Świadomość a świat internetu
07.07.2016 | aktual.: 15.07.2016 09:43
Przez wielu rodaków przemawia dziś gorycz, rozczarowanie, żal. Rozumiem to. A przynajmniej staram się zrozumieć. Uważam, że gdyby ludzkiej społeczności, zamieszkującej nasz kraj, w latach 60‑tych, podarowano taką wolność, jaką sobie wywalczyliśmy w roku 1989, to rodacy z tamtych czasów byliby w euforii i tańczyliby na ulicach, z radości. Wspólnotowemu szczęściu i ogólnej wesołości nie byłoby końca... A nam? Nam wystarczyło euforii tylko na chwilę, na jeden błysk! Dlaczego tak się stało? Mam wrażenie, że starczyło nam radości i rozsądku tylko na chwilę, bo w nas wszystkich załamało się wcześniej coś, o czym nie chcemy wiedzieć, że się załamało; bo trudne, niewygodne fakty, umysł stara się nie zauważać, spychając je do ciemnej czeluści nieświadomości. W latach 60‑tych istniał jeszcze prymat "ja społecznego" nad "ja indywidualnym". A to stanowiło o sile ówczesnej wspólnoty i o zdrowiu duchowym poszczególnych jednostek. Jeszcze wtedy "ego" nie mogło odwracać się od życia, nie podejmować trudu dorastania, nie mogło podążać w kierunku infantylizmu i resentymentu. Prymat "ja społecznego", wymuszał na jednostce proces jej dojrzewania i takiego ukształtowania własnej osoby, by nie być nieznośną i przerażającą, lecz przyjazną, dobrą i sympatyczną dla innych. Ale już gdzieś tak w połowie lat 60‑tych, wraz z nowym rodzajem muzyki i rewolucją obyczajową, owe "indywidualne ja" (ego) zaczęło wyzwalać się spod władzy dominującego "ja społecznego". Myślę, że życie jest nad wyraz inteligentnym procesem i taka zmiana była koniecznością, bo choć prymat "ja społecznego", przez długi czas dobrze służył więziom międzyludzkim, to jednocześnie był jednak pewną formą nacisku z zewnątrz, a więc niejako rodzajem psychologicznej przemocy. Trzeba było porzucić ten stary system, by wypracować nowszy, lepszy, na miarę czasów wolności i demokracji. I właśnie tu cały problem! Nie chcemy dostrzec tego niewygodnego acz palącego problemu. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że teraz to już tylko my sami, jesteśmy odpowiedzialni za doprowadzenie samych siebie do stanu dojrzałości, do wzięcia odpowiedzialności za stan własnego umysłu i za całokształt swego życia. To właśnie tu jest pies pogrzebany. Wszyscy coś straciliśmy: samoistną radość życia, optymizm, pozytywne nastawienie, nadzieję na lepsze jutro... Straciliśmy to wszystko, co przynosił nam kontakt z ową głębszą strukturą, z naszym autentycznym centrum, z naszą Jaźnią (duszą). I wciąż biernie czekamy, aż "to" samo do nas wróci. A jak ma wrócić, skoro sami już postawiliśmy na prymat “ego” i przyjmujemy za dobrą monetę jego wyzwolenie? Nie da się przecież dwa razy wejść do tej samej rzeki. Nie można, stojąc w szerokim rozkroku, iść jednocześnie naprzód. Dlatego powszechnie uderzamy w resentyment. Stąd tylu niezadowolonych z wolności uzyskanej w 1989 roku, stąd tylu maruderów, tylu bredzących o "zdradzie i przekrętach" przy Okrągłym Stole, i tylu robiących z igły widły (z nieuniknionych potknięć, w trudnym procesie transformacji, czyniących "straszliwe afery, złodziejstwo i samo zło"). Wszystko to resentyment, którym karmią się ludzkie umysły, by ukryć własną niemoc i bierność, wobec konieczności wzięcia na siebie odpowiedzialności, za osobistą transformację, za osiągnięcie punktu Jaźni, w którym to wolność uszczęśliwia, a nie przeraża. Tylu ludzi chce mieć tę radość, jaką w latach 60‑tych przynosił nam kontakt z Jaźnią, ale żeby ta radość sama do nich przyszła, bez wysiłku z ich strony. A przecież to niemożliwe! Dlatego “trzeba oskarżać” innych ludzi, trzeba “walczyć z rzeczywistością”, zamiast się nią cieszyć. Ci co nie żyli w latach 60‑tych, ludzie urodzeni później, też są obarczeni tym skrywanym problemem. Im też potrzeba osiągnięcia punktu Jaźni, ale skoro wcześniejsze pokolenie ukryło ten jakże ważny problem, nie mówiło o nim, nie zajmowało się nim, to młodzi ludzie są jeszcze bardziej zagubieni niż starsze pokolenie, co widać chociażby po wynikach ostatnich wyborów - to młodzi wyborcy przeważyli szalę, na korzyść zwycięstwa sił antydemokratycznych, sił resentymentu i destrukcji. Skoro bowiem ten problem stale jest ukryty, młodzi nie mają innego wyjścia, jak brnąć dalej, w ślepy zaułek resentymentu. Jeśli chodzi o mnie, to w wyniku pewnych zawirowań i trudności rodzinnych, przeszedłem załamanie, poważny kryzys tożsamości. Przez lata całe trzeba mi było pracować nad swoim umysłem, nad problemami z przeszłości, przez co musiałem wyłączyć tak zwane "mechanizmy obronne", nie pozwalające dostrzegać tego, co kłopotliwe i niewygodne. Potrafię więc patrzeć na problem, którego większość nie chce wciąż zauważać, a przez co zmuszona jest wybierać rozwiązania pozorne - ucieczkę od prawdziwych wyzwań, jakie niesie życie, w resentyment i życie w rzeczywistości pozbawionej głębi wartości. To właśnie dlatego, tak wielu jest w naszym kraju ludzi niezadowolonych, rozczarowanych zmianami w 1989 roku i późniejszymi reformami. Resentyment tak wielu ludziom przysłonił ich rozum, ich serce i sumienie. Ale żeby to dojrzeć, potrzeba śmiałości, odwagi, pewnego rodzaju determinacji. Trzeba zakwestionować te wyżłobione bezrefleksyjnie koleiny umysłu, wiodące do kręcenia się w kółko lub do porażki. Człowiek pogrążony w szponach swego resentymentu, jeśli przeczyta te słowa, pomyśli pewnie sobie - "jakie brednie pisze ten człowiek, idealista od siedmiu boleści"! Nasz problem tkwi w naszych głowach, tak naprawdę, a nie w rzeczywistości zewnętrznej, choć on przekłada się także na tę rzeczywistość zewnętrzną, niszcząc nasze wzajemne zaufanie, niszcząc ludzką współpracę i solidarność, niszcząc demokrację i państwo prawa, i wreszcie niszcząc wewnętrznie ducha ludzkiej jednostki i ludzkiej wspólnoty. Jednak opresja, jaką sami sobie zafundowaliśmy, musi także, jak mi się wydaje, przynieść ozdrowienie, poprzez odnalezienie prawdziwego źródła naszych problemów i zajęcie się nim. Uwzględniając to, że najbliższe trzy lata mogą być dla nas wszystkich ciężkie, mimo wszystko, jestem optymistą. To nie ludzkie “ego” kreuje proces życia. Kreuje ten proces mądrość znacznie “ego” przerastająca.
A my - Róbmy swoje! https://youtu.be/ii33_jjkdo8
"Resentyment – pojęcie filozoficzne, oznaczające zjawisko tworzenia iluzorycznych wartości oraz ocen moralnych jako rekompensaty własnych niemocy i ograniczeń. Teorię resentymentu sformułował niemiecki filozof Fryderyk Nietzsche". https://www.wikiwand.com/pl/Resenty... Moim zdaniem resentyment jest wynikiem regresu (cofnięcia się) do wcześniejszego, bardziej infantylnego "ja" (jako wyniku braku pracy nad sobą, pracy nad osiągnięciem własnej duchowej dojrzałości). Widzimy ów regres, szczególnie wyraźnie, u polityków rządzących obecnie naszym krajem, niszczących demokrację i państwo prawa, w myśl swoich ubzduranych, oderwanych od życia, przekonań, które zdają im się wielkimi ideami.
PS: Sens ogólny tego co tu napisałem, jest taki, że ludzie biadający (albo wściekający się), robią to słusznie! Bardzo słusznie! Ale cel tego biadania jest całkowicie przez nich chybiony! Bo biadają nad urojonym problemem zewnętrznym, podczas gdy celem tego biadania powinien być odpowiadający mu konkretny problem wewnętrzny, z którym większość rodaków nie uporała się, bo ów kłopotliwy problem usunęła sobie [dla komfortu, który kocha “ego”] z pola własnej świadomości, przenosząc realny problem na problemy urojone i w ten sposób, pozornie tylko, ratując się przed wewnętrzną opresją.
*********************************************************************************************
Komputer jest niejako przedłużeniem naszego umysłu. I służy nam tylko o tyle, o ile wolnym od uprzedzeń i błędnych przekonań jest nasz umysł. Chciałbym tu, na blogu, zajmować się tematyką ludzkiego umysłu, w aspekcie tego, jak wykorzystuje on współczesne technologie i jak one, z kolei, wpływają na naszą świadomość.