Siódmy sen dewelopera
Śpiący przewrócił się na bok i wysoko podciągnął kołdrę pod brodę. Mlasnął raz i drugi. Po chwili ciszę zmącił dźwięk. Najpierw prawie niesłyszalny, jakby ktoś powoli rozrywał pod nim prześcieradło. Coraz szybciej. W końcu dźwięk zaczął przypominać syrenę wpływającego do portu okrętu. Uwieńczony został ostatnim taktem przypominającym bulgot wydostającego się metanu z dna bagna. Nie było to jednak nic z tych rzeczy. Na twarzy śpiącego rozlał się uśmiech zadowolenia i ogromnej ulgi.
Młody deweloper wstał minutę przed swoim budzikiem. Nie ruszał się jeszcze, czekał. Gdy tylko rozległo się ciche tykanie dzwonka młody deweloper wyłączył go. Leżał jeszcze bez ruchu i słuchał. W kuchni wyraźnie coś kliknęło. Wstał i sprężystym krokiem poszedł do łazienki. Światło zapaliło się. Spojrzał w lustro i uśmiechnął się do swojego odbicia. Rząd białych zębów nie różnił się odcieniem od śnieżnobiałych kafelek wokół lustra. Golona dwa dni temu broda była już wyraźna, ale zdecydował się tego dnia nie używać maszynki. Wymył zęby uważnie i poszedł do kuchni.
Właśnie gdy wchodził ekspres do kawy rozpoczął żmudne przeciskanie wrzątku przez drobno zmieloną i mocno ubitą kawę. Rozszedł się cudowny zapach. Śniadanie na stole wzięło się nie wiadomo skąd. Dwie grzanki z dżemem morelowym, do tego sok z pomarańczy. Zjadł, wypił, wyszedł do pracy. Dziwnie poczuł się, gdy otwierał drzwi samochodu. Nie pamiętał kiedy do niego wsiadł i jak dojechał do biura. Po chwili zdecydował, że po prostu zamyślił się i zrobił to automatycznie. To się mu wcześnie zdarzało.
Przed wejściem do swojego biura spotkał kilkanaście osób. Mężczyźni podawali mu rękę i ściskali ją, część komplementowała silny uścisk. Kobiety patrzyły mu w oczy i uśmiechały się lekko. Zatrzasnął drzwi od swojego pokoju i stanął zaraz za nimi. Przez moment myślał co przeczytał na tabliczce. Szef projektu? Szef działu? Kierownik? Otworzył drzwi by się upewnić, ale nie wisiała na nich żadna tabliczka. Wzruszył ramionami, zamknął ponownie drzwi i podszedł do biurka. Stał na nim mały, poręczny laptop z logiem nadgryzionego okienka. Młody deweloper uśmiechnął się do siebie i nacisnął lekko klawisz odpowiedzialny za włączenie. Po sekundzie ekran rozjaśnił się ukazując okienko logowania. Wprowadził swoje dwudziestotrzy znakowe hasło. Za chwile uruchomił się jego klient pocztowy i terminarz. Popatrzył w niego. Miał dziś 14 spraw do załatwienia. Jakieś zwiększenie wydajności zapytania, przynajmniej o kolejnej 7%, refaktoryzacje projektu, rekrutację, oraz spotkanie biznesowe z zarządem spółki. Czyli, jeśli wszystko dobrze pójdzie zostanie mu prawie 3 godziny na samorozwój.
Uruchomił swoje ulubione IDE. Po prostu kliknął dwa razy w ikonkę, a nowe okienko pokazało się, w jednym z paneli ukazując siedem głównych projektów. Sprawa pierwsza z terminarza - gdzieś w kodzie jest wąskie gardło. Rozwinął gałąź projektu, przebiegł wzrokiem po folderach i plikach, kliknął jeden z nich. Po chwili uśmiechnął się dobrodusznie, choć z lekkim politowaniem. Nacisnął klawisz na telefonie i poprosił do siebie jednego z deweloperów. Wskazał mu błąd w jego metodzie, poprawił ją przy nim, skompilował projekt i uruchomił testy wydajnościowe. Wydajność zwiększyła się o 9%. "Mamy sukces!", powiedział do swojego podopiecznego. Ten zaś uśmiechnął się do niego szczerze i podziękował. Za chwile spotkanie codzienne z zespołem, więc druga kawa zdarzy się zaparzyć. Tym razem z mlekiem.
Zespół jak zwykle stawił się punktualnie. Wszyscy doskonale wiedzieli co robić, wszystko działało tak, jak należy. Zespół testów dostawał swoje zadania odpowiednio wcześnie, programiści pisali kod schludny, jasny, komentowany i przede wszystkim niezawodny. Bazodanowycy optymalizowali zapytania i model danych. Po kwadransie było po wszystkim.
Młody deweloper usiadł ponownie przed komputerem, włączył cicho muzykę i zaczął pisać. Choć nie, on nie pisał, on tworzył. Tworzył z zapałem, talentem i doświadczeniem. Zadanie wyestymowane na i godzinę kodowania zajęło dokładnie 52 minuty. Oddał kod do review. Czas na spotkanie z zarządem.
Zarząd firmy stawił się w komplecie. Trochę to zdziwiło młodego dewelopera. Jeden z prezesów musiał pokonać prawie 700 kilometrów. Przywitali się i przedstawili mu nowe wytyczne. Projekt był doskonale przygotowany od strony biznesowej. Wszystkie wątki dokończone, brak luk w logice biznesowej, pełna i przejrzysta dokumentacja."Potrzebujemy 4 miesiące". "Macie 6". "Ale oddamy po 4". "W takim razie każdy dostanie dwa miesiące pełnopłatnego urlopu". Podali sobie dłonie. "Mamy jeszcze jedną sprawę. W związku z wspaniałą kondycją firmy, którą zawdzięczamy doskonałemu zespołowi deweloperskiemu otrzymuje pan premię. Przekazujemy do Pańskiego portfela pakiet 3% akcji firmy. To będzie..."
Rekrutacja to była czysta przyjemność. Obserwować jak młodzi i chętni do pracy zabierają się za zadania, jak doskonale prezentują swoje umiejętności i najlepsze cechy. Największy problem był z tym, że mógł wybrać tylko jedną osobę. Na szczęście na tle innych doskonale prezentował się jeden z rekrutowanych. Mówił biegle w dwóch językach, brał udział w wielu profesjonalnych projektach, potrafił pracować w zespole na równi z pracą indywidualną, skończył również studia doktoranckie. Wszystko mając lat 22. Doskonale wkomponuje się w zespół.
Kod młodego dewelopera wrócił z review przed godziną 12. Został przekazany do działu testów. Jednocześnie programista, który rewidował kod pozwolił sobie na wysłanie wiadomości email do swojego szefa. Dziękował w nim z możliwość obcowania z kodem, który (cytując) ociera się o doskonałość tak mocno, jak doskonały wydaje się absolut i czas. Informował w nim także, że to właśnie taka praca sprawia mu największą przyjemność, a zaszczytem i powodem do dumy jest każdy kolejny dzień w biurze.
Koło godziny 13 było po wszystkim. Wszystkie zadania z terminarza zostały zakończone. Młody deweloper przeciągnął się na swoim fotelu. Skomplikowana konstrukcja oparcia przytrzymała każdy element ciała. Oparł wygodnie głowę na zagłówku i przymknął oczy. Próbował sobie przypomnieć kiedy ostatni zorganizował jakiś wypad motywujący dla zespołu. Napisał sobie wiadomość, że musi to załatwić jutro. Już się cieszył na myśl o szczęśliwych pracownikach i ich rodzinach.
Ciszę zmącił telefon. Dzwonił jakby ze studni, młody deweloper zmarszczył brwi, ale podniósł słuchawkę. Cisza. A dzwonek dzwoni. Rozejrzał się po pokoju. Poczuł, że nagle spada. Myśl, przerażająca i nie dająca spokoju, że zapomniał o czymś i wszystko zaraz straci przedarła się do jego jaźni i ukuła boleśnie. Kolejny dzwonek. Zamknął oczy, mrugnął...
Śpiącego zbudził budzik. Dzwonił, ba, darł się już tak, że zbudzić mógł pół bloku. Śpiący zmielił w ustach przekleństwo i popatrzył na cyfry. Trzeba wstawać. Autobus nie poczeka. Umył się szybko. Nie udało mu się powstrzymać przed rzuceniem bluzgi, gdy zauważył, ze nie ma kawy...