia, mail, chat), bezpośrednio do producenta nie można przesłać nic. Odbiegłem jednak od tematu – po co dzwoniłem? Chciałem dowiedzieć się, czy mam zapakować komputer zgodnie ze zdjęciami, czy zgodnie z opisem z generowanego automatycznie maila. Konsultant potwierdził moją wersję, uzasadniając ją tym, że informacja dotyczy pozostałych komputerów serii EeePC. Poinformował mnie, że są one pakowane asymetrycznie, co może powodować zagrożenie uszkodzeniem (więc czemu są tak pakowane – ciśnie się wręcz na usta), natomiast modele Lamborghini są pakowane centralnie, co je dodatkowo zabezpiecza.
Dodajmy do tego moje własne uzasadnienie – podłoże jest proste, natomiast klapa nieregularna, delikatna, i w dodatki ma wypukłe logo serii, które przyjmowałoby nacisk punktowy przy ustawieniu komputera do góry nóżkami. W efekcie, postanowiłem nie zastosować się do ostrzeżenia z maila, słuchając przy tym porady konsultanta (który przecież kłamać nie może) – komputer ustawiłem zgodnie z moimi zdjęciami. Zasilacz po lewej, w osobnym worku, kabel do zasilacza w osobnym, również po lewej, komputer pozbawiony akumulatora zapakowany do swojego czarnego worka, z osłoną klawiatury i ekranu na swoim miejscu. Prawa komora kartonu zajęta przez baterię w swoim oryginalnym worku, razem z notatką bezpieczeństwa dodawaną do niej standardowo. Zostawiłem ją tam w sumie odruchowo, zresztą tak jak wymaganą kopię rachunku i kartę gwarancyjną oraz rozszerzoną informację reklamacyjną wraz z zawartością paczki i uwagami (formularz online ma ograniczoną liczbę znaków). Pozamykałem kartonowe komory, umieściłem komputer klapą do góry, zamknąłem karton, zakleiłem taśmą klejącą w miejscu plomby producenta, umieściłem w drugim pudle wykorzystując oryginalne, również kartonowe, dystanse, wszystko zakleiłem, owinąłem papierem, oznakowałem, zabezpieczyłem taśmą wszelkie łączenia i narożniki. Taką paczkę następnego dnia odebrał kurier.
Dwa dni później…
…było po wszystkim. Naprawdę! Naprawili go! W 2 dni! Co to za filozofia, rozebrać nierozbieralny komputer, wymienić w nim całą klawiaturę, i złożyć to od nowa, bez uszkodzenia… No przecież każdy by to potrafił!
Tak, specjalnie ironizuję, byłem bowiem pod wrażeniem. Serwis uporał się z moim problemem błyskawicznie. Byłem niezwykle zadowolony, i już chciałem pisać pieśni dziękczynne dla ASUSa, jednak…
Odbiór
W poniedziałek (sprzęt wysłano w piątek) nie mogłem być w domu. A kurier i tak musiałby do mnie przyjechać. Sąsiadów nie było, wiec praktycznie nie miałem szans odebrać komputera. Kuriera by to oczywiście rozzłościło – to już nie te czasy, gdy można było się telefonicznie dogadać, żeby przyjechał następnego dnia, a tego dnia paczkę przetrzymał. O nie, teraz każdy kurier jest sprawdzany, zapewne przez GPS, gdzie się znajduje, o jakiej godzinie, i czy dostarczył paczkę. To wszystko niby dla naszego dobra, ale… no ale. Ale taki kurier musiałby przyjechać, odbić się od drzwi, i spróbować następnego dnia. Zwróćmy tu też uwagę, że Poznań jest w chwili obecnej tragicznie rozkopany, stąd przejazd do mojego domu nie jest najbardziej szczęśliwy dla pracownika firmy kurierskiej. Ostatecznie, zmieniłem więc punkt dostawy na magazyn UPS na drugim końcu Poznania. Może i nie było to opłacalne finansowo (sam musiałem po swoją paczkę jechać, gdyż ASUS nie wykupił usługi natychmiastowej z weekendami, a standardową), ale przynajmniej miałem komputer 3 dni przed czasem, oraz zadowolonego kuriera (a to moim zdaniem ważne, aby ludzie z naszego otoczenia byli zadowoleni i z przyjemnością z nami współpracowali). Ja ułatwiam jemu pracę, on ułatwia mi życie – wszyscy zadowoleni.
No dobra, gdzie jest haczyk? Po pierwsze, komputer wrócił zapakowany tak, jak zapakowany być nie powinien – do góry nóżkami, opierając się brzegiem klapy o narożnik kartonu, z wystającym poza wewnętrzny karton workiem, z otwartą jedną z kartonowych komór (które po zamknięciu „ściskają” komputer), władowaną w niego baterią, osłoną ekranu i klawiatury zgniecioną gdzieś w otwartej komorze… wszystko na odwal. Z tego względu, razem z kurierem dokładnie obejrzeliśmy wszystko. Choć w sumie, to bardziej poprawnym stwierdzeniem byłoby, że obejrzałem ja. Kuriera interesowały jedynie kartony – jeśli one nie noszą śladów uszkodzeń, kurier nic nie zrobi.
Kurierzy
Tu jest ciekawa kwestia. Zarówno kurierzy DPD, jak i UPS, trzymają się zasady, że liczy się karton. Nie wiem jak z innymi firmami, jednak nie jednego kuriera gościłem, i sytuacja jest powtarzalna w różnych województwach, miastach, regionach. Jak karton nie jest uszkodzony, odmawiają przygotowania protokołu. Jakieś 2 lata temu, protokół mogłem spisać nawet, jeśli w nienaruszonej paczce brakowało np. jednej książki (z winy sprzedawcy). Dziś, mimo, że regulaminy się nie zmieniły, odmawia mi się takiego czegoś. A sklepy nadal oklejają swoje paczki taśmą z napisem proszącym o rozpakowanie paczki przy kurierze i spisanie protokołu w razie uszkodzeń lub braku czegokolwiek. Jak to więc jest? Kto ma rację? Kurierzy, mówiący „nas interesuje karton” oraz „nie, nie mamy nożyka / czasu celem rozpakowania paczki”, czy sprzedawcy, proszący o wykonanie tej czynności i składający odpowiedzialność na barki kuriera?
Ha-ha-haczyk…
Wracając do haczyka – niestety, dopiero w domu zobaczyłem, że sprzęt wrócił jednak uszkodzony. Już pominę kwestię, że zgubiono notatkę dołączaną do baterii – przecież to „śmieć”, prawdę mówiąc. Ktoś z Was to czytał? Widocznie serwis doszedł do wniosku, że nikt (ja mam odmienne zdanie). Niemniej, podnosząc komputer, zauważyłem, że bateria nie trzymała się tak, jak powinna – odchyliła się lekko w ręce. Szybka inspekcja (zdjęcia poniżej) objawiła straszną prawdę: jeden z zatrzasków był poważnie ułamany (choć uszkodzeniu uległy chyba oba).
Kto był winny? Kurier, którzy mógł rzucić paczką? Kto wie, choć komputer przecież został zapakowany „poprawnie”, zdaniem serwisu i notatki z maila… To może winne jest jednak pakowanie? Wiecie, bateria w komputerze, albo ułożenie, składające całą siłę nacisku na klapę komputera i (może?) baterię? Obie wersje wykluczyłem – paczka nie nosiła śladów uszkodzeń, a komputer na baterii się nie opierał (prędzej spodziewałbym się uszkodzenia ekranu, czy to od kartonu, czy to od niezabezpieczonej klawiatury). Pozostała jedna wersja – wkładając baterię, pracownik serwisu uszkodził zatrzaski. Nieistotne jak, po prostu była to jedyna możliwa wersja. W międzyczasie, nikt inny baterii nie wkładał do komputera, a gdy ja ją wyciągałem, zatrzaski były całe.
Co powie tata?
Zadzwoniłem natychmiast do Pomocy Technicznej ASUS Polska. Odebrał Pan Jacek B. Zaniepokoił się sytuacją, poprosił o zdjęcia celem potwierdzenia sprawy i rozpatrzenia, czy będzie to traktowane jako uszkodzenie mechaniczne, czy też jako zaniedbanie (innymi słowy, określi, czy moje roszczenia są zasadne). Wykonałem zdjęcia (tak, to te powyżej), materiał filmowy, wszystko to udostępniłem Panu Jackowi drogą mailową.
Przez następnych parę dni, walczyłem o otrzymanie odpowiedzi (miała nadejść „natychmiast”). W końcu, w trakcie jednej z rozmów telefonicznych, Pan Jacek przez chat wewnętrzny podał innemu pracownikowi infolinii informację, że mam wysłać sprzęt do serwisu, gdyż zdjęcia za wiele nie mówią (jak go o tym ostrzegałem telefonicznie, informował, że wystarczą do podjęcia decyzji), a oni zdecydują co dalej. A gdzie obiecane potwierdzenie, czy jest to roszczenie zasadne, czy nie?
Zasadne, czy nie zasadne – oto jest pytanie!
No cóż, zadowolony, czy też nie, zapakowałem komputer ponownie. Ponownie zgodnie z oryginalnym pakowaniem. Dodałem jeszcze fragment folii bąbelkowej, aby dodatkowo zabezpieczyć klapę komputera (założyłem, że może się ona przydać w razie ponownego „dziwnego” pakowania ze strony serwisu). Wystosowałem też do serwisu list (załączyłem go w pudełku). O jego treści, jak i o dalszych wydarzeniach, poinformuję Was w następnej części.
Może zepsuję Wam zabawę w detektywów, ale aby nie godzić w renomę firmy ASUS, napiszę, że komputer do mnie wrócił. Został naprawiony w ramach gwarancji. Ale spokojnie, jest jeszcze parę informacji, których nie wyjawiłem, a które przedstawię Wam w części drugiej ;) Ot, jakie kroki podjął ASUS względem mnie, jak został zapakowany komputer tym razem, co i jak zostało wymienione…
A zatem – do następnego odcinka!