Reolink Go — monitoring bez prądu i WiFi
Reolink w swojej ofercie ma cały wachlarz kamer do domowego monitoringu, a także bardziej zaawansowane rozwiązania przy wykorzystaniu technologi PoE ze scentralizowanymi sieciowymi nagrywarkami (NVR).
Model Reolink Go, który przedstawię w dzisiejszej minirecenzji, jest inny. Jest ona zupełnie niezależna od zasięgu sieci WiFi czy źródła zasilania. Cała transmisja obrazu do naszego smartfona działa dzięki 4G LTE lub sieci 3G. Dodatkowo, model ten posiada wbudowany akumulator o pojemności 7800 mAh, który może być ładowany za pomocą panelu słonecznego.
Dzięki tym dwóm cechom Reolink Go możemy użyć w dowolnym miejscu: w domu letniskowym, na trwającej budowie czy w lesie i wykorzystać tę kamerkę do obserwowania dzikich zwierząt na zasadzie foto pułapki. Standardowo dla marki, obudowa modelu Go jest koloru białego o obłej bryle (jajo). Jej wymiary to 113 mm długości (plus 80 mm mocowanie) i 75 mm średnicy. Wokół głównej soczewki rozmieszczono sześć diod podczerwieni, mikrofon, czujnik światła i PR (pasywny czujnik podczerwieni, który służy do wykrywania ruchu).
Oczywiście kamera spełnia normę IP65, co gwarantuje odporność na warunki atmosferyczne. Producent deklaruje niezawodną pracę w temperaturze: -10° to 55° C. Obudowa Reolink Go jest „rozbieralna”. Otwierając ją, otrzymujemy dostęp do wymiennej baterii, którą możemy ładować oddzielnie, slotu na kartę SIM i microSD i przycisku przywracania kamery do ustawień fabrycznych.
Na frontowej części znajdziemy jeszcze maskownice mikrofonu i slot microUSB do zasilania kamery. W tej wersji Go ma możliwość bycia kompletnie niezależnym od gniazdka elektrycznego, dzięki wymiennej baterii lub możliwości podłączenia panelu słonecznego Reolink Solar. Oczywiście możemy również podłączyć go za pomocą dowolnej ładowarki, aby umożliwić doładowywanie akumulatora w razie potrzeby.
Reolnik na moją prośbę podesłało mi wspomniany panel słoneczny, abym mógł sprawdzić jakość dostawy energii z recenzowaną kamerą. Przyznam, że jestem pod dużym wrażeniem. Otóż potrafi on bez problemu naładować 50 % akumulatora w słoneczny dzień i utrzymywać go na poziomie dziewięćdziesięciu kilku procent. Bezsprzecznie jest to zależne od aktywności samego urządzenia i nasłonecznienia w ciągu dnia. Ale i tak zacnie wypełnia to zadanie.
Reolink Go potrafi przechwytywać obraz w maksymalnej rozdzielczości 1080p@15. Obraz jest ostry, choć mógłby być nieco bardziej, w końcu ten parametr odgrywa ważną rolę w tego typu urządzeniach. Dużym plusem soczewki w Go jest jej szeroki kąt widzenia, który wynosi 110° i tryb nocny, potrafiący wykryć ruch do ponad 10 metrów. Myślę, że takie parametry do domowego monitoringu są zupełnie wystarczające.
Reolnik Go, tak jak poprzednie recenzowane modele (Argus i E1), posiadana wbudowany głośnik i mikrofon, co pozwala na komunikację dwukierunkową. Speaker także możemy użyć, jako straszak uruchamiając syrenę lub komunikat głosowy, jeśli kamera wykryje ruch.
Niezbędnym kompanem dla kamer Reolnika jest ich dedykowana aplikacja kliencka, w której to możemy skonfigurować urządzenia, a także włączyć podgląd na żywo lub przejrzeć wcześniejsze nagrania, o ile wcześniej włóżmy kartę SD do kamery.
Konfiguracja modelu Go jest bardzo prosta. Wystarczy włożyć do środka niezabezpieczoną pinem kartę SIM, z pakietem danych i akumulator. Po kilkunastu sekundach kamera poinformuje nas, że nawiązano połączenie. Po tym musimy uruchomić aplikację towarzyszącą i zeskanować mały QR kod na kamerce i voila. Jeśli wszystko pójdzie poprawnie, powinniśmy zobaczyć bieżący podgląd wideo w naszym smartfonie.
Informacje o wspieranych częstotliwościach i standardach, a także operatorach GSM znajdziecie pod tym linkiem.
Samo oprogramowanie od ostatniej mojej recenzji w ogóle nie ewoluowało, więc nie będę uprawiał autoplagiatu i zapraszam do mojego poprzedniego tekstu. Jedną z różnic, jakie zaobserwowałem, są informacje o statystykach używania baterii. Aktualnie nie pokazują one kompletnie nic, bo czas pracy Reolnik Go jest jeszcze za krotki (zaktualizuję zdjęcie, gdy wykres zostanie wygenerowany). W aplikacji zabrakło mi zupełnie innych statystyk, związanych ze zliczaniem zużywanego transferu przez kamerkę. Dałoby to większą kontrolę i możliwość wykalkulowania, jaki pakiet danych jest potrzeby Go do bezawaryjnego działania.
Oczywiście wszystko możemy wyliczyć, ponieważ kamerka w dashboardzie pokazuje aktualny transfer dla jednego z dwóch profili jakości (płynny i wyraźny). Te możemy dowolnie konfigurować. Mamy do wyboru rozdzielczość, ilość klatek i maksymalną szybkość transmisji. Dzięki ostatniej pozycji można oszacować, ile danych będziemy potrzebować. Teoretycznie, jeśli wybierzemy tryb 1080p z domyślną szybkością transmisji 1,5 Mb/s, to kamera w przeciągu godziny wyśle 1 GB danych, o ile włączymy podgląd na żywo. Jednak jeśli wybierzemy tryb płynny, gdzie maksymalna rozdzielczość to 640x360 z domyślną szybkością 160 kb/s, to wtedy 1 GB wystarczy na ponad 10 godzin nieprzerwanego podglądu. Magia matematyki.
Moje testy przeprowadziłem na tarasie z widokiem na trakcję kolejową i ścieżkę rowerową, więc na próbkach wideo nie zobaczycie za wiele. Cały testowy setup widoczny na zdjęciu poniżej.
Według mnie kamerka naprawdę się sprawdzi w miejscach, gdzie dostęp do prądu i sieci bezprzewodowej jest ograniczony. Jakość wideo mogłaby być lepsza, ale wystarczy, żeby utrwalić niechcianych gości z lepkimi rękami. Szkoda, że Reolink Go nie posiada wsparcia dla WiFi i możliwości przełączania się na mobilny transfer tylko, wyłącznie wtedy, gdy ta pierwsza sieć zawodzi. Cena tego gadżetu też nienależny do najmniejszych. Producent wycenił model Go na ~289 Euro, to ponad 1300 zł. Nie mało, no ale ile mogą kosztować straty gdy łupieżca pojawi się na naszej działce? ;)